23 marca 2021

Od Ciernia

 Dla Ciernia dzień ten był wyjątkowo brzydki i depresyjny. Nie miał ochoty wstawać, aby zrobić swój obchód wokół ważnych dla niego roślin; sprawdzić ich stan zdrowia oraz życia. Leżał rozwalony na plecach w legowisku i wgapiał się w pajęczynę, na której siedział malutki pajączek. Pająki miały to do siebie, że całe dnie siedziały na sprężystej siatce i czekały, aż wleci w nią głupi robak. Tak mało do robienia, ale jak efektywne! Zawsze coś w końcu wlatywało w pajęczynę. Czasem oczekiwanie dłużyło się w nieskończoność, ale kiedy pojawiał się ten jeden durny robal, było co świętować. I tyle do robienia. Tylko tyle. Cierń chciałby być takim pająkiem.
Jakimś niespodziewanym cudem Cierń wygrzebał się z legowiska i wyszedł na prażące sierść słońce. W pierwszej kolejności skrzywił się, gdyż promienie słońca drażniły jego oczy i nie pozwalały mu otworzyć ich dostatecznie szeroko. Po przyzwyczajeniu się do niewygodnych warunków środowiska wpadł na pomysł, aby odwiedzić dawnego znajomego, medyka Industrii.
Cierń miał w dupie granice. Co to w ogóle są granice? Dla niego to tylko marny wytwór wyobraźni liderów, aby uwięzić swoich mieszkańców na danym terytorium. Tak, Cierń miał w dupie granice i szedł teraz w stronę Industrii, aby odwiedzić znajomego. Tak długi czas go nie widział… miał nadzieję, że wszystko z nim w porządku.
Tym sposobem dotarł spokojnie do klanu ognistych; z zaskoczeniem stwierdził, że dookoła jest więcej roślinności niż u Bezgwiezdnych. Co parę korków napotykał się na kwitnące kwiaty, których zapach mącił mu w głowie i sprawiał, iż musiał pochylić się, by posmakować słodkiego zapachu. Gdyby ktoś teraz spotkał Ciernia przez przypadek, zapewne pierwsze, co by spostrzegł, to błysk szczęścia w oczach wojownika. Dla plamistego psa nie było na świecie nic piękniejszego niż zdobiące krajobraz kwiaty i zielone rośliny.
Oderwał się od uroku natury i poszedł dalej, próbując sobie przypomnieć drogę, prowadzącą do legowiska medyka. Zupełnie zapomniał o fakcie, iż powinien być o wiele dyskretniejszy i pójście prosto do medyka klanu może zostać odnotowane przez tutejszego wojownika. Zapewne, a raczej na pewno, nie uszłoby mu to na sucho. Widok uciekającego Bezgwiezdnego przed zgrają wojowników Industrii nie jest codziennym widokiem, ale Cierń wolałby tego uniknąć.
— Co ty tu robisz? — zatrzymał go czyjś ostry głos.
Cierń rozejrzał się i ze zdziwieniem stwierdził, że nikogo nie widzi. Nawet się schylił, aby przypadkiem nie urazić niższego wojownika, ale nikt przed nim nie stał! Może mu się wydawało? To pewnie jedno z jego schorzeń, którego nie da się wyleczyć. Cały Cierń to jedno wielkie schorzenie, nie powinno już nikogo zadziwiać, że zaczął również słyszeć głosy.
— Gdzie jesteś? — zapytał jakby dla pewności.
Nagły szelest liści spowodował w mózgu Ciernia szybsze przesyłanie informacji. Zaczął łączyć fakty: tajemniczy głos, szelest liści oraz… obcy pysk tuż przed nim. Tak, to zdecydowanie nie są zwidy. Jakiś wojownik zdążył go nakryć.
— Nie wmówisz mi, że stąd jesteś — warknął obcy. — Od razu widać, że jesteś tym jednym… — kaszlnął — ...nienormalnym z Bezgwiezdnych. Widać po oczach… — kaszlnął znowu — ...że masz poprzewracane w głowie.
Cierń przekrzywił łeb, ponieważ nie zrozumiał ani jednego słowa wypowiadanego przez samca. Dziwna chrypa, ciągły kaszel i wrogi ton uniemożliwiał mu skupienie się na tym, co słyszał. Brzmiało to, jak potwory Dwunogów.
— Przestań kaszleć — zmarszczył brwi. — Nie rozumiem, co mówisz.
Wojownik Industrii uniósł wyżej łeb; był zdenerwowany i nie zamierzał tego ukrywać.
— Słuchaj, no — kaszlnął — nie będziemy tak rozmawiać. Okaż trochę szacunku starszemu.
Nagle w mózgu Ciernia rozległy się dzwony kościelne; przypomniał sobie, jak sam był chory, jak nie mógł złapać oddechu i kaszlał co jakiś czas. Czyżby obcy pies przeżywał to samo? Było to możliwe, powinien zaproponować mu, że zaprowadzi go do medyka.
— Mam pomysł! — Zadowolony podskoczył. — Wiem, co ci jest, drogi przyjacielu. Zabiorę cię do medyka z mojego klanu, on ci pomoże! Wyleczył mnie.
— Nie nazywaj mnie przyjacielem — warknął w odpowiedzi. — Nigdy nie pójdę do tych obszczanych — kaszlnął — Bezgwiezdnych.
Cierń spochmurniał. Nie rozumiał, dlaczego wojownik zakłada, że tereny jego klanu są obszczane. Przecież nikt nie oddawał moczu, gdzie popadnie. A to i tak tylko woda, racja? Przynajmniej tak myślał nasz bohater.
— Nie bądź uparty. — Przewrócił oczyma, po czym wyszczerzył się złowieszczo, jak te wszystkie upiory w horrorach, przez które moczysz spodnie. — Pan Leonis jest świetnym medykiem! Na pewno ci pomoże!
Aroniowy Cierń, bo tak nazywał się obcy wojownik, który miał przyjemność (albo nieprzyjemność) natrafić na Ciernia, cofnął się o krok i omiótł puchatego wzrokiem. W gardle drapało go niemiłosiernie, ale przez zaskoczenie nagłą zamianą zachowania Bezgwiezdnego, nie był w stanie nawet odkaszlnąć. Patrzył się na samca z wystawionym jęzorem, jak na… pomińmy to, co miało się tutaj pojawić.
— Zostaniesz uleczony, obiecuję ci to, panie…
— Aroniowy Cierń.
— O! — Podskoczył. — Mamy podobne imię.
Wojownik plunął na ziemię. Miał już serdecznie dość; ale mimo przekonania, że Cierń to skończony palant, który z niewiadomych przyczyn znalazł się na terenach ognistych, postanowił z nim pójść. Być może to gorączka, która wstrząsnęła nim każdej nocy, nie pozwalając spać lub uciążliwy kaszel, który nie pozwalał mu się normalnie wypowiedzieć?Jeśli spojrzymy na to z tej strony, od razu zrozumiemy, jaka myśl narodziła się w główce Aroniowego!
— Prowadź.
Cierń zadowolony, że udało mu się namówić zupełnie randomowego, chorego psa, pomachał ogonem, niczym rozpędzające się śmigło samolotu i pobiegł w stronę, z której ciągnął się najlepszy zapach. Dlaczego Cierń pokierował się zapachem? Nikt tego nie wie, w końcu wciąż tęsknił za Laurencym i jego parówkami. Nieukrywanie w jego mózgu mogły zapalić się dwie lampeczki, które przypomniały mu o magicznych parówkach; i właśnie w ten sposób Cierń gnał w kierunku przeciwnym od swojego klanu.
Po jakimś czasie Aroniowy zaczął się bardziej męczyć, zwolnił tempa i ciężko dyszał. Wydawało się, że przez jego ciałem wstrząsała wysoka gorączka, a przez skórę przebiegają dreszcze. Wojownik zatrzymał się i nie mogąc zawołać Ciernia, po prostu się położył.
— Wydaje mi się, że pomyliłem drogi… — powiedział ze smutkiem Pan Chmurka. — Musimy zawrócić.
Kiedy jednak się odwrócił, aby spojrzeć na towarzysza przygody, spostrzegł, że ten leży w promieniach słońca z wyciągniętym językiem i ledwo dycha.
— Panie imienniku! — krzyknął zrozpaczony. — Proszę wstać! Później pooglądamy razem mrówki, dobrze?
Aroniowy jednak nie odpowiedział. Nie miał nawet jak, ponieważ powoli odchodził do świata Gwiezdnych, w których Cierń nawet nie wierzył.
— Och. — Usiadł. — A więc ciebie mrówki też tak ciekawią? Wiesz, mogę ci trochę o nich opowiedzieć, jeśli chcesz, ale nie wiem, czy to dobry pomysł.
Przekrzywił łeb, wpatrując się w wyczerpanego, martwego już, wojownika Industrii.
— Trochę czuję się nieswojo, wiesz? — Uśmiechnął się krzywo. — Trochę bardzo… — Podniósł się powoli. — Pójdę kogoś zawołać, dobrze? Nie ruszaj się, chociaż ty… okej, to wiesz, poczekaj na mnie, ja znam się na rzeczy.
Gdyby Aroniowy wciąż żył, zapewne wstałby teraz i uderzył Ciernia w pustą głowę.
— Boję się! — wrzasnął. — Umarłeś, jak mrówka, zdajesz sobie sprawę? — westchnął. — Lepiej stąd pójdę, adios! — Wrzucił się w przeciwnym kierunku, aby nie musiał dłużej patrzeć na ciało chwilowego towarzysza i mógł wrócić do domu.
[1121 słów: Cierń otrzymuje 11 Punktów Doświadczenia, Aroniowy Cierń umiera]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz