21 marca 2021

Od Drzazgi

Gdyby Drzazga wierzyła w Gwiezdnych, uznałaby, że się na nią uwzięli. Oczywiście nie wierzyła w nich z dwóch prostych powodów: po pierwsze, jako szczenię liczące sobie zaledwie dwa księżyce nie miała czasu zastanawiać się nad kwestiami wiary i, po drugie, urodziła się w klanie Bezgwiezdnych, z którego to powodu o tym, że były psy, które w nich wierzyły, miała się dowiedzieć nieprędko. 
Jakkolwiek by jednak nie nazwać tego wszystkiego, tej nadnaturalnej siły czy wyższego bytu — Bogiem, Gwiezdnymi, losem, fatum czy w jakikolwiek inny sposób — coś musiało być na rzeczy. Kto w końcu, do stu Dwunożnych, stawał się ofiarą wirusa drugi raz w ciągu zaledwie dwumiesięcznego życia? 
— Ma słabą odporność. Jeśli tak dalej pójdzie, może nie dożyć mianowania na ucznia — wtrąciła mimochodem leżąca nieopodal ciotka Ikra, gdy mama rozczulała się nad swoją chorą córką. — Pozaraża pewnie wszystkie pozostałe szczeniaki — prychnęła po chwili znowu, nie wydając się być szczególnie poruszoną taką perspektywą.
— Mamy dużo ziół. Kasztan i jego uczeń, Jazgot, świetnie się spisują w zbieraniu ich — zauważyła Szałwia, chcąc zapewne wreszcie uciąć monolog drugiej karmicielki.
— Tak, i zaraz wszystkie zużyjemy na tę małą. Nie lepiej odpuścić? Jeśli choruje już drugi raz, to chyba coś znaczy, czyż nie?
Matka warknęła, lecz nie zdążyła jakkolwiek ustosunkować się do pomysłu ciemnej suki, ponieważ do żłobka wszedł medyk. Od swojej poprzedniej wizyty tu nie zmienił się wiele — wciąż miał niezwykle pochmurny pysk, wciąż pachniał ziołami, wciąż był wręcz nierealnie kolorowy i wciąż miał w sobie coś niezwykłego. Tak, zdecydowanie był kimś ciekawym, może nawet nie z tego świata.
— Jak masz na imię? — wypaliła mała suczka, zanim zdołała ugryźć się w język.
Samiec nie odpowiedział. Spojrzał na nią jedynie przelotnie, a już samo to sprawiło, że Drzazga zadrżała nieco. Bursztynowe oczy medyka zdawały się przeszywać ją na wskroś, a ona sama nie była pewna, czy bardziej ją to przeraża, czy fascynuje.
— To był Leonis, Drzazgo — wyjaśniła matka, przygotowując zioła do podania jej.
— Leonis? To jakaś roślina? Kwiatek, tak jak ten, ze względu na który Chaber nazywa się Chaber?
Odkąd młoda Bezgwiezdna dowiedziała się, że każde imię nosiło w sobie cząstkę otaczającego ją świata, z ogromną ciekawością poznawała pochodzenie imion każdego z psów, które poznawała. 
— Nie — roześmiała się Szałwia, być może uznając, że kwiatki i Leonis nie szły w parze. — To gwiazda. Nasz medyk ma imię po jednej z wielu gwiazd, które świecą na nocnym niebie.
— Aha — mruknęło szczenię.
Przełknęła podaną jej przez mamę papkę z ziół i ziewnęła. Ułożyła się wygodnie i zasnęła, wiedząc, że gdy się obudzi, dzięki ziołom, które przyniósł jej pies noszący imię gwiazdy, będzie czuła się już znacznie lepiej.
 (426 słów)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz