Bryzowa Gwiazda już myślała, że ma przewagę. Już myślała, że głupim kijem będzie w stanie sprawić, że intruz będzie zwiewał, gdzie pieprz rośnie.
Nie.
Jednym kłapnięciem, tak, jakby nie sprawiło mu to w ogóle trudności, pies złamał patyk, który wydając z siebie głuchy trzask, opadł na ziemię.
Nim liderka zdążyła chociażby drgnąć, została złapana za kark i powalona na ziemię. Szarpanina chwilę trwała, a przywódczyni poczuła, jak kły samca przebijają się przez skórę na jej szyi. Niewiele myśląc, złapała napastnika za łapę i mocno ugryzła, czując, jak jej pysk wypełnia krew.
Już miała się podnieść, gdy jej kark został puszczony, ale zaraz poczuła pieczenie w boku. Została przyciśnięta do ziemi, jak nic niewarty pieszczoszek. Och nie! Nie zamierzała się teraz poddać. Wyślizgnęła się.
Dwójka psów, stojąc na dwóch łapach, niczym dwunożni na ringu, zaczęła się bić. Walić łapami, drapać pazurami. Kłapać paszczą. Prali się jak prawdziwi wojownicy.
Bryzowa czuła dużo mniejszy ból, dzięki adrenalinie. Co nie oznaczało, że umknął jej uwadze fakt, iż jej piękne uszko zostało naderwane przez tego prostaka bez zasad.
Furia wypełniła oba psy, mimo ran napędzając ich ciała, zachęcając do coraz bardziej zaciekłej walki. Liderka nawet chciała znów sięgnąć po kij, który mimo złamania, dalej mógł być użyteczny, ale Krwawy Zew wyrwał jej go z pyska.
Dwa walczące psowate wyglądały tak, jakby stanowiły jedność. Jakby były jednym ciałem, splecionym ze sobą w potyczce.
Przywóczyni pozwoliła sobie na chwilę nieuwagi, co skończyło się fatalnie. Samiec złapał ją za kark i kilkukrotnie trzepnął nią w drzewo. Walił nią o biedną roślinę tak, jak mama ubija kotlety.
Suka poczuła straszny ból rozchodzący się wzdłuż kręgosłupa i wrzasnęła. Kiedy pies ją puścił, wstała, trzęsąc się na łapach. Warczała, we wrogim uśmiechu i rozpoczęła się krótka wymiana zdań.
— Za kogo ty się masz?
— Nie twoja sprawa, damulko.
— Jak ty mnie nazwałeś? Wiesz, z kim zaczynasz?
— Nie i nie muszę wiedzieć!
— Jestem przywódczynią tego klanu a ty intruzem.
— Nie obchodzi mnie, kim jesteś, stajesz mi na drodze do zdobycia lekarstwa, którego potrzebuje mój klan.
— Mój niby nie?
— Gówno mnie obchodzi twój klan, tak jak ciebie mój więc niech wygra lepszy!
Suczka zdała sobie sprawę z tego, że walcząc dalej, ryzykuje własne życie.
Tylko czemu powalenie psa nie było tak proste, jak w przypadku Trzmielego Lotu? Czemu nagle zrobiło się trudniej? — zastanawiała się, rozczarowana samica — przecież wszystko miało iść po mojej myśli! Od kiedy przywódcy nie są darzeni szacunkiem? Od kiedy coś im się nie udaje?
Bryzowa Gwiazda wyobrażała sobie, że prowadzenie klanu da jej nieskończoną moc. Że wszystko będzie jej się udawało.
Tylko czemu tak nie było?
Musiała się teraz wycofać z walki. Na szybko wymyśliła krótki i niedopracowany plan, po czym wystartowała do przeciwnika, a przeciwnik — do niej. Miało już dojść do kolejnego starcia, jednak psina w ostatniej chwili wyminęła kundla. Ten nie zdążył wyhamować przed drzewem. Trzask intruza uderzającego w pień nie był tak głośny, jak jej się wydawało, jednak nie na tym teraz się skupiała.
Pruła przez pole, taranując rośliny rosnące przed nią. Przed jej oczami zamajaczyła kępka ziół. Ziół, o które toczyła się walka. Nie zwalniając, spróbowała je wyrwać. Uciekała z walki, ale nie zamierzała dać wojownikowi tej satysfakcji ze zdobytych niesprawiedliwie medykamentów. Zamierzała zdobyć je przed nim i nie dać się złapać.
<Krwawy Zewie?>
[535 słów: Bryzowa Gwiazda otrzymuje 5 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz