— No i gdzie są te głupie chwasty — mruczałem pod nosem, przeszukując tereny Tenebris w poszukiwaniu leku.
Tak, zachorowałem. Naprawdę nie wiem, jak to się mogło stać, ale zważywszy na to, że Mleczne Oko nie umie się powstrzymać, przed nakłanianiem mnie do integrowania się z klanem, nawet się nie dziwię. Kim ja jestem, abym musiał się „integrować”? Jakimś szczeniakiem, który nie ma nic lepszego do roboty, niż wsadzać nos w nieswoje sprawy? Prychnąłem.
W każdym razie, dywagacje o tym niczego nie zmienią. Zachorowałem. Powinienem znaleźć jakieś zioła, aby nie osłabiać klanu swoją chorobą. I właśnie w tym celu biegłem samotnie przez terytorium Tenebris. Ale wszystko wskazuje na to, że nie ostało się tutaj nawet źdźbło leku.
Jak nie ma tutaj, to musi być gdzie indziej. Na przykład na terenach Industrii... Zamknąłem oczy i potrząsnąłem głową. Nie mogę. Chciałbym iść ukraść zioła innym klanom, ale to zbyt ryzykowne. Gdybym został nakryty... Mógłbym stracić zaufanie klanu. A wtedy nie będę miał tak dużego pola do manewru, jak mam teraz. Nie, nie mogę iść do innych klanów. Za dużo do stracenia.
Ale... jak nie w innych klanach, to gdzie?
„Przy gniazdach Dwunożnych” - usłyszałem w głowie. Zagryzłem zęby. Nie chciałem tam iść, ale widać nie mam wyboru. Nie chcę wracać do obozu bez ziół, udowadniając klanowi, że sam nie potrafię o siebie zadbać i potrzebuję ziół, które zebrały inne psy. Nie chciałem się też skompromitować, dając się złapać przez inny klan. Pozostała tylko wycieczka na tereny Dwunożnych.
Westchnąłem głęboko i ruszyłem przed siebie. Muszę okazać siłę. Pójdę tam, wezmę zioła i żadnego z tych bladych, wysokich istot nawet nie spotkam. Jestem tego pewien.
Panując nad oddechem, wyszedłem poza swoje terytorium. Jestem wojownikiem Tenebris. Nie mogę się trząść przed prostą wycieczką w okolice gniazd Dwunożnych. Nie mogę. Jestem wojownikiem, czy szczeniakiem? Właśnie.
Myśląc w ten sposób, powoli, krok za krokiem, szedłem przed siebie, rozglądając się za życiodajnym powodem mojej wizyty w tym miejscu.
Mimowolnie patrzyłem na dziwne dzieła Dwunożnych. Wielkie, skomplikowane schronienia, ogrodzenia, w jednym miejscu widziałem nawet przerażające narzędzie, służące zapewne do torturowania ich ofiar. Kawałek prostokątnego materiału, przywiązany do drzewa za pomocą łańcuchów. Przebiegł mnie dreszcz. Dwunożni są przerażający. Jak można zmuszać przedstawiciela własnego gatunku, aby wszedł na to coś?
— Patrzysz na huśtawkę? — usłyszałem głos za sobą i od razu podskoczyłem, odwracając się. Zobaczyłem małego, rudego pieska z czerwoną obrożą z dzwoneczkiem. Gdyby żył w klanie, byłby zapewne uczniem. — Spokojnie, nie bój się. — Stłumiłem warknięcie, rozumiejąc, że młody uznał mój skok obronny za objaw strachu. — Też lubię o tym rozmyślać. Jak to możliwe, że tak prymitywne istoty jak Dwunożni wynaleźli tak skomplikowane konstrukcje? Swoją drogą, jestem Rudy.
— Jaszczurczy Ogon — przedstawiłem się niechętnie.
— Masz dziwne imię — stwierdził Rudy. — Jaki Dwunożny nazwałby tak psa?
— Dla twojej wiadomości, nie jestem pieszczochem, a psem klanowym — mruknąłem coraz bardziej zdenerwowany, idąc dalej przed siebie w poszukiwaniu ziół.
— Pieszczoch? — nie zrozumiał Rudy. — Pies klanowy?
— Tak — potwierdziłem. — Pieszczoch to pies-niewolnik Dwunożnych. Psy klanowe, działają w grupie, jako lojalni, waleczni członkowie swojego klanu. Polujemy, walczymy, przestrzegamy kodeksu wojownika...
Opowiadałem o klanach, nie oglądając się na rudego pieska. Dopiero po dłuższej chwili zorientowałem się, że rozpowiadam sekrety klanowe nieznajomemu. A co gorsze, nawet mi się podobało opowiadanie o tym. Natychmiast przestałem mówić.
— Słyszałem o was — stwierdził Rudy. — Ale myślałem, że nie nosicie obroży.
Zatrzymałem się. Co on powiedział? Jak on to nazwał? Niedoczekanie jego. Nikt nie ma prawa nazywać mojego trofeum obrożą, bez względu na wiek, płeć czy kolor sierści.
— Mógłbyś powtórzyć? — wysyczałem przez zęby, nie odwracając się.
— Nie no, nie chciałem cię urazić — mruknął zaniepokojony Rudy. — Bardzo ładna obroża. Sam chciałbym taką mieć. Moja odstrasza wszystkie zwierzęta, na jakie próbuję polować.
— Nigdy więcej nie nazywaj mojego łańcucha obrożą — warknąłem. — Nie jest nim. Psik.
— Jesteś chory? — spytał Rudy.
— Nie zmieniaj tematu. — Pokazałem kły. — Rozumiesz? To — wskazałem pyskiem na mój łańcuch — nie jest obrożą. Nazywaj to jak chcesz, ale nie obrożą.
— W porządku. — Skulił się Rudy. — A jak jesteś chory to mógłbym cię zaprowadzić do moich Dwuno...
— Nie — krzyknąłem, po czym mój wzrok padł na jakąś roślinę, rosnącą tuż przy schronieniu Dwunożnych. Westchnąłem z ulgą, po czym podszedłem, aby je wyrwać.
Wyrwałem zioło bez większych problemów. Potem się odwróciłem, aby zobaczyć, jak Rudy próbuje zapolować na wróbla. Pff, marnotrawstwo. Jednak, ku mojemu zaskoczeniu, młody podkradał się do ptaka jak prawdziwy wojownik. Gdy już miał skoczyć, wiatr powiał przez jego dzwoneczek, odstraszając ptaka. Polowanie – nieudane. Z jednej strony, pieszczoch nigdy nie zostanie łowcą. Z drugiej... gdyby nie ta obroża, Rudemu zapewne by się udało.
Zawahałem się. Młody właśnie mnie obraził, ale zdaje się, że byłby dobrym łowcą. Gdyby przyłączył się do klanu, odrzucając przy okazji swoją obrożę, mógłby być dobrym nabytkiem. Nie mogę go jednak zaprosić. Mogę być wtedy pewny porażki. Żaden pieszczoch tak łatwo nie opuści swoich Dwunożnych. Jednak, każdy młodzik jest szalenie ciekawy nieznanego.
Nie mogę go naciskać, ale jeśli pozna życie w klanie, może sam zdecyduje się do nas dołączyć. Biała Tęcza powinna zaakceptować mój wybór, gdy zobaczy, jak ten pies poluje, nawet bez treningu. Podszedłem do Rudego.
— Hej, chciałbyś może zobaczyć mój klan? — spytałem przyjaźnie.
— Jeszcze pytasz? — Rudy zrobił wielkie oczy. — Oczywiście, że chcę.
* * *
— Zaraz się tobą zajmę, Jaszczurczy Ogonie — powiedziała Ciemny Kieł. — Zaczekaj jeszcze chwilę, muszę poprosić Lisi Wrzask, aby przygotował zioła. Nie wiem, gdzie jest. Pewnie znów bawi się z Borsuczą Łapą. Ach, młodzi. My też kiedyś tacy byliśmy.
Przewróciłem oczami, przypominając sobie, że jestem od nich tylko księżyc starszy. Po powrocie poprosiłem Skalny Potok, aby oprowadził Rudego po obozie i poszedłem zanieść zioła Ciemnemu Kłowi. Medyczka była w tym czasie zajęta pomocą innym chorym, więc nim do mnie przyszła, Rudy zdążył już obejrzeć cały obóz.
W obozie bardzo spodobało się młodemu psiakowi, ale stwierdził, że chce wrócić do swoich Dwunożnych. Nie powiedział, że nie dołączy, ale uznał, że musi to jeszcze przemyśleć.
Z kolei Biała Gwiazda... Cóż, popełniłem błąd. Niezbyt spodobała jej się obecność niesfornego psiaka w obozie, ale nie ukarała mnie za jego obecność.
Teraz siedziałem w legowisku medyczki i czekałem, aż mi pomoże. Czułem przy okazji pewien niedosyt. Trudno to wyjaśnić, ale chciałem, aby Rudy został w Tenebris. Jego umiejętności łowieckie wydały mi się dość obiecujące, jak na początkującego. Jednak on jeszcze się zastanawia, co sugeruje, że prawdopodobnie odmówi. A przywódczyni uważała, że popełniłem błąd, zapraszając go tutaj. Raz w życiu chciałem dobrze.
Jak teraz o tym myślałem, to... w młodym piesku wydawało mi się coś znajomego. Ciemne oczka, odstające uszka, ruda sierść... Hej. Właśnie. To dlatego Rudy mnie tak fascynował. Ten pies wygląda jak miniaturowa wersja mojego ojca.
[1074 słowa: Jaszczurczy Ogon otrzymuje 10 Punktów Doświadczenia i zostaje wyleczony z choroby]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz