19 marca 2021

Od Klematisowego Korzenia CD Miodka (Miodowej Łapy)

Gdyby Klematis miał wybierać między śmiercią a wycieczką do portu, wybrałby to pierwsze. Śmierć przynajmniej nie zawierała w zestawie towarzystwa Miodka, no i był pewien, że w Coelum nie śmierdziało rybami.
— Daleko jeszcze? — dopytywał Miodek. Z nosa ciekła mu zielona wydzielina, potykał się o własne łapy, wyglądał, jakby pobił się z szopem w krzakach, ale szedł dzielnie w stronę portu.
— Nie.
Nie minęła minuta.
— Daleko jeszcze?
— Nie.
— CHYBA WIDZĘ OGON RYBIEGO PO-POTOPU!
— To latawiec, ba- bajkowy mój ty syneczku. — Baranie.
Relacja Klematisowego Korzenia z synem wyglądała jak test z matematyki na Kahoot. W tle mogłaby grać ta plumkająca melodia, kolorki śmigałyby po ekranie, pytanie brzmiałoby: „Gdzie jest mamusia?”, a z odpowiedzi pozostało: „A. Trenuje. B. Trenuje z Bursztynową Łapą. C. Trenuje z Bursztynową Łapą i Rybim Potopem”.
Był naprawdę kiepski w strzelaniu.
Moralność nie pozwalała mu okłamywać syna. Zazdrość nie pozwalała mu dopuścić do obsesji Miodka na punkcie Rybiego Potopu. Resztki egocentryzmu pozwoliły mu na to, żeby podrzucić Miodka Irysowemu Sercu, bo czuł się, jakby po macierzyńskim zaczął pracować w żłobku.
Irysowe Serce zmarszczyła czoło, kiedy ujrzała rodzinę na horyzoncie. Rzuciła do Bursztyna szybki komentarz, który zapewne oznaczał „zaczekaj” i skierowała się w stronę dwóch rudzielców, momentalnie otrzepując sierść Miodka z chwastów.
— Miodku, gdzieś ty był?
Korzeń prawie dodał „dobre pytanie”, ale tego dnia nie miał ochoty, żeby jego partnerka wylądowała w Infernum za morderstwo na nim.
— Spacerek — mruknął jedynie. — Hej, wszystko było pod kontrolą! Miodek chciał teraz zobaczyć, jak wygląda trening Bursztynowej Łapy i…
— GDZIE JEST RYBI POTOP?
— No dobra, UZNAJMY, że chciał zobaczyć, jak wygląda trening Bursztynowej Łapy.
Przysiedli w cieniu, przez chwilę obserwując, jak Miodkowi załącza się najszybszy tryb w mikserze na widok Rybiego Potopu. Ignorując maślane oczka szczeniaka, co chwilę odpychał go łapą, a do Klematisowego Korzenia dochodziły jedynie urywki słów: ...dwa metry odległości… ofiara?... Gwiezdni, Gwiezdni…
— Zrobisz sobie przerwę? — zagaił Irysowe Serce. Oboje chociaż na chwilę mogli się uspokoić; kiedy żaden ze szczeniaków nie próbował zabić się wzajemnie, nikt nie gubił się nieoczekiwanie, Miodek był zajęty swoim prorokiem, a Bursztynowa Łapa bawił się złapaną chwilę wcześniej rybą, która szamotała się na wszystkie strony, żeby złapać jeszcze ostatni oddech.
— Przydałoby się — westchnęła, układając głowę na betonowym pomoście. — Niedługo słońce zacznie zachodzić. Nie powinieneś iść na wieczorny patrol z Konwalijkową Łapą?
Zmarszczył nos. Będąc szczerym, musiał przyznać, że właśnie na to liczył — Konwalijkowa Łapa była zupełnym przeciwieństwem każdego z osobna jego szczeniaków. Była spokojna, słuchała się go, nie podpalała niczyich ogonów, a przede wszystkim nie miała niezdrowej obsesji na punkcie rzekomego proroka. Czy tego chciała, czy nie, traktował ją jak siódme dziecko i czuł potrzebę dotrzymywania jej towarzystwa w takim samym natężeniu, co jego rudemu gangu, zwłaszcza po tym, jak zmuszona była pożegnać swoje rodzeństwo. Ale, nawet kiedy został mentorem, nadal był ojcem i ostatnie, czego chciał, to zastąpienia tej funkcji przez kogoś innego.
— Pójdę z nią jutro o świcie. — Pokręcił głową. — Muszę… chcę spędzić trochę czasu z Miodkiem.
— Dobrze się czujesz?
— Yyy?
— Wiedziałam, że musiałam cię zarazić! Powinniśmy pójść do Podgrzybkowej Sierści razem, ale…
— Irysowe Serce — zajęczał Bursztynowa Łapa, nie odrywając wzroku od martwej już ryby pomiędzy jego łapami — możemy skończyć w końcu trening?
— ...ale najpierw muszę zająć się moim uczniem.
 
Niemal kolejny księżyc zajęło Irysowemu Sercu dotarcie do medyka. Klematisowy Korzeń — w przeciwieństwie do swojej partnerki — nie przejawiał żadnych oznak choroby, a przynajmniej nie na poważnie, bo Rysa wprost się na niego uwzięła.
— Kaszlesz — zadarła głowę — powinieneś pójść do medyka.
Odkaszlnął w odpowiedzi. Nie dlatego, że zaswędziało go w gardle; po prostu lubił być złośliwy dla Irysowego Serca.
— Oj, przepraszam. Kłaczek.
Nie odwzajemniała jego optymizmu.
Chwilę potem Klematisowy Korzeń był już ciągnięty za ucho w stronę legowiska Podgrzybkowej Sierści. Chciał być mężnym wojownikiem, ucieleśnieniem zapachu kocura czy innego lwa, nie dać się pomiatać przez Irysowe Serce, ale musiał przyznać, że, cholera, miała mocny uścisk.
— Podgrzybkowa Sierści — zawołała, przepychając się przez starannie ułożony stosik kartonów — przyszłam…
Korzeń pchnął ją w bok. Kartonowe pudełko zleciało ze stosu prosto na jej głowę, a zaskoczona Irysowe Serce puściła lekko uścisk swojego partnera. Ten, chichocząc podstępnie, jakby był prawdziwym Thanosem psich wizji, gilgotał jej nos ogonem, dopóki nie kichnęła tak głośno, że zatoczyła się i zrzuciła kolejne kilka pudełek — tym razem na Podgrzybka, w całości ukrytego w prowizorycznej pułapce.
— Przyszła się wyleczyć — dokończył z dumą.
— Fajnie — głos Podgrzybkowej Sierści potoczył się echem po kartonie niczym Dartha Vadera, kończąc soczystym kichnięciem. — Fuj, zarazki!
Więcej czasu niż samo leczenie Irysowego Serca zajęło wydobycie im medyka z kartonu. Podniesienie kartonu bez kciuków przeciwstawnych okazało się trudniejszym zadaniem, niż przekonanie Gorzkiej Łapy do tego, żeby zrobiła coś mądrego. W tym czasie zdążył przewinąć się tutaj Brzozowy Kieł („Och… nie przeszkadzajcie sobie”) i Nakrapiana Gwiazda („Moglibyście nie robić zamachu na mojego medyka? Dziękuję”), ale finalnie Podgrzybkowa Sierść ponownie ujrzał słońce.
— To… o co chodziło?
Klematis nadepnął Irysowemu Sercu na ogon, kiedy otworzyła pysk w odpowiedzi.
— Irysowe Serce jest chora od jakiegoś czasu, ale wiesz, obowiązki zastępczyni, sranie w banię, duma i w ogóle — posłała mu mordercze spojrzenie, kiedy odwracał się na pięcie w stronę drzwi, więc posłał jej tylko krótki uśmiech przez ramię — i nie powinna się spóźnić na mianowanie nowych uczniów.
 
Nie obyło się bez kolejnej serii morderczych spojrzeń rzucanych mu przez Irysowe Serce, kiedy nastał czas zgromadzenia zwołanego przez Nakrapianą Gwiazdę. Podgrzybkowa Sierść niemal przytulał się do jej boku i pacał ją łapą za każdym razem, kiedy choćby odwróciła wzrok w stronę Klematisowego Korzenia, ale ten skupił się tylko na szóstce rudych szczeniaków paradujących obok liderki i Konwalijkowej Łapie, która podobnie wierciła się zaraz obok.
— Wiesz, wujku Korzeniu, cieszę się, że wreszcie będziemy mieć nowych uczniów. — Uśmiechnęła się słabo. — Odkąd Bursztynowa Łapa umarł, jest… pusto.
Irysowe Serce była zbyt daleko, by to usłyszeć; ale zaraz po wypowiedzi Konwalijki odwróciła wzrok, zwieszając smętnie łeb, jakby i ją nagle dopadła samotność.
— Krzaczku, Miodku, Rumianku, Dynio, Borowiku, Gorzka, jesteście z nami już od sześciu księżyców. Dziś zaczniecie swój trening. Krzaczku, od dzisiaj aż do czasu, gdy zdobędziesz imię wojownika, będziesz nazywać się Krzaczasta Łapa. Twoim mentorem będzie Brzozowy Kieł. Młody rudzielec skłonił głowę; nikomu nie umknął pobłażliwy, acz szczery uśmiech kwitnący na jego pysku.
— Zostaniesz mentorem Krzaczastej Łapy. Brzozowy Kle, okazałeś się wojownikiem entuzjastycznym i niezależnym. Na pewno przekażesz temu uczniowi całą swoją wiedzę.
Stuknęli się nosami; oczy Krzaczastej Łapy błyszczały złośliwymi iskierkami, kontrastując z rozbawionym spojrzeniem Brzozowego Kła. To właśnie głosy Klematisowego Korzenia i Konwalijkowej Łapy najmocniej przebijały się przez tłum skandujący imię nowego uczniaka.
Nakrapiana Gwiazda uciszyła tłum skinięciem pyska, kiedy Krzaczasta Łapa i Brzozowy Kieł wrócili do pozostałych. Nowy uczeń posłał dumne spojrzenie oczekującym na swoją kolej Dyni i Borowikowi.
— Miodku, od dzisiaj aż do czasu, gdy zdobędziesz imię wojownika, będziesz nazywać się Miodowa Łapa. Twoją mentorką będzie Słoneczny Pysk.
Oko Miodowej Łapy zadrżało, jakby wypił za dużo kawy.
— Zostaniesz mentorką Miodowej Łapy. Słoneczny Pysku, okazałaś się wojowniczką serdeczną i odważną. Na pewno przekażesz temu młodemu uczniowi całą swoją wiedzę.
Miodowa Łapa zmarszczył pysk. Podczas tradycyjnego zetknięcia nawet nie przymknął oczu (niezręcznie), tylko mroził to Słoneczny Pysk, to Nakrapianą Gwiazdę takim spojrzeniem, jakby nie dochodziło do niego, co właśnie się stało, a Klematisowy Korzeń był niemal pewien, że to nie z uciechy zostania uczniem.
Upewniło go w tym to, że kiedy Miodowa Łapa miał wrócić ze swoją mentorką ponownie na miejsce, odwrócił się od suki i nacierał prosto na ojca.
— T-to ty? — syknął, na tyle cicho, żeby nie zakłócić ceremonii. — Powiedziałeś Na-Nakrapianej Gwieździe, żeby Rybi Potop nie zostawał moim mentorem, prawda?
<Miodowa Łapo?>
[1231 słów: Klematisowy Korzeń otrzymuje 12 Punktów Doświadczenia, Irysowe Serce zostaje wyleczona z choroby]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz