Klematisowy Korzeń nie był pewien, czy wolałby kopnąć samego siebie, czy samych Gwiezdnych.
Nie to, że nie miał szacunku do Gwiezdnych! Samo dołączenie do Bezgwiezdnych, jakkolwiek dobrze by się tam nie czuł, wywoływało u niego wyrzuty sumienia. Ale miał wrażenie, że ci tam na górze — niezależnie od tego, w jakim stopniu mają wpływ na los — ostatnio się na niego uwzięli.
Najpierw wdepnął w guano podczas pierwszego dnia treningu. Potem zgraja klematisowych komórek mózgowych juniorów kolejno wpakowywała się w kłopoty. Teraz jeszcze śmierć Bursztynowej Łapy, i chociaż nigdy nie był ze świeżym uczniem szczególnie blisko, a na dodatek reszta problemów Klematisa przy śmierci wydawała się błaha, to nie chciał, żeby nawet Coelum sprawiało, że jego rodzina była smutna.
Położył głowę na karku Konwalijkowej Łapy. Jej oddech był rozedrgany, a kiedy panika nieco się uspokoiła, uczennica nadal nie potrafiła zapanować nad uciekającymi łzami. Równoległe martwił się o Irysowe Serce — nie był pewien, czy ta dowiedziała się już o śmierci swojego ucznia, ale jeśli tak, to nie mogło skończyć się dla niej zbyt dobrze.
Na obu sukach powoli odbijały się wydarzenia ostatnich księżyców. Irysowe Serce każdego dnia dopytywała Podgrzybkową Sierść, czy aby nie otrzymał jakiegoś znaku od Gwiezdnych, a tylko Korzeń się domyślał, że wcale nie chodziło jej o religijną ciekawość, a o świadomość, czy Opalowy Promyk żyje. Konwalijkowa Łapa jeszcze niedawno obchodziła się z pierwszym widokiem śmierci w swoim życiu — a skoro zdeterminowała się do zostania wojowniczką właśnie dlatego, że Żabka odeszła, jak mogła czuć się z tym teraz, kiedy nie mogła zapobiec śmierci kolejnej bliskiej osoby?
— Chciałbym obiecać ci, że cię nie zostawię — wymamrotał, a oddech Konwalijkowej Łapy na chwilę zamarł — ale nie mogę. Naprawdę nie mogę, wiesz? Każdy nasz dzień to wyzwanie. Dzisiaj zapasy będą obfitować w zwierzynę, a jutro szczenięta będą umierać z głodu. — Konwalijka zaszlochała, próbując opanować oddech, więc Klematis pogładził ją nosem po futrze. — Nie urodziłem się jedynakiem. Byli ze mną jeszcze Listek i Łodyżka, ale zmarli niemal od razu po porodzie. Mama… Zroszona Stopa do końca swojego życia obwiniała mnie za ich śmierć, mimo że nigdy nie wiedziałem dlaczego. Uwierzyłem w to — prychnął — i cały czas żyłem w przekonaniu, że byłem winny czemuś, na co nawet nie miałem wpływu. Nie mogę dopuścić, żeby to samo stało się z tobą. Żabka i Bursztynowa Łapa już nie wrócą, ale tylko Gwiezdni wiedzą, dlaczego skrócono ich przyszłość. Nikt z nas, na ziemi, nie mógł na to wpłynąć.
— Ja… co jeśli ja też… no wiesz…?
— Na Gwiezdnych! — jęknął zaskoczony. — Nie miałaś wpływu na ich przyszłość, ale możesz wpłynąć na swoją. Jesteś moją uczennicą. Nauczę cię, jak walczyć, żebyś mogła obronić się w trakcie ataku i pokażę ci sposoby na polowanie, żebyś nie dopuściła do głodu.
Przytaknęła.
— Chcesz zacząć już dzisiaj? — zagaił.
— Nie czuję się na siłach.
— Poczekam — wymamrotał, zgarniając Konwalijkę do siebie bliżej łapą, żeby mogła poczuć to, że nadal przy niej jest.
Więc czekał. Dzień, drugi, kolejny — codziennie zaglądał do Konwalijkowej Łapy. Dotrzymywała towarzystwa Płonącej Łapie i Błękitnej Stokrotce, podglądała, jak Brzozowy Kieł przegrywa z Krzaczastą Łapą, usilnie próbując ukryć własną porażkę. I kiedy bał się, że zawiódł jako mentor, Konwalijkowa Łapa stanęła przed nim, zdeterminowanym wzrokiem patrząc mu w oczy.
— Naucz mnie polować na parówki.
Brzmiało to całkiem zabawnie, ale uczennica — i jej mentor przy okazji — wyglądała na stuprocentową poważną. W sitcomie właśnie ktoś zacząłby klaskać, w anime w tle puszczono by motywujący soundtrack, zapewne z Naruto, czy cholera wie, jakiego shōnena. Klematisowy Korzeń uśmiechnął się szeroko i całkowicie szczerze i nim się odwrócił, żeby wyjść z obozu, rzucił do Konwalijki:
— A więc nauczmy się polować na parówki.
— Kszz, kszzz, mayday, mayday, agencie Konwalijkowa Łapo, widzisz coś?
— Sksss. Agencie Klematisowy Korzeniu, Dwunożny z kebabem na horyzoncie!
— Nie, nie — westchnął, kręcąc głową. — Parówki. Parówki są najważniejsze. I nie pomyl ich z kiełbasą! Parówki są delikatne. Jak liście porą opadających liści. Jak…
— Możecie mi wytłumaczyć, co tu się, do mysiego zadka, dzieje?
Klematisowy Korzeń i Konwalijkowa Łapa podskoczyli. Muszelkowy Nos zdzieliła ich wzrokiem, a Gorzka Łapa wychylająca się spomiędzy jej łap wyglądała, jakby uradował ją sam widok przyłapania ojca i jego uczennicy na gorącym uczynku.
— Eee… polujemy na parówki — odparował Klematis, odwracając głowę pod wpływem rozbawionego spojrzenia Muszelkowego Nosa.
— Chcesz mi powiedzieć, że trenujesz moją córkę na wojowniczkę i uczysz ją polować… na parówki?
— Mamo, to naprawdę ważne! — Konwalijkowa Łapa podniosła się na równe łapy, gotowa w panice obronić swojego mentora. — Dwunożni zawsze mają masę jedzenia. Co jeśli porą nagich drzew dopadnie nas głód? Będziemy musieli sobie radzić inaczej, jeśli nauczę się już teraz, jak podkradać pożywienie Dwunogom, to może…
— Kochanie — Konwalijkowa Łapa wzdrygnęła się, kiedy wojowniczka jej przerwała, ale w głosie Muszelkowego Nosa ciężko było nie usłyszeć stłumionego chichotu — jeśli masz wpaść w kłopoty przez kradzież parówek, ukradnij chociaż najlepszego hot doga, jakiego u nich zobaczysz.
Ruszając przed siebie, posłała Klematisowemu Korzeniowi wdzięczny uśmiech.
— Muszelkowy Nosie, czy ja też mogę polować na parówki?
— Gorzka Łapo — Muszelkowy Nos odchrząknęła nerwowo, a ich oddalający się głos zaczął powoli stawać się echem mieszczańskiego ruchu — wiesz, polowanie na parówki to… poziom dla zaawansowanych.
— Klematisie, patrz, patrz! — Oczy Konwalijkowej Łapy rozżarzyły się dawnym blaskiem, kiedy półnagi Dwunożny schodził z deptaka, wcześniej odbierając z budki soczystego hot doga.
Jego bułka mieniła się złociście w letnich promieniach słońca, niczym rozrastające się kłosy na ventusowych polach. Gorąca paróweczka pokryta była kropelkami tłuszczu i przypominała Klematisowi wychodzących z morza Dwunogów, którzy błyszczeli skórą rodem Donalda Trumpa. Żółty sos jak kwitnąca łąka rozbłysł niewielką kałużą na chodniku, kiedy Dwunóg nieostrożnie przechylił hot doga w niebezpieczną stronę.
— Okej, młoda, słuchaj i ucz się, bo nie mamy za dużo czasu — powiedział. — Ty odwrócisz jego uwagę. Dwunogi lubią szczeniaki. Weź, nie wiem, podejdź do niego, zrób słodkie oczka, tymczasem ja zakradnę się do niego i wyrwę mu pa- — obślinił się — parówkę. Obserwuj mnie, a następnego hot doga to ty dorwiesz.
— Tak jest, kapitanie! — Nawet nie czekała na jego znak. Dzielnie ruszyła na misję zdobycia parówki, stając na drodze Dwunogowi, który od razu zauroczył się w uroczej, ociekającej śliną suczce.
— Pieseczek, ojoj — zachwycał się. — Chcesz kawałeczek? Lubisz paróweczki, co? No chodź, psinko ty moja, ecie-pecie…
— No jasne, że chcę paróweczkę!
— Konwalijkowa Łapo, nie! Pewnie rzucili na ciebie jakąś klątwę! Nie daj im się omamić! Bierz parówkę i wiejemy! — wrzasnął, nagle przerażony, że pysk uczennicy niebezpiecznie zbliżył się do buły, podobnie jak ręka Dwunoga, ostrożnie przysuwająca się do jej głowy.
Wtem Konwalijkowa Łapa porwała hot doga i odwróciła się w przeciwną stronę. Dwunożny zdążył musnąć jej ogon, ale ta już pędziła w stronę swojego mentora, po drodze — o, zgrozo — wpadając na Klematisa i przewracając ich oboje.
<Konwalijkowa Łapo?>
[1083 słowa: Klematisowy Korzeń otrzymuje 10 Punktów Doświadczenia, Konwalijkowa Łapa 2 Punkty Treningu]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz