Jazgot nie miał żadnych skrupułów, kiedy w grę wchodziło dobro klanu. Tak powtarzał sobie w głowie Kasztan, gdy szli do Leonisa. W końcu ta choroba dotykająca coraz więcej psów nie powinna się jeszcze bardziej rozprzestrzeniać. A skoro tak, to szedł posłusznie do medyka. Robił to, bo w końcu Jazgocik był podrapany i trzeba było. Robił to też, bo gdyby nie poszedł z tym kaszlem teraz, to musiałby pójść jutro, bo młody by coś wymyślił. Ale przede wszystkim dlatego, że Jazgot przyszedł po niego, wyglądał na zadowolonego, kiedy szedł z nim łapa w łapę i to wszystko rozlewało dziwne ciepło po całym ciele Kasztana. Choć ciężko było mu to przyznać, to teraz, gdy jego uczeń podrósł, a on sam wiedział, że niedługo przyjdzie im się rozdzielić, takie właśnie chwile czy gesty powodowały, że miał ochotę trącić go w bok, zobaczyć ten zaczepny uśmiech i zacząć się ganiać. Oczywiście wszystko odbyłoby się w formie treningu i polepszania sprawności, ale tak naprawdę to spędzanie czasu z wychowankiem stało się jedynym przyjemnym czasem w trakcie jego dnia. Reszta była spowita jakimś dziwnym poczuciem przemijania, nutką melancholii.
Wizyta nie była przyjemna. Leonis, pokasłując, skwitował obrażenia Jazgota uśmiechem politowania, podał Kasztanowi odpowiednią mieszankę ziół i wygonił ich ze swojego legowiska. Kiedy wracali, Kasztan próbował uspokoić burzę myśli we łbie. Jazgot opowiadał, że powinni teraz odpocząć i się wyspać i że pójdzie im po coś do jedzenia szybko, ale on słuchał go tylko jednym uchem. Głowa go trochę bolała, ale sam już nie wiedział, czy to przez chorobę, czy przez kłębiące się pod kopułą pomysły jak by tu spróbować zachęcić do siebie Jazgota. W końcu co on mógł mu zaoferować? Nic ciekawego. Pogoda był coraz ładniejsza, trening dobiegał końca, a Kasztan, który jeszcze kilka księżyców nie podejrzewałby się o coś podobnego, próbował wysilić się na zostanie kimś rozrywkowym. Kimś ciekawszym, z kim Jazgot chciałby spędzać czas. Jeśli go zostawi i zapomni, to przecież nic takiego się nie stanie, ale może da radę sprawić, by tak nie musiało być?
— Kładziesz się? — zapytał Jazgot. Patrzył uważnie na mentora, jakby bał się, że ten zaraz poderwie się i ucieknie.
— Tak, chyba się położę. Też przyjdziesz zaraz?
— Jasne! — Wyglądał na uspokojonego, ale poszedł dopiero, gdy Kasztan zwinął się na starym materacu. I chociaż wojownikowi ciężko byłoby to przyznać, jego samego też to uspokoiło.
[382 słowa: Kasztan otrzymuje 3 Punkty Doświadczenia i zostaje wyleczony z choroby]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz