1 marca 2021

Od Konwalijki (Konwalijkowej Łapy) do Klematisowego Korzenia

Słońce wschodziło nad horyzont równie szybko, jak się za nim chowało. Dni mijały zaskakująco szybko, a myśli o tym co będzie się z nią działo po mianowaniu, coraz bardziej ją przytłaczały, chociaż tego nie okazywała. Od śmierci Żabki wszyscy byli flegmatyczni, a dni ich radosnych, głośnych zabaw wydawały się odległe. Od tego czasu starali się jednak o niej nie wspominać. Jedynie Muszelkowy Nos czasami mamrotała jej imię przez sen, budząc Konwalijkę. Jak podle. Żyła z nimi jak każdy inny pies, a teraz nagle to wszystko zniknęło. Co innego mieli jednak zrobić? Nie chcieli rozdrapywać ran, które piekły bardziej, niż ktoś z zewnątrz mógłby sobie wyobrazić. Może kiedyś się zagoją i wreszcie Konwalijka będzie mogła o niej wspomnieć bez bólu w sercu. Teraz jednak towarzyszyła jej inna myśl.
Uśmiechaj się i bądź szczęśliwa.
Podobno kłamstwo powtórzone tysiąc razy staje się prawdą, co w tym przypadku mogła potwierdzić. Albo po prostu sama się oszukiwała? Trudno powiedzieć, pewnie nawet ona nie wiedziała. W każdym razie było to dla niej bez różnicy, tak długo jak nie dodawała rodzinie więcej zmartwień.
Otworzyła powoli oczy, nieco niemrawo rozglądając się po żłobku. Muszelkowy Nos najprawdopodobniej poszła po śniadanie, bo nigdzie nie mogła jej zauważyć, dostrzegła jednak w oddali rude futro Irysowego Serca i jej miotu.
— Dzisiaj zostajemy uczniami! — powiedział jej głośno do ucha Płomień, skutecznie ją wybudzając. Westchnęła głęboko, przejeżdżając językiem po Tulipance leżącej obok niej. Powoli się podniosła, wymijając ją i jednocześnie się rozciągając. W momencie, w którym wychyliła pyszczek z jej legowiska i rozejrzała się wokół, nagle dopadło ją olśnienie. Mianowanie na ucznia. Wpatrując się w budzący się do życia obóz, również w jej ciele budziły się nowe uczucia, często sprzeczne. Niepokój, ale i chęć spotkania nieznanego. Czy będzie przydatna? Nie zawiedzie swojego mistrza? Kim będzie jej mistrz? Pytania tylko się mnożyły, chociaż nie była w stanie w tym momencie na nie odpowiedzieć. Musiała cierpliwie czekać aż Nakrapiana Gwiazda zwoła klan. Czekała na to od sześciu miesięcy, kolejny dzień nie będzie dla niej problemem.
Odwróciła głowę w stronę rodzeństwa, które jeden po drugim otwierało oczy i ziewało przeciągle. Suczka wciągnęła w nozdrza (niezbyt świeże) powietrze, a następnie spytała:
— Przejdziemy się po obozie?
Płomień prychnął, podnosząc się z posłania na tyle szybko, że w powietrze uniósł się jakiś kurz. Spojrzał na swoją siostrę jakby z urazem, że w ogóle to zasugerowała, a następnie dumnie wypiął pierś.
— Nie wiem jak wy, ale ja nie mam czasu na jakieś zwiedzanie obozu, który i tak znam już doooskonale! Idę teraz ćwiczyć, żeby jak najszybciej zostać wojownikiem — zawołał wyniośle, a następnie odszedł równie szybko jak wstał, zostawiając dwie suczki same. Ona i Tulipanka. Konwalijka spojrzała się na siostrę, licząc, że chociaż ona nie będzie miała innych planów. Na jej szczęście kiwnęła głową, dlatego obie poszły się przejść.
Właściwie to słowa ich brata były całkowicie uzasadnione. Po tym czasie znały każdy kąt obozu, wliczając w to wszystkie robaki kręcące się w ciemnych, pełnych pajęczyn zakamarkach.
— Nie mogę się doczekać tej ceremonii — westchnęła z zamyśleniem Tulipanka, kładąc się na ziemi i wlepiając z zamyśleniem wzrok na sufit. Konwalijka położyła się obok niej, również wpatrując się w puste sklepienie nad nimi. Przez dłuższą chwilę trwały w ciszy.
— Tulipanka będzie cudowną wojowniczką — stwierdziła z uśmiechem, bardziej do siebie niż do siostry leżącej koło niej.
— Ty na pewno też!
Uśmiech Konwalijki zadrżał, na parę bić serca zamieniając się w grymas. Ona? Chciałaby mieć tyle pewności siebie, żeby szczerze to potwierdzić. Jednak stan jej ciała nieustannie przypominał, że droga wojownika nie będzie dla niej przyjemna, a tym bardziej łatwa. O ile w ogóle ją skończy. Mimo to jednak po chwili wahania w końcu odpowiedziała, unosząc nieco wargi:
— Pewnie.
Tylko dla nich. To dla nich zedrze sobie skórę, połamie kości, a nawet połknie tysiąc igliwi. Jeśli tylko będzie mogła obronić Tulipankę leżącą przy jej boku, to będzie wystarczające. Czy jednak miała w ogóle prawo, żeby o tym myśleć, skoro to ona prawdopodobnie będzie dla nich ciężarem? Jeśli nie teraz, to w przyszłości. Kto wie? Jedyne co mogła teraz zrobić to brnąć na przód, nawet jeśli będzie to dla niej zgubne.
Z błogiego spokoju wyrwało je dopiero głośne wołanie.
Poderwały się prawie równocześnie, wpatrując się w środek obozu, z którego dochodził głos. W obozie nagle zapanował gwar, a suczka nagle przestała słyszeć własne myśli. Albo po prostu przestała myśleć? Tak, to było prawdopodobne. Nastała w jej myślach kompletna pustka, przynajmniej dopóki nie poczuła, jak siostra skubie jej ucho w ponagleniu. Ruszyła do przodu do przodu, potykając się o własne łapy. Wciągnęła głęboko powietrze. Sprawi, że rodzice będą dumni. Doprowadziła się do porządku, przejeżdżając językiem po futrze na piersi i przybierając pewny siebie wyraz pyska. Kiwnęła głową do Tulipanki. Suczka od razu rozumiejąc jej znak, zaczęła iść. Dosyć szybko zbliżyły się do tłumu zgromadzonego przy centrum obozu.
Muszelkowy Nos podeszła do nich i wtuliła nos w futro każdej z nich. Płomień i Bursztynek też tu byli. Jedynie Żabki nie było. Ach. Tak… czyli wszyscy byli obecni. Uśmiechnęła się delikatnie do mamy, liżąc ją po pysku ostatni raz przed otrzymaniem nowego tytułu i imienia. Wyglądała, jakby miała się rozkleić, w końcu jednak ponagliła ich i kazała wyjść na środek obozu, żeby nie kazać Nakrapianej Gwieździe czekać. Wszyscy bez zwłoki wykonali jej polecenie. Postąpiła tak również Konwalijka, stawiając łapę za łapą i rozglądając się po obozie. Wszyscy patrzyli się tylko na nich.
Krew buzowała jej w żyłach i szybkie bicie serca odbijało się w jej uszach. Czuła jak wzdłuż jej kręgosłupa przechodzą dreszcze.
— Konwalijko, Tulipanko, Płomieniu, Bursztynku! — przemówiła liderka, przerywając szepty, a jej donośny głos poniósł się po obozie. Gdyby ktoś lepiej jej się przyglądał, to zauważyłby, że delikatnie się uśmiechała — Jesteście z nami już od sześciu księżyców. Dziś zaczniecie swój trening. Konwalijko, od dzisiaj aż do czasu, gdy zdobędziesz imię wojownika, będziesz nazywać się Konwalijkowa Łapa. Twoim mentorem będzie Klematisowy Korzeń.
Wujek Korzeń? Tego się w każdym razie nie spodziewała, ale oprócz zdziwienia poczuła również ulgę. Jego pysk był dla niej przynajmniej znajomy, bo często widziała, jak zaglądał do żłobka, doglądając Irysowego Serca. Rudy pies wyłonił się z tłumu, a Nakrapiana Gwiazda kontynuowała. Tym razem jednak zwróciła się do niego, zamiast do młodych członków klanu:
— Zostaniesz mentorem Konwalijkowej Łapy. Klematisowy Korzeniu, okazałeś się pracowitym i przydatnym wojownikiem. Na pewno przekażesz temu młodemu uczniowi całą swoją wiedzę.
Nowa uczennica i jej mentor stuknęli się (tak jak głosiła tradycja) nosami, a klan zaczął wykrzykiwać jej imię. Przez chwilę wokół znowu zapanował hałas, wywołany okrzykami. Szybko jednak uciekł, a ceremonia ciągnęła się dalej. Suczka jednak nadal powtarzała w głowie swoje nowe imię.
— Konwalijkowa Łapa — wyszeptała do siebie z niedowierzaniem.
— Tak, to właśnie ty — powiedział ściszonym głosem Klematisowy Korzeń, który nadal stał obok niej. Podniosła na niego spojrzenie, uśmiechając się trochę. Pierwszy raz od dawna ten uśmiech był szczery. Zapomniała na chwilę o wszystkich swoich zmartwieniach związanych z treningiem, skupiając się jedynie na wszystkim dobrym, co może spotkać ją w przyszłości — Cieszę się, że mogę być twoim mentorem.
<Klematisowy Korzeniu?>
[1144 słowa: Konwalijkowa Łapa otrzymuje 11 Punktów Doświadczenia i 2 Punkty Treningu]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz