12 marca 2021

Od Krzaczka CD Dyni

— Nie ruszałbym się, glucie.
Gorzka wierciła się pod łapą Krzaczka. Nie ruszył się nawet wtedy, kiedy kilka mrówek zaczęło łazić mu po poduszce — jeśli Gorzka nażre się mrowiska, on z pełnią satysfakcji pójdzie do medyka pogryziony. Siostra dopiero po chwili zrozumiała, że im mocniej się rusza, tym mrówki bardziej włażą jej do pyska, więc znieruchomiała.
— Nie martw się, to dla twojego dobra — westchnął teatralnie.
Przycisnął nos suki mocniej do gruntu. Kaszlnęła, Gwiezdni wiedzą, czy dlatego, że ziemia jej wpadła do pyska, czy weszły jej tam mrówki.
— Żmijowy Język opowiadał kiedyś, że mrówki wysysają idiotyzm z każdego, kto wejdzie w mrowisko, pomyślałem więc, że może to ci pomoże…
Kopnęła go z tylnych łap w brzuch. Nie zdążył odskoczyć, więc jedynie przetoczył się w bok. Wezbrała w nim taka energia, jakby momentalnie stał się bombą atomową — a jeśli nią był, to Gorzka musiała być Hiroszimą. Mało kto miał odwagę sprzeciwić się Krzaczkowi, kiedy dostawał swoich ataków złości, ale oczy Gorzkiej jarzyły się takim błyskiem, jakby specjalnie go prowokowała, żeby rzucił się ze zdwojoną mocą.
— Hej, co wy tu…
Konwalijkowa Łapa stanęła pomiędzy trójką rudzielców, zerkając to na Krzaczka, to na Gorzką, to na Dynię, ale mina na jej pysku była wymalowana w taki sposób, jakby po czterech sekundach patrzenia pogubiła się w tym, kto jest kim.
— Uczyłem Dynię i Gorzką, jak się walczy. — Odpowiedział uśmiechem.
— Nawet nie jesteś uczniem. — Konwalijka zmarszczyła nos, przebierając łapami. — Powinnam chyba zawołać Klematisowego Korzenia.
Krzaczek włożył całą swoją energię bomby atomowej, żeby uśmiech nie zszedł mu z pyska, albo gorzej; żeby Konwalijkowa Łapa sama nie skończyła z nosem w mrowisku. Przekalkulował fakt, że jest już niemal jej wzrostu. Dominowała rozpoczęciem prawdziwego treningu, ale Krzak zakwestionował jej kompetencje, biorąc pod uwagę fakt, że za mentora miała jego ojca, który nie potrafiłby skrzywdzić nawet muchy, a co dopiero wdać się w bójkę. Gniew dodawał mu sił i myślał tylko o tym, jak bardzo nienawidzi niesprawiedliwości, bo przecież to nie jego wina, że brakuje mu tylko księżyca do rozpoczęcia treningu, nie?
Jeśli czas był przeciwko niemu, sam zacznie trening.
— Konfidentka — mruknął na wpół do siebie, na wpół do Dyni.
— Co?
— Och, nic. — Dmuchnął delikatnie w futro brata, żeby nie zaskoczyć go nagłym dotykiem, po czym pchnął go w bok, żeby się ruszył. — Oczywiście, możemy potrenować w obozie.
 
Kiedy wracali do starego domu, Dynia prychnął głośno, stulając uszy.
— Mama nas zabije, jeśli zobaczy, że walczymy w żłobku.
Krzaczek wzruszył ramionami, posyłając bratu tym razem zupełnie szczery, acz złośliwy uśmiech, którego ten nie mógł zobaczyć.
— Kto powiedział, że idziemy do żłobka? Skoro chcą nas w obozie, będziemy w obozie.
Zatrzymał Dynię łapą, kiedy znaleźli się w holu. W ciągu tych pięciu miesięcy niezdarnego doświadczenia nauczył się doskonale obserwować — dzięki temu szanse, że rodzic zauważy jego zniknięcie na czas prowizorycznego treningu, od razu nikły. Wypatrywał każdej chwili, kiedy Irysowe Serce trenowała z Bursztynową Łapą, kiedy Nakrapiana Gwiazda rozdzielała patrole i wszyscy skupiali się na harmidrze życia w klanie, do którego szczeniaki miały już wkrótce w pełni należeć.
Obserwacja nie tyczyła się tylko jednego zmysłu. Dynia nie mógł zobaczyć otaczającego ich chaosu, zatem Krzaczek został jego oczami. Byli od siebie różni jak dwie strony magnesu, ale z jakiegoś powodu Krzaka coś do niego ciągnęło i nie miał zamiaru tego zaprzepaścić — może być oczami Dyni, pod warunkiem, że on będzie jego uszami i węchem zarazem.
Rozżarzony Język potrząsała powtarzalnie głową, kiedy szła do Nakrapianej Gwiazdy. Wyglądało to co najmniej komicznie, bo nawet Brzozowy Kieł (no dobra, nie nawet, ten debil śmieje się ze wszystkiego) parsknął śmiechem, naśladując niezgrabny „taniec” we współpracy z Błękitną Pręgą.
— Co czujesz? — zagaił Dynię, nie odrywając wzroku od Rozżarzonego Języka.
— Czuję morze. Ktoś musiał przed chwilą wrócić z plaży. I… cytrusy? — Wzdrygnął się. — Kwaśne.
— Czujesz Podgrzybkową Sierść?
Pokręcił głową.
— Nakrapiana Gwiazdo — jęknęła Rozżarzony Język, zatrzymując się w pół kroku, żeby podrapać się za uchem — gdzie jest Podgrzybkowa Sierść? Nie zastałam go w jego legowisku. Zaraz wyrwę sobie futro od tego swędzenia!
Liderka naprawdę próbowała się nie zaśmiać, ale z jej gardła wydobył się zduszony syk, jakby powietrze uchodziło z pękniętego balonika. Śmiech Nakrapianej Gwiazdy byłby puentą żartu w jej osobistym sitcomie: „Jak nazywa się ktoś, kto zawsze siedzi w cieniu? CIENIAS, HSSSSSHSHSHSAAAHS!”.
— Kiedy ostatnim razem go widziałam, wychodził po zioła. Powinien zaraz wrócić.
— Medycy — nachmurzyła się Rozżarzony Język. — Podgrzybkowa Sierść powinien już dawno wybrać swojego ucznia. Przynajmniej wtedy ktoś zawsze byłby w legowisku.
— Chodź. — Krzaczek smagnął brata ogonem. Zatrzymał się przed schodami, żeby Dynia mógł wejść pierwszy; nie miał zamiaru robić z niego niedołęgi, w końcu próbował udowodnić właśnie to, że Dynia nią nie jest, więc tylko asekurował tył psa, zwracając uwagę na sposób, w jaki brat stawia łapy na schodkach.
Ślepotę nie uważał za słabość, tylko zaletę. Dynia go ciekawił, nie tylko przez własną ambicję, nawet kiedy inni próbowali go przekreślić. Widział w nim własne odbicie i właśnie dlatego uznał, że więcej zyskają, jeśli będą uczyć się od siebie wzajemnie, niż jeśli uzna brata za konkurencję.
Mdły zapach ziół przypomniał Krzaczkowi o chorobie. Dlaczego jakiś czas temu to on zachorował, a nie Gorzka? Bardziej by się wszystkim przydała, gdyby siedziała na dupie w legowisku medyka, użerając się z gorączką.
Pomieszczenie było puste, więc Krzaczek bez zawahania się przekroczył mur z pudeł. Zioła były starannie ułożone w niektórych kartonach, więc pies ustawił się jak najdalej od nich, starając się, żeby nie zrzucić przypadkiem któregoś. Wzrokiem omiatał całe legowisko, żeby zrobić rekonesans; nie wyglądało to na najlepsze miejsce do walki, ale jeśli oboje mają zostać wojownikami, muszą nauczyć się walczyć w każdych warunkach, chociaż nie sądził, żeby w przyszłości miał bronić klanu w otoczeniu stosu pudełek, kurzu i własnego kichania, bo zapach zielska drażnił jego nos.
— Chcę zobaczyć, jak to jest — wymamrotał Krzaczek, przyjmując pozycję łowiecką dla rozgrzewki.
— Jak jest co?
— No, nie widzieć. — Wyszczerzył się, zamykając oczy. — Będę z tobą walczyć z zamkniętymi oczami. Wiem, że nie możesz tego sprawdzić, ale zaufaj mi, że będę fair.
Nigdy nie będzie mógł żyć w świecie Dyni, chyba że pewnego dnia sam oślepnie. Ale czuł się odpowiedzialny, żeby Dynia pewnego dnia sam skopał dupę Gorzkiej, a żeby wiedzieć, jak mu pomóc, musiał poczuć to, jak on trenuje.
<przepraszam za ten gniot poprawie sie obiecuje>
[1013 słów: Krzaczek otrzymuje 10 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz