Dynia nie wiedział, co się stało; usłyszał jedynie głośny plusk i smarknięcie Borowika. W swojej malutkiej główce zaczął tworzyć zarys wydarzenia: Borowik, irytujący szczeniaka do granic możliwości, został wepchnięty w błoto przez drugiego brata, mianowicie Krzaczka, który postanowił nie przejść obojętnie obok zaistniałej przed chwilą sytuacji. Na pyszczek rudzielca miał się już wkraść cyniczny uśmieszek, jednak przechodził mu w tym medyk, który dostrzegłszy niewidomego, postanowił do niego podejść i popchnąć w kierunku sterty pudeł. Szczeniak zachwiał się na krótkich łapach, ale nie pozwolił sobie na upadek. Jak bardzo żałosne byłoby, gdyby przewrócił się przy wszystkich?! Nie darowałby sobie.
Podgrzybkowa Sierść obejrzał go sprawnie, mrucząc do siebie co chwilę: “mhm” oraz “aha”. Dynia skrzywił się, czując, jak powoli zaczyna narastać w nim irytacja spowodowana niekomfortowymi mruknięciami medyka. Powstrzymał się jednak, aby nie powiedzieć czegoś niestosownego (chciał go tylko uciszyć), kiedy Podgrzybkowa Sierść poprosił, aby odwrócił głowę. Dynia wykonał posłusznie polecenie, chociaż małą główkę skierował nie w tę stronę, o którą prosił medyk. Podgrzybkowi na szczęście to nie przeszkadzało — obejrzał go i pozwolił odejść z cudowną wiadomością: “bezproblemowy”.
Mała ruda kuleczka, która jest oczywiście naszym niewidomym Dynią, skierowała się do wyjścia, przewracając przy okazji jedno z pudeł, które należało do Podgrzybkowej
Sierści. Zacisnął dopiero co wyrośnięte ząbki; tak dobrze mu szło, a jednak zrobił z siebie kretyna! Zdenerwowany przyspieszył kroki, nie zważając na to, że po drodze strącił jeszcze dwie inne rzeczy. Borowik, który zdążył już wyjść z błotnistej mazi, roześmiał się donośnie.
— Widzę, że kąpiel w błocie ci się spodobała — prychnął, unosząc łeb, aby pokazać, jak bardzo nie interesuje się jego zawyżonym ego oraz nieznośnym śmiechem. — Idź do pana medyka, może wykryje u ciebie robaki.
Borowik szykował się na kontratak, ale między szczeniaki wkroczyła Irysowe Serce. Spojrzała na nabuzowanego Borowika, całego w błocie, wypinającego dumne pierś Dynię oraz Krzaczka, który się wszystkiemu przyglądał i zapewne gdyby nie matka, poszedłby raz jeszcze wcisnąć pyszczek Borowika w błotnistą kałużę.
— Borowik chodź, jesteś następny. — Irysowe Serce schyliła się, aby popchnąć nosem szczeniaka. — Podgrzybkowa Sierść nie ma całego dnia! — ponagliła go, kiedy piesek zatrzymał się i obejrzał na braci.
***
Czas leciał nieubłaganie szybko — jeszcze chwila, a cała sześcioosobowa drużyna wybrańców zostanie uczniami. Dynia chciał być oczywiście szybszy, wyprzedzić system, aby jako uczeń wiedział podstawy i nie musiał tracić czasu na naukę zbyt prostych rzeczy. Właśnie przez tę jego widzimisię, zawziętość oraz upartość, wymykał się ze żłobka, kiedy nikt nie patrzył (albo też patrzył, jednak niewiele go to obchodziło) i szedł sam ze sobą trenować. Coraz lepiej wychodziło mu poruszanie się w terenie — opanował “widzenie” słuchem oraz powoli zaczynał rozumieć wibracje, docierające z otoczenia do jego łap. Nie chodził już pokracznie jak niewyspany wojownik po dwudziestoczterogodzinne pracy, ale jak prawdziwy, zdrowy szczeniak.
Tego dnia również postanowił udać się na miejsce swoich ćwiczeń, nie powiadamiając o tym nikogo; i wszystko byłoby jak wcześniej — Dynia idzie trenować, a nikt mu w tym nie przeszkadza. Kluczowym słowem natomiast jest tutaj “byłoby”.
— Kto tam? — warknął, słysząc czyjeś delikatne kroki zmierzające ku niemu. — Wracaj lepiej — próbował odgonić intruza, przybierając przy tym postawę bojową (która swoją drogą wyglądała dosyć zabawnie).
— Trenujesz tutaj?
Dobrze znał ten głos. Aż za dobrze.
— Dlaczego poszedłeś za mną? — Wyprostował się. — Chcesz potrenować ze mną? — zapytał, przeczuwając niemalże od razu, jaki może być cel Krzaczka.
— To propozycja?
— Skoro już za mną poszedłeś, to przyda mi się ktoś, z kim mogę powalczyć. — Uśmiechnął się zawadiacko.
Gdyby mógł widzieć, to zobaczyłby ten cudowny błysk w oku Krzaczka na samo słowo “powalczyć”. Brat był wyjątkowo chętny do wszelkiego treningu; w końcu to on spędzał na nim najwięcej czasu, nawet gdy padał ze zmęczenia, łapy odmawiały posłuszeństwa, a w uszach huczała krew. Krzaczek chciał ćwiczyć, chciał trenować i sprawdzać się w różnych sytuacjach. Kolejnym argumentem za oczywiście była jego dosyć przyjazna relacja z Dynią.
Bracia mieli udać się razem troszkę dalej, aby mieć więcej miejsca do różnorodnych prób oraz zapewne długiej walki, podczas której popiszą się nabytymi umiejętnościami. Przeszkodziła im w tym jednak jedyna siostra (Dynia zakładał, że tak naprawdę jej nie posiada), która musiała zacząć ich śledzić od samego żłobka. Nasz bohater, rudzielec, niewidomy zapaleniec treningowy, wyczuł ją od razu. Ten jeden, specyficzny zapach, który zapewne, gdyby był człowiekiem, przypominałby mu takie rozgotowane pyzy.
— Czego chcesz, Gorzka? — prychnął, słysząc jej charakterystyczne fukanie. — Wracaj do żłobka.
Suczka momentalnie się najeżyła.
— To wy powinniście wracać. — Uniosła dumnie głowę. — Wracacie, czy mam zgłaszać to rodzicom?
Krzaczek zaśmiał się pod nosem. Rudzielca tak samo, jak Dynie, siostra niebywale… wkurwiała. Tak, to odpowiednie słowo. Gdyby byli starsi, złapaliby ją za kark i odstawili do żłobka, czyli tam, gdzie jej miejsce. Gorzka należała do słynnej listy Dyni najbardziej irytujących psów.
— Nie wiem, co masz zamiar im powiedzieć, skoro sama wyszłaś ze żłobka. Wracaj tam, gdzie twoje miejsce, nie potrzebujemy tu takich pluskiew. — Brat odrobinę bliżej wściekłej siostry.
Gorzka się zagotowała.
— I kto to mówi! — krzyknęła. — Jeszcze zobaczymy, kto tutaj jest…
Nie zdążyła dokończyć, gdyż Krzaczek, poirytowany zbędnym ględzeniem suczki, wepchnął jej pyszczek w mrowisko.
— Zamknij się.
Gdyby byli dziećmi, od razu przybiliby sobie piątkę oraz żółwika. Było to niemałe zwycięstwo.
<Krzaczek?>
[834 słów: Dynia otrzymuje 8 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz