— Nie, nie chcę, abyś szedł na patrol, Lekkie Serce — powiedziała Rzepakowe Słońce. — Wysłałam już Różany Płatek, Fenkułową Plamkę i Płonącego Konara. Zostałeś dopiero co mianowany. Powinieneś odpocząć.
Stłumiłem pomruk irytacji, w obecności zastępcy przywódcy mojego klanu. Mijał drugi dzień, od kiedy zostałem wojownikiem. Pierwszy dzień właściwie w pełni przespałem, po nocy spędzonej na czuwaniu. Teraz, byłem w pełni sił i chciałem coś zrobić dla mojego klanu.
— Dziękuję, Rzepakowe Serce. — Skłoniłem głowę i odszedłem.
Chciałem się wykazać, ale nie mogłem okazać nieposłuszeństwa zastępczyni. Musiałem wymyślić coś innego.
Może pójdę poszukać Oszronionej Gwiazdy? Powinien już w pełni wyzdrowieć. Pozwoli mi pójść na polowanie?
Potrząsnąłem głową. Przecież, jestem już wojownikiem. Jeśli chcę iść na polowanie, to idę na polowanie i nikogo o to nie pytam. Przeciągnąłem się i wyszedłem z obozu. Upoluję jakąś pyszną zwierzynę, wesprę klan i zachowam się jak wojownik, jakim jestem.
Powąchałem w powietrzu. Ani śladu zwierzyny. Żaden ptak się tu od dawna nie zapuszcza. Może powinienem poszukać nieco dalej? Na przykład na terenach Dwunożnych? Tam musi być trochę zwierzyny. Jest mniej psów, które mogłyby polować. A ja zawsze mogę zwiedzić większy kawałek świata.
Akceptując wewnętrznie swój plan, ruszyłem w kierunku terenów niezamieszkanych przez żaden klan. Wciąż się nieco wahałem, ale chyba nie łamię kodeksu wojownika, prawda? Wziąłem głęboki wdech i zacząłem biec. Nie potrafię wytłumaczyć dlaczego. Chciałem poczuć wiatr w uszach, biec, zapomnieć o wszystkich problemach. Zatrzymałem się dopiero poza terytorium klanów.
Usiadłem i wciągnąłem nowe, nieznane powietrze. Wreszcie jestem wojownikiem. Mogę wszystko. Miałem ochotę krzyczeć. Niech Gwiezdni mnie usłyszą. Chcę móc się podzielić z kimś swoim szczęściem.
Poczułem się obserwowany i mój optymizm odszedł. Ci, którzy mnie obserwowali zdecydowanie nie należeli do Coelum. Miałem nadzieję, że to nie są ci włóczędzy, których widziałem z Oszronioną Gwiazdą kilka księżyców temu.
Odwróciłem się, ale niczego nie zobaczyłem. Po plecach przebiegł mnie dreszcz. Spokojnie Lekkie Serce, to na pewno nic takiego. Nikt cię nie śledzi. To tylko skok adrenaliny.
Wyczułem zapach zwierzyny. No i tu wreszcie jest co robić. Zlokalizowałem swoją pierwszą ofiarę. Na najbliższym drzewie siedziała sikorka. Nie zobaczyła mnie, a ja starałem się pozostać niezauważony. Chwilę później, tłuściutkie ptaszysko zleciało na ziemię. Przybrałem pozycję myśliwską i zacząłem się powoli podkradać to zwierzyny.
Byłem już prawie przy niej, kiedy przed pyskiem przemknął mi szary kształt. Odskoczyłem zaskoczony, widząc innego psa, szybkim ruchem zabijającego sikorkę i odwracającego się do mnie z ptakiem w pysku.
Więc miałem rację. Byłem obserwowany. Ulżyło mi, gdy zobaczyłem, że to nie jest jeden z tych psów, które zaskoczyły mnie i Oszronioną Gwiazdę na naszym własnym terenie. Jednak niepokoił mnie jego wzrok. Coś w rodzaju biernej nienawiści. Nie zamierzał atakować, ale nie krył się też z niechęcią wobec mnie.
— Cześć — powiedziałem ostrożnie. Nie miałem zamiaru wypominać mu tego, że zabrać moją zwierzynę. W końcu to nie są tereny klanów, więc ma prawo tu polować. — Nazywam się Lekkie Serce i jestem wojownikiem Industrii. Nieźle ci poszło z tą sikorką.
— Wojownicy — parsknął z pogardą nieznajomy, ignorując pochwałę — że też wam nie wstyd, bawić się w te podchody.
Zastrzygłem uchem. Ton, z jakim drugi pies to powiedział, sugerował, że ma złe doświadczenie z wojownikami. Poczułem zaintrygowanie i zapragnąłem lepiej poznać tego psa. Przyznaję, że z jednej strony się go bałem, ale z drugiej... ciekawość wzięła górę.
— Jak się nazywasz? — spytałem ostrożnie.
Obcy pies patrzył się przez chwilę w dal. Już myślałem, że mi nie odpowie i chciałem się poddać, kiedy włóczęga spuścił smutno głowę i przemówił cicho.
— Nazywam się Diego — mruknął niechętnie. — A wy, psy klanowe, zrujnowaliście mi życie — dodał głośniej, prawie warcząc.
Nie rozumiem, dlaczego nie uciekałem. Pies widocznie nie chciał mieć nic wspólnego z klanami, a dalsze nakłanianie go do rozmowy mogło skutkować tym, że stanie się agresywny. Ja jednak nie potrafiłem się powstrzymać.
— Co ci zrobili klany? — ciągnąłem.
— Moja mama była włóczęgą — mruknął Diego. — Taty nigdy nie poznałem. Nie znałem wtedy klanów. Mama miała mnie nauczyć polować, ale weszliśmy na terytorium któregoś z tych twoich śmiesznych klanów. Spotkaliśmy samotnego psa, szczekającego jak oszalały, że nie powinno nas tu być. Mama zaczęła się z nim kłócić, a on... — głos mu się załamał. — Cudem uszedłem z życiem. Nie potrafiłem polować. Właściwie, to już było mi wszystko jedno. Chciałem umrzeć. Przygarnęła mnie rodzina kotów. To oni nauczyli mnie polować i wsparli po stracie mamy.
— Kotów? — nie kryłem zaskoczenia.
— Tak, kotów — warknął szary pies. — Te same, które sami uważacie za szkodniki. Uratowały mi życie.
— Przykra historia — przyznałem. — Ale słuchaj, nie wszystkie psy klanowe są złe. Może zdarzył się jeden przypadek głupiego agresora...
— Oj, nie jeden, przyjacielu — nacisk, na słowo przyjaciel spowodował, że się wzdrygnąłem. — Spotkałem jeszcze wiele psów, skrzywdzonych waszymi zabawami. Tworzymy całą sforę. Wspieramy się i szanujemy. Wszystkich nas łączy jedno – nienawidzimy klanów.
— Jesteście wobec siebie lojalni i żyjecie ze sobą w zgodzie — zauważyłem — podobnie jak klan.
Spojrzenie Diego sugerowało, że pies w każdej chwili może się na mnie rzucić. Zrozumiałem, że chyba posunąłem się za daleko. Ponadto, przeszedł mnie dreszcz. Mamy niedaleko terytorium grupę nienawidzących nas psów. Czy Diego i jego przyjaciele mogą zdecydować się nas zaatakować? Bałem się ponownie odezwać, ale zapytałem go o to spojrzeniem.
— Spokojnie, nie zaatakujemy was — powiedział Diego, po czym się smutno uśmiechnął. — Raczej. Nie chcemy być wam podobni. Brutalni i nietolerancyjni. Chcemy być od was lepsi. — Zmierzył mnie wzrokiem. — Ale to niełatwe. Zwłaszcza gdy przychodzicie tutaj i zadajecie głupie pytania.
— Dziękuję — powiedziałem, wycofując się niepewnie. — I... Przepraszam za kłopot. — Odwróciłem się i już miałem odbiec, kiedy jeszcze raz odwróciłem głowę, patrząc mu w oczy. — Ale klany naprawdę nie są złe. — mruknąłem, starając się panować nad strachem. — Uratowali mi życie i proponowali schronienie mojej umierającej matce.
— Idź już — syknął przez zęby Diego.
Nie odwracając się już za siebie, pobiegłem przed siebie do domu. Muszę jak najszybciej powiedzieć Oszronionej Gwieździe, co tutaj zaszło. Przywódca powinien wiedzieć, że w okolicy żyje grupa psów, które nas szczerze nienawidzą. Nawet jeśli deklarują, że nas nie zaatakują.
Jednak szkoda mi było Diego. Właściwie, to ma swoje powody, aby nienawidzić klanów. Nie jego wina, że nie zna nas dość dobrze, aby zrozumieć, że tak naprawdę nie jesteśmy złymi psami. Jak to działa, że jeden głupi agresor jest w stanie stworzyć negatywną opinię całemu klanowi? Czy to sprawiedliwe? Wziąłem głęboki oddech i sam sobie odpowiedziałem. Nie, to nie jest sprawiedliwe. Ale jak mawia starszyzna, życie nie jest sprawiedliwe.
[1037 słów: Lekkie Serce otrzymuje 10 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz