19 marca 2021

Od Manaciego Olbrzyma — zgromadzenie medyków

Pora Zielonych Liści rozgościła się na świecie w najlepsze, a wraz z nią nadchodziły zmiany. Zwierzyny było pod dostatkiem, owoców, ziół, kwiatów również. Każdy czuł się jakoś podniesiony na duchu, mimo dalej panującej epidemii dało się dostrzec cieszących się tym czasem młodych, bawiące się w najlepsze szczeniaki, czy wypoczywających starców. Ta pora cieszyła się również tym, że zachody były późne, piękne i jakieś takie inne, niż w pozostałe trzy.
Taki właśnie piękny zachód miał miejsce, gdy Manaci Olbrzym, łapa w łapę ze swą uczennicą, szli na zgromadzenie. Miało być ono wyjątkowe, bo Cynamonka miała być mianowana.
— Jak myślisz, Moja Malutka, czy czekają nas dobre wieści? Ostatnio niekoniecznie takie były, teraz przydałoby się coś spokojniejszego. Może Gwiezdni widzą dla nas dobry czas. Albo chociaż lepszy, niż to, co się dzieje teraz.
— Nie wiem — bąknęła tylko. Manat spojrzał na nią uważnie.
— Denerwujesz się? Naprawdę nie ma powodu, wszystko pójdzie gładko. Twoje imię jest bardzo ładne, mi się podoba. Gwiezdni mieli dobry dzień na natchnienie.
Uczennica spojrzała na niego z ciągle obecnym przestrachem. Dalsza podróż na płyciznę upłynęła im na rozmowie, a raczej monologu Manacika i zdawkowych odpowiedziach Cynamonki. Przybyli ostatni, jak zwykle zresztą, nie mieli jednak żadnych towarzyszy podróży. Przez to Manat zdołał opowiedzieć aż trzy historie o snach zesłanych przez kontakt z przodkami, ale dla Cynamonowej wiązało się to głównie z brakiem jakiegokolwiek ratunku, ucieczki myślami. Medyk Wietrznych widział jej zdenerwowanie, więc starał się zaradzić mu po swojemu, zagadując i śmiejąc się, jednak dzisiaj wydawało się to nie działać. Księżyc wisiał już na niebie, gdy ujrzeli Bluszcza i Sroczą zatopionych w rozmowie z Podgrzybkiem i jakąś małą kulką skaczącą przy nim.
Kiedy podeszli bliżej i przywitali się ze wszystkimi, stało się jasnym, że kulka jest w istocie młodym adeptem i uczniem Podgrzybka. Medyk wyglądał na bardzo dumnego i zadowolonego z tego faktu. Rumianek nie wyglądało na bardzo przestraszone rozmiarami medyka Wietrznych, ale nie dało się nie odczuć sporej dysproporcji, między wymiarami psa, z którym tu przybyło, a nim. Manaci jednak postanowił nie dawać Rumianowi czasu na przestraszenie się i z uśmiechem zaczął opowiadać anegdotkę z własnego mianowania. Już miał poruszać temat wodorostów, kiedy zebranie wydawało się przybierać poważniejszy ton, postanowił więc wybadać ewentualną nową opinię o swoim przysmaku później.
Wszyscy zasiedli w napięciu, każdy uczeń przy swoim mentorze, na piaszczystej wydmie. Księżyc świecił wyjątkowo jasno. Atmosfera wydawała się być przepełniona napięciem. Czy to odnośnie wiadomości, jaką przekażą przodkowie, czy odnośnie mającego nadejść zaraz mianowania? Każdy miał jakieś swoje obawy, może poza Manacikiem, któremu we łbie akurat dalej uparcie gościły wodorosty. Obiecał sobie jednak, że weźmie duży zapas, jak będą wracać i skupił się na obecnych wydarzeniach.
A właśnie na środek wystąpili Podgrzybkowa Sierść i Rumianek.
— Rumianku, czy życzysz sobie dostąpić udziału w tajemnicach Coelum jako medyk? — zapytał Wodny.
— Tak.
— Zatem podejdź.
Rumianek posłusznie zbliżyło się do mentora.
— Wojownicy Klanu Gwiazdy, przedstawiam wam tego ucznia, które wybrało ścieżkę medyka. Obdarzcie je mądrością i wiedzą, żeby rozumiało wasze znaki i uzdrawiało swój klan zgodnie z waszą wolą. Połóż się tutaj i napij się wody z Płycizny.
Mała łapka zagłębiła się w wodę, języczek przeciął taflę i już, nowy towarzysz był na pokładzie. Wszyscy pogratulowali Rumianowi i Podgrzybkowi, po czym przyszło mianować starszych uczniów na medyków.
Pierwszy wystąpił Manaci Olbrzym. Uśmiechnął się szeroko do swojej Malutkiej. Był z niej bardzo dumny. Została taką świetną medyczką! W tak trudnych czasach przyszło jej się sprawdzić i wszystko się powiodło. Nie było już też widzieć śladu przebytej choroby. Oczy jej iskrzyły, zza strachu wyglądała nieśmiało ekscytacja. Udało się jej. A Manacik wiedział, że będzie świetna. W końcu sam ją uczył wszystkiego, co niezbędne. Wiedza wiedzą, ale uśmiech, rozmowa i spokój, to były rzeczy tak samo ważne. Cieszył się, że udało mu się jej to przekazać.
— Ja, Manaci Olbrzym, medyk klanu Ventus, wzywam mych przodków, abyście spojrzeli na tego ucznia. Ona trenowała ciężko, aby zrozumieć Kodeks Medyka, i z waszą pomocą ona będzie dumnie służyć swojemu klanowi przez wiele księżyców.
— Cynamonowa Łapo, czy obiecujesz przestrzegać zasad medyka i stać z dala od rywalizacji pomiędzy klanami, aby bronić i pomagać każdemu psu, nawet kosztem swojego życia?
— Obiecuję. — W jej głosie były pewność i siła. Wiedziała, że to było jej przeznaczeniem i chciała się go podjąć.
— A więc z mocą Coelum nadaję ci imię medyka. Cynamonowa Łapo, od tego momentu będziesz zwać się Cynamonową Pestką. Gwiezdni honorują twoją wrażliwość na potrzeby innych i witamy cię jako pełnoprawnego medyka klanu Ventus.
Suszka zbliżyła się do mentora, a ten oparł pysk na jej głowie. W sierści gdzieś przy uchu zniknęło parę łez.
— Jestem z ciebie bardzo dumny, Moja Malutka — powiedział Manat tonem, który chyba miał być ściszony, ale wyszedł donośny jak zwykle.
Cynamonowa Pestka polizała jego ramię, a reszta medyków zaczęła skandować jej imię. Szybko podchwycili to także uczniowie. Kiedy się od siebie oderwali i odeszli na swoje miejsce, ciężko było stwierdzić, kto był bardziej poruszony tym wszystkim. Manat wiedział, że w końcu to była naturalna kolej rzeczy, nigdy też nie zwątpił w swoją Malutką. Jednak nie mógł pozbyć się wzruszenia, że jego uczennica już tak wyrosła, została zaakceptowana przez Gwiezdnych. Mianowania zawsze były wyjątkowe i atmosfera, jaka na nich panowała, przepełniona mistycyzmem, wręcz magią, poruszała każdego uczestnika bez wyjątku.
Po dwójce Wietrznych na środek wyszli Ciemni. Wszyscy ponownie zamarli, w oczekiwaniu na słowa Ciemnego Kła.
— Ja, Ciemny Kieł, medyk klanu Tenebris, wzywam mych przodków, abyście spojrzeli na tego ucznia. On trenował ciężko, aby zrozumieć Kodeks Medyka, i z waszą pomocą on będzie dumnie służyć swojemu klanowi przez wiele księżyców.
— Lisia Łapo, czy obiecujesz przestrzegać zasad medyka i stać z dala od rywalizacji pomiędzy klanami, aby bronić i pomagać każdemu psu, nawet kosztem swojego życia?
— Obiecuję.
— A więc z mocą Coelum nadaję ci imię medyka. Lisia Łapo, od tego momentu będziesz zwać się Lisi Wrzask. Gwiezdni honorują twoją i witamy cię jako pełnoprawnego medyka klanu Tenebris.
Kiedy Lisi Wrzask polizał ramię Ciemnego, wszyscy ponownie zaczęli wykrzykiwać imię nowego medyka. Rozpoczęły się rozmowy, ale ogólny zgiełk szybko przygasł. Nadeszła pora dzielenia języków z Gwiezdnymi.
Wszyscy po kolei kładli się i zanurzali łapy w wodzie. Jej przyjemny chłód zawsze pobudzał Manata, który wodę po prostu uwielbiał. Zawsze wtedy się zastanawiał, czemu nie jest Wodnym, skoro żaden z niego biegacz, za to pływak znakomity. A potem przypominał sobie, że nie powinien tak myśleć, a się skupić, więc próbował się skupić. Zanurzył łapę głębiej i wraz z zimnym dreszczem rozlał się po jego ciele spokój, a wraz z nim przyszedł sen.
Był na ładnej polanie. Było tam pełno kwiatów, trochę podwiędniętych, ale całkiem nieźle się trzymających. To dobrze, ostatnio z kwiatami nie było tak dobrze. Przez jeszcze chwilę Manat przechadzał się między kwiatami i wszystko wydawało się być dobre. Można było nawet pokusić się o stwierdzenie, że zmierza ku lepszemu. Kwiaty wyglądały dobrze, słońce świeciło, jak trzeba, strumień szemrał. Piękny świat.
Ale wtedy rozległ się ryk. Nie zwykły, jaki wydaje zwierz, broniąc swojego terytorium. To był potworny, dzwoniący w uszach dźwięk, wypełniony brutalnością i zwiastujący atak. Przeszywał aż do kości i sprawiał, że całe ciało jeżyło się mimowolnie. Manat spojrzał w dal i ujrzał wyłaniające się spomiędzy drzew monstrum. Sosny i dęby przewalały się pod ciężarem jego ogromnych łap. Pysk stwora była tak wielki, że samym nosem zgniótłby Manata. Widok robił przerażające wrażenie. Momentalny strach sparaliżował medyka. Już miał uciekać, gdy ujrzał zmierzającą ku niemu szarżę, umykającą między łapami potwora. Po chwili zdał sobie sprawę, że to psy. I zdał sobie także sprawę, dlaczego uciekały.
Wielka paszcza rozwarła się, ukazując liczne rzędy kłów, a po chwili wśród nich zniknęły dwa ciemne owczarki. Stwór zbliżał się i zbliżał zastraszająco szybko, a po drodze zdążył pożreć kilkanaście psów. Reszta wkrótce zrównała się z Manacim Olbrzymem. Ten zdołał już opanować strach i starał się zachować spokój i nie dać się ponieść panice otaczających go psów. Minęły go i pędziły ile sił w łapach. Byle znaleźć się dalej od przerażającego giganta. Medyk Wietrznych poruszał się powoli w porównaniu do nich, ale zdążył dotrzeć do celu. Stanął na wzniesieniu i patrzył na potwora goniącego sforę. To na pewno nie była miła wróżba.
Kiedy już Manacik zdążył zacząć się zastanawiać, czemuż to Gwiezdni nie mogli pozostać na wyleczonych kwiatach, monstrualny stwór przekroczył strumień. Zanurzył w nim łapy, a woda zdecydowanie się wzburzyła. Zaczęło się jej zbierać więcej i więcej, aż wystąpiła z brzegu i podnosiła się cały czas, niczym wielka fala. Sunęła przez trawy prosto na Manata. W momencie, w którym już już miała go porwać, zaczęła ciemnieć. A może to wokoło zaczęło ciemnieć? Nie było to ważne, bo w tym momencie medyk zamknął oczy i myślał tylko o tym, by wszystko już się skończyło. 
***
Wracali z Pestką, niosąc wodorosty i kilka innych przydatnych roślin, które można było znaleźć w pobliżu plaży. Większość z nich znajdywała się na grzbiecie Manata, by mogli swobodnie rozmawiać. Młoda medyczka była bardzo przejęta.
— Zaraza się kończy, Olbrzymie!
— Na to wygląda, Moja Malutka. Musiało się to w końcu zdarzyć, dobrze jednak, że Przodkowie ześlą to niedługo, niż gdyby mieli jeszcze czekać. Ciekaw jestem jednak, co teraz z Wodnymi i Ciemnymi. Na kolejnym zebraniu klanów powinniśmy się dowiedzieć, co postanowią.
— Myślisz, że mogliby nie posłuchać się Gwiezdnych?
— Raczej wątpię, nie jesteśmy Bezgwiezdnymi, by ignorować znaki. Ale nigdy nie możemy być pewni, czy wszyscy odczytają to tak, jak by było najlepiej. Klany potrafią czasem naprawdę zadziwiać i nie mówię tylko o wojnach. — Manat zamyślił się. — Co powiesz na wyprawę na papierówki do sadu? Musimy uczcić twoją ceremonię i pierwsze dzielenie snów jako medyczka!
— Możemy to uczcić jakoś inaczej? — Cynamonka spojrzała na mentora z lekkim niepokojem.
— Co może być lepszego od jabłek, gdy ma się imię Pestka? Doprawdy, potrafisz być czasem śmieszna. Potem musimy sprawdzić, co z chorymi, musimy jeszcze upewnić się, że z naszą przyszłą mamą wszystko w porządku, ajajaj, tyle roboty. Ale… przy zachodzie słońca powinniśmy mieć czas pójść nad rzekę. Możemy zabrać twoje rodzeństwo, co ty na to?
— No nie wiem, Manacie…
— Naprawdę, czasem muszę po prostu przestać cię pytać. Czy nikt poza mną nie zna się na dobrej zabawie i świętowaniu? Będą owoce, rodzina, ładny widok, rzeka, chwila spokoju i wygrzane kamienie — postanowił Manacik. Wydawał się bardzo zadowolony ze swojego planu, co zirytowało lekko Cynamonową.
— To chyba powinniśmy się pospieszyć, bo nie zdążymy na te wszystkie atrakcje, co?
— Możemy, a jakże, Moja Malutka. Ale nie musimy — odparł beztrosko oblepiony wodorostami medyk.
[1705 słów: Manaci Olbrzym otrzymuje 17 Punktów Doświadczenia+5 za opowiadanie opisujące zgromadzenie, Cynamonowa Pestka otrzymuje imię medyka]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz