— Mamo, wszystko w porządku?
Odwróciła się w stronę Białej Gwiazdy. Obok niej stały dwa śmierdzące koty, hatfu, okropność. Koty! Przywódczyni Ciemnych próbowała wyraźnie się ich pozbyć, ale koty albo były tak głupie, że nie zdawały sobie o tym sprawy, albo specjalnie ją zatrzymywali. W pewnym momencie jeden kocur rzucił się na jej matkę. Tego już za wiele! Warknęła, usiłując wyglądać groźnie i chwyciła wspomnianego kota za ogon, starając się go ściągnąć z Białej Gwiazdy. Na szczęście biała suczka poradziła sobie sama. Odepchnęła kota i szybko zerwała kępę ziół, które rosły za kocim tyłkiem.
Lisek się ucieszy.
Obie suczki poszły prosto do obozu Ciemnych. Biała Gwiazda położyła zioła przed Lisią Łapą, który właśnie wyszedł z legowiska medyków. Czarny piesek przez chwilę rozmawiał z przywódczynią. Z legowiska wyłoniła się postać Ciemnego Kła. Medyczka podeszła do nich i po obwąchaniu kępy ziół rzuciła zdawkowe „dziękuję”, po czym podeszła do chorych psów otaczających legowisko. Na jej pysku — na pysku Liska zresztą też — było widać zmęczenie. Nic dziwnego, w czasie epidemii medyk ma pracy aż nadto. Stokrotkowa Łapa przeleciała wzrokiem po chorych członkach Tenebris. Niektórzy na dźwięk głosu Białej Gwiazdy unieśli pyski i pozdrowili ją. Jednak parę psów nie miało siły nawet się obejrzeć. Leżeli i dyszeli. Strach pomyśleć, jak by to wszystko wyglądało bez medyków. Wśród leżących psów sunia rozpoznawała kształty znajome. Obok nich przeszła Jeziorny Kwiat. Ona również nie wyglądała jak dawniej... Zawsze suczka była okazem zdrowia, silna, no i w ogóle... A teraz można było od niej usłyszeć cichy kaszel, nieumiejętnie maskowany. W takich momentach Stokrotkowa Łapa znowu zastanawiała się nad istnieniem Gwiezdnych.
— Chcesz jeszcze iść na polowanie, czy wolisz zostać w obozie i odpocząć? — usłyszała głos mentorki.
— Na polowanie!
Dwa białe kształty przemknęły przez zachwaszczony trawnik, otaczający ich obóz. Gdzieniegdzie leżały kamienie, sterty zeszłorocznych liści, a nawet opony. Dworek nie był szczytem marzeń — krusząca się rudera, porośnięta niezliczonej ilości chwastami, pod łapami psów czasami pękały butelki — puste lub pełne. Jednak mimo wszystko, to był ich obóz, ich dom.
Stanęły przed niewielką kamienicą w którejś z bocznych uliczek. Na parapetach i gzymsach pogruchiwały gołębie.
— Znowu gołębie? — zaśmiała się Biała Gwiazda.
Stokrotkowa Łapa przytaknęła. Łapki same ją tu przywiodły, właściwie nie zastanawiała się, gdzie by mogła pójść.
Zmrużyła oczy i wpatrywała się w rozedrgany tłumek ptaków. Szare, bure, czarne, białe, a przede wszystkim tłuste gołębie rozpychały się na parapetach. Zdawało się, że nie zwracają uwagi na psy. Dwunożni karmili je z ręki, więc się ich nie bały. Psy były dużo mniejsze od Dwunogów. Suczka skupiła się na jednym konkretnym gołębiu. Był tłusty, niezdarny, i miał zwichnięte jedno skrzydło. Zauważyła to, kiedy jakiś jego kumpel popchnął go z dachu w rynnę. Gołąb rozpaczliwe machał jednym skrzydłem, ale wylądował bezpiecznie. W końcu ów gołąb, spychany przez inne, znalazł się przed schodkami kamienicy. Przekrzywiwszy łebek, wpatrywał się w Stokrotkową Łapę. Wystarczyło jedno ugryzienie, by ptak zwisł bezwładnie w jej pysku.
— Brawo! — usłyszała szczeknięcie Białej Gwiazdy. Czy to była ironia? Gołębia złapałby nawet ślepy szczeniak, ale sunia postanowiła nie zawracać sobie tym głowy. Wyprężyła dumnie pierś i w ciszy skonsumowała gołębia.
— Gdzie teraz idziemy?
<Biała Gwiazdo?>
[507 słów: Stokrotkowa Łapa otrzymuje 5 Punktów Doświadczenia i 2 Punkty Treningu]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz