11 marca 2021

Od Białej Gwiazdy CD Stokrotkowej Łapy

Zacisnęła zęby. Fakt, że łowom przewodziło szczenię, nawet jeśli była to jej córka i uczennica, sprawiał, że aż czuła nieprzyjemne dreszcze. Sami Gwiezdni raczyli wiedzieć, co mogło się stać, jeśli taki młodzik wpakuje je w jakieś tarapaty. Och, a o tym, jak po prostu uwłaczające dla niej to było, nie chciała nawet myśleć.
Nie powinna była w ogóle zgadzać się na prowadzenie tej młodej suczki w jej drodze do tytułu wojownika. Była na to już za stara, robiła się z niej zrzędliwa staruszka.
— No to prowadź — odpowiedziała w końcu, siląc się na delikatny, zachęcający uśmiech.
Zaledwie chwilę później obie węszyły i rozglądały się uważnie w poszukiwaniu wspomnianych wcześniej przez Stokrotkową Łapę tłustych gołębi. Tych, oczywiście, gdy były im akurat potrzebne, było jak na lekarstwo. 
— Ten jest tak gruby, że chyba nawet nie może już latać — zaśmiała się cicho Stokrotka, kiwnięciem głowy wskazując matce gołębia tak tłustego, że aż zdającego się być nierealnym.
— Albo Dwunożni ładnie go dla nas napaśli przez porę nagich drzew, albo jest chory. Wygląda jednak na zadbanego, ma całkiem ładne pióra...
— To co? Zjemy go?
— Skoro uważasz, że nawet nie oderwie się od ziemi, to możesz zająć się nim sama — zachęciła córkę Biała.
Młodsza z suczek ochoczo, lecz z wystarczającą ostrożnością wyruszyła w kierunku spasionego ptaszyska. Jej matka przyglądała się jej jedynie kątem oka, bo oto kilka kroków dalej dostrzegła jedną z roślin, które obecnie były najbardziej pożądane we wszystkich klanach — zioło, które mogło wyleczyć chorego na szerzącą się między psami chorobę.
Wciąż zerkając na zasadzającą się na ofiarę uczennicę, sama wyruszyła w kierunku swojego nowego celu. Już była dosłownie o krok przed zerwaniem ziół i powrotem do córki, gdy nagle wyrósł przed nią ogromny długowłosy kocur. Gdyby byli ludźmi, oto miałaby przed sobą napakowanego dresiarza.
— To ona? — wysyczał nieprzyjemnym, charczącym głosem do stojącego nieopodal wyłysiałego kota, którego wcześniej przegoniły dwie białe suczki.
— Tak, Stasiek, to ona. — Pokiwał gorączkowo głową. — Pokażesz jej teraz, prawda, pokażesz jej, że z nami, kotami się nie zadziera?
— Pokażę. — Kiwnął łbem i znów łypnął na liderkę. — No, psina, teraz sobie porozmawiamy. Janek powiedział mi, że ty i jakaś twoja mini kopia chciałyście skopać mu tyłek. Sytuacja przedstawia się następująco: mojemu brachowi nie skopuje się tyłka, bo potem ma się ode mnie w gratisie jeszcze gorsze kopanie tyłka.
— Sam przecież powiedziałeś, że tylko chciałam skopać mu tyłek, ale tego nie zrobiłam.
— Bo uciekł!
— Nie uciekłem, tylko poleciałem po ciebie, Stachu, wiesz przecież, że ja nigdy nie uciekam! — oburzył się Janko. Z jego głosu suczka wnioskowała, że jest już na skraju łez.
— No dobra, przepraszam, Janko. No, słyszałaś, nie uciekł, tylko pobiegł po mnie. A wiesz, dlaczego pobiegł do mnie? Bo słabych się nie bije, a ty chciałaś go bić. To teraz ja pobiję ciebie.
— Słuchaj, Staszek, trochę mi się spieszy. Jakbyś mógł się odsunąć i dać mi zebrać zioła, których potrzebuję, to już za chwilę moglibyśmy rozstać się w pokoju — zaproponowała znudzonym głosem, mając już dość tej idiotycznej pogawędki.
— W pokoju, dobre! Nie jesteśmy w żadnym pokoju białasie, jesteśmy na ulicy. A na ulicy są zasady i prawo betonowej dżungli, psinko!
Wypowiedziawszy te słowa, koci dres o idiotycznym imieniu Stach rzucił się na liderkę klanu Ciemnych. Nie traciła czasu, od razu przystąpiła do kontrataku, chcąc jak najszybciej mieć to za sobą. Gdyby nie zioła, które czekały na nią za plecami kocura, nawet nie bawiłaby się w te śmieszne zapasy.
— Dajesz, Stachu, pokaż jej! — krzyczał z bezpiecznej odległości jego wyłysiały kumpel. Gdyby on był człowiekiem, prawdopodobnie łudząco zarówno wyglądem, jak i zachowaniem, przypominałby Czerepacha z „Rancza”.
<Stokrotkowa Łapo?>
(582 słowa + trening Stokrotki)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz