Zacisnęła
zęby. Fakt, że łowom przewodziło szczenię, nawet jeśli była to jej
córka i uczennica, sprawiał, że aż czuła nieprzyjemne dreszcze. Sami
Gwiezdni raczyli wiedzieć, co mogło się stać, jeśli taki młodzik wpakuje
je w jakieś tarapaty. Och, a o tym, jak po prostu uwłaczające dla niej
to było, nie chciała nawet myśleć.
Nie
powinna była w ogóle zgadzać się na prowadzenie tej młodej suczki w jej
drodze do tytułu wojownika. Była na to już za stara, robiła się z niej
zrzędliwa staruszka.
— No to prowadź — odpowiedziała w końcu, siląc się na delikatny, zachęcający uśmiech.
Zaledwie
chwilę później obie węszyły i rozglądały się uważnie w poszukiwaniu
wspomnianych wcześniej przez Stokrotkową Łapę tłustych gołębi. Tych,
oczywiście, gdy były im akurat potrzebne, było jak na lekarstwo.
—
Ten jest tak gruby, że chyba nawet nie może już latać — zaśmiała się
cicho Stokrotka, kiwnięciem głowy wskazując matce gołębia tak tłustego,
że aż zdającego się być nierealnym.
—
Albo Dwunożni ładnie go dla nas napaśli przez porę nagich drzew, albo
jest chory. Wygląda jednak na zadbanego, ma całkiem ładne pióra...
— To co? Zjemy go?
— Skoro uważasz, że nawet nie oderwie się od ziemi, to możesz zająć się nim sama — zachęciła córkę Biała.
Młodsza
z suczek ochoczo, lecz z wystarczającą ostrożnością wyruszyła w
kierunku spasionego ptaszyska. Jej matka przyglądała się jej jedynie
kątem oka, bo oto kilka kroków dalej dostrzegła jedną z roślin, które
obecnie były najbardziej pożądane we wszystkich klanach — zioło, które
mogło wyleczyć chorego na szerzącą się między psami chorobę.
Wciąż
zerkając na zasadzającą się na ofiarę uczennicę, sama wyruszyła w
kierunku swojego nowego celu. Już była dosłownie o krok przed zerwaniem
ziół i powrotem do córki, gdy nagle wyrósł przed nią ogromny długowłosy
kocur. Gdyby byli ludźmi, oto miałaby przed sobą napakowanego dresiarza.
—
To ona? — wysyczał nieprzyjemnym, charczącym głosem do stojącego
nieopodal wyłysiałego kota, którego wcześniej przegoniły dwie białe
suczki.
—
Tak, Stasiek, to ona. — Pokiwał gorączkowo głową. — Pokażesz jej teraz,
prawda, pokażesz jej, że z nami, kotami się nie zadziera?
—
Pokażę. — Kiwnął łbem i znów łypnął na liderkę. — No, psina, teraz
sobie porozmawiamy. Janek powiedział mi, że ty i jakaś twoja mini kopia
chciałyście skopać mu tyłek. Sytuacja przedstawia się następująco:
mojemu brachowi nie skopuje się tyłka, bo potem ma się ode mnie w
gratisie jeszcze gorsze kopanie tyłka.
— Sam przecież powiedziałeś, że tylko chciałam skopać mu tyłek, ale tego nie zrobiłam.
— Bo uciekł!
—
Nie uciekłem, tylko poleciałem po ciebie, Stachu, wiesz przecież, że ja
nigdy nie uciekam! — oburzył się Janko. Z jego głosu suczka
wnioskowała, że jest już na skraju łez.
—
No dobra, przepraszam, Janko. No, słyszałaś, nie uciekł, tylko pobiegł
po mnie. A wiesz, dlaczego pobiegł do mnie? Bo słabych się nie bije, a
ty chciałaś go bić. To teraz ja pobiję ciebie.
—
Słuchaj, Staszek, trochę mi się spieszy. Jakbyś mógł się odsunąć i dać
mi zebrać zioła, których potrzebuję, to już za chwilę moglibyśmy rozstać
się w pokoju — zaproponowała znudzonym głosem, mając już dość tej idiotycznej pogawędki.
—
W pokoju, dobre! Nie jesteśmy w żadnym pokoju białasie, jesteśmy na
ulicy. A na ulicy są zasady i prawo betonowej dżungli, psinko!
Wypowiedziawszy
te słowa, koci dres o idiotycznym imieniu Stach rzucił się na liderkę
klanu Ciemnych. Nie traciła czasu, od razu przystąpiła do kontrataku,
chcąc jak najszybciej mieć to za sobą. Gdyby nie zioła, które czekały na
nią za plecami kocura, nawet nie bawiłaby się w te śmieszne zapasy.
—
Dajesz, Stachu, pokaż jej! — krzyczał z bezpiecznej odległości jego
wyłysiały kumpel. Gdyby on był człowiekiem, prawdopodobnie łudząco
zarówno wyglądem, jak i zachowaniem, przypominałby Czerepacha z „Rancza”.
<Stokrotkowa Łapo?>
(582 słowa + trening Stokrotki)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz