Ponieważ nie miałam wiele czasu na działanie, zrobiłam pierwszą rzecz, o której pomyślałam — a był to najbardziej naturalny z naturalnych odruchów, jakie kiedykolwiek przyszły mi do głowy, chociaż lekko dla mnie obrzydliwy. Odgryzłam palec tej paskudzie, i naprawdę, nie wiem, jak mi się to udało. Moje małe zęby musiały być w rzeczywistości bardzo ostre lub gryzłam pod dobrym kątem. Dosyć o oderwaniu tej części ciała. Dobry los albo Gwiezdni sprawili, że palec wisiał na włosku, a dwunożny szczekając wniebogłosy, upuścił mnie na kamienną podłogę. Upadek nie był wcale przyjemny, mimo to niemal natychmiast poderwałam się do biegu. Zbyt pośpiesznie, ponieważ poślizgnęłam się, aby znów stanąć niepewnie na nogach. Szybko się oglądnęłam. Chyba nic poważnego mi nie jest, chwała upadkowi. Moja siostra miała jednak poważniejszy i bliższy spełnienia problem niż możliwość połamania kończyn.
Postarałam się wbiec jak najszybciej pod nogi, dwunożnemu trzymającego moją siostrę. W głowie ukazała mi się wizja, jak je podcinam. Zaiste, wielki akt odwagi, oraz, co więcej, wyobraźni. Byłam oczywiście zbyt słaba, wolna i mała, aby wykonać operację, przez co stworzenie nie zwolniło uchwytu, jedynie lekko się zachwiało i bardziej zdenerwowało. Z oczu niemal bił mu niczym niekontrolowany mord. Widziałam już takie spojrzenie — u Krwawego Zewu, kiedy ze snu wybudziła go woda (…ups). Może sprawiła to butelka, którą dotychczas trzymał w dłoni, a dzięki mojej operacji wypadła mu z dłoni. Plus był taki, że nie wlał jej zawartości do pyska mojej siostry. Wątpię, aby należała do ulubionych napojów bliźniaczki. Szkło z butelki, które roztrzaskało się na miliony kawałków, skutecznie mnie spowolniło. Zapiszczałam, próbując nie nadepnąć na żaden z odłamków. Kolejna lawina śmiechu, niech przodkowie ich przeklną.
— Gwiezdni, och, dlaczego muszę umrzeć w tych męczarniach? — Konwalia marudziła, jakby cały nasz los był przesądzony. Ja jednak wierzyłam, że z odrobiną pomocy od przodków uda nam się zwiać, bądź zginąć z większym honorem. Lepsza honorowa i krwawa, niż nędzna z dala od klanu! Siostra postanowiła popatrzyć się na mnie spokojnym, acz ponaglającym spojrzeniem. Ubzdurałam sobie, bądź sprawiła to krew dwunożnego, która wlała mi się do uszu, że jest w nim wielkość i przyśpieszyłam. Naprawdę, nie musiała mnie zachęcać. Na moich małych nóżkach biegłam ile sił.
W ciągu uderzenia serca, a przynajmniej tak mi się wydawało, bo jestem wolniejsza, skoczyłam pokracznie w bok, chcąc ominąć większy kawałek szkła. Super! Rzecz w tym, że dwunożny w tym samym momencie podniósł stopę, przez co posłał mnie na koniec pomieszczenia. Jeżeli myślałam, że skaczę w ciągu uderzenia serca, to on zrobił to szybciej niż ja, gdybym miała w sobie krew klanu Ventusu. Uderzenie nie było mocne, bo spowolniła je leżąca w kącie tektura, ale wystarczyło, bym przez chwilę była oszołomiona. Zdezorientowana popatrzyłam na sterty kartonów, na które wpadłam, wprawiając w śmiech dwunożnych. Oczywiście, tych z kompletem palców. Mój przyjaciel nie był w aż takim dobrym humorze. Jaka szkoda.
Konwalii udało się w jakiś sposób wyczołgać z uchwytu dwunożnego, i podnosząc się z podłogi, ruszyła w stronę dziury. Była jednak zastawiona przez wstających z ziemi oprawców, dlatego zmieniła zamiary i pognała w przeciwnym kierunku. Dwunożni śmiali się do łez z oderwanego palca, który leżał teraz zakrwawiony na ziemi, co przypomniało mi o krwi na mojej sierści. Właściciel, że tak to nazwę „zguby” nie wyglądał jednak na rozbawionego. Zaczął podnosić z ziemi przedmioty, co zaraz powtórzyli jego towarzysze, aby bić się wszystkim, co miał pod ręką. Zataczali się i śmieli przy tym. Jeden z nich obmacywał podłogę, szepcząc coś, prawie miażdżąc mnie swoimi gigantycznymi łapami. Chęć przeżycia wygrała nad oszołomieniem, więc poturlałam się długość psiego skoku dalej, co na szczęście wystarczyło. Powoli odzyskiwałam świadomość.
W powietrzu latały skrzynki, puszki oraz inne rzeczy, które znaleźć można w typowym dwunożnym składzie. Cóż, ja nie bywam w nich zbyt często, więc nie pomogę wam w ich nazywaniu. Musicie poradzić sobie sami. Były to patyki, z kolorowymi zakończeniami, dużo, dużo pudełek oraz kawałki materiału. Nie wiem, po co to komu, ale widocznie teraz znalazło nowe zastosowanie. Ulubionym manewrem bitewnym dwunożnych było podcinanie sobie łap kolorowymi kijami. Niezbyt zabawne, lecz skuteczne, dlatego postanowiłam to zapamiętać. Może mi się kiedyś przydać.
Próbowałam we wszechobecnych chaosie odnaleźć moją siostrę. Zdecydowałam się wspiąć na jedną z gór pudeł, aby ją zobaczyć. Przeszkadzały mi w tym latające przedmioty, latający dwunożni oraz latające stada obudzonych much. Kiedy powyjmowałam je sobie z oczu, zobaczyłam, iż Konwalia miała nie lada problem. Jeden z latających w powietrzu przedmiotów przygwoździł ją do ziemi, a charakterystyczny dwunogi bez palca wziął jakiś ciężki przedmiot, aby następnie z furią zamachnąć się na nieruchomo leżącą suczkę. Nie miotała się. Konwalia leżała cicho, patrząc się w niebo. Czy może odmawiała modlitwę do Gwiezdnych?
Nieważne! Rzuciłam się przerażona na przód, chcąc zapobiec następnemu ciągu wydarzeń. Zbiegając ze sterty kartonów, już po chwili straciłam rozeznanie w terenie, ponieważ jeden z nich wylądował na mnie.
— NIE! — wrzasnęłam tak głośno, że wszyscy dwunożni podskoczyli. Źle to sformułowałam, to był ryk. Ryk, najgłośniejszy i najprawdziwszy ryk, od którego mogłyby się zapewne zatrząść ściany. Jeżeli nawet miało to miejsce, byłam zbyt oślepiona furią, aby to zauważyć.
BUCH.
Tak, byłam gotowa na wszystko. Niemal pewna, że to koniec. Usłyszałam jednak uderzenie o ziemię, oraz pisk mojej siostry. Dało mi to wiarę. A może jednak…? Pierwsza próba uderzenia była nieudana. Nawet jeśli przez chwilę poczułam cień nadziei, że uderzenie się nie powtórzy, odgłos przekleństw był dla mnie wystarczającym dowodem na przeciwność losu. Wstrzymałam oddech, prąc na oślep, ponieważ coś mi podpowiadało, że tym razem trafi w cel. Czy naprawdę nikt nie może go powstrzymać? Gwiezdni, ześlijcie nam ratunek!
<Zwalcz tych panów kwiatku>
[904 słowa: Aronia otrzymuje 9 Punktów Doświadczenia]
Przeszkadzały mi w tym latające przedmioty, latający dwunożni oraz latające stada obudzonych much. Kiedy powyjmowałam je sobie z oczu, zobaczyłam, iż Konwalia miała nie lada problem.
OdpowiedzUsuńEj, ale ja to opisywałam jako tajemnicze i ładne miejsce, gdzie panuje przyjemny półmrok, a nie jako wielkie śmietnisko z muchami.
to chyba się nie rozglądnełas dobrze
OdpowiedzUsuńmenele w ladnym miejscu, idz do medyka
logiki troche
OdpowiedzUsuńtam gdzie sa bezdomni, sa muchy. chmary much
widzialas kiedys spod mostu bez much? nie martw sie, ja tez nigdy nie wchodzilam pod most
Ale pod mostem plynie woda, przez co logiczne, ze sa tam komary i muchy.
OdpowiedzUsuńA tam jest cicho, sucho i fajnie.
sucho XDD
Usuńoni musza sie wyprozniac
jak cala noc jest zamknięte, to oni nie mogą wyjsc oddac moczu
przeciez nie siedza tam caly czas.
Usuńweszli sobie wieczorem, zamkneli na klamke i siedza do rana.
zrobilas z konwalii jakas idiotke
OdpowiedzUsuńze uwaza ze smietnisko jest fajne i tajemnicze
i ze sobie spokojnie lezy, podczas gdy dwunozny ja zabija
no bez przesady, az taka nie jest.
taa
OdpowiedzUsuńpociesze cie, ze juz i tak byla idiotka
,,Konwalia wyglądała na zaintrygowaną — to… Bardzo fajne. Każdy boi się umierać. Ja, gdybym była chora, tak jak ten… no, Fiołek, to bym się nie bała śmierci!"
"Kocha je równie mocno, jednak nienawidzi"
" chorobą Fiołka stara się nie przejmować, wmawiając sobie, że jeśli musi umrzeć, to umrze — przecież śmierć nie powinna być karą."
i uwaga uwaga
Gdy inni widzą trawę, ona widzi każde pojedyncze jej źdźbło i toczące się wśród nich życie.
widzisz jaki frajer z niej
ej, ale ja tego: "Kocha je równie mocno, jednak nienawidzi" chyba nie pisalam
OdpowiedzUsuńnie pamietam gdzie XD
uwazaj, bym ja nie zaczela tak krytycznym wzrokiem patrzec na Aronie
nie pisze z toba
OdpowiedzUsuńdo widzenia