Siedziałam znudzona i patrzyłam na Konwalię. Ona patrzyła na mnie. Wymieniałyśmy się pustymi spojrzeniami oraz pustą mimiką. Bo co innego można tu robić? Może i byśmy rozmawiały lub grały w jakieś gry, gdyby nie to, że całkiem opuścił nas dobry humor. Zdążyłam już wcześniej znienawidzić każdy kawałek żłobka, a teraz będę musiała przesiedzieć tu całą porę nowych liści! Ciągle patrzeć na ten głupi mech, walące się ściany i słuchać trajkotania Sikorki, że będzie uczniem. Co mnie to obchodziło? Przecież dobrze o tym wiedziałam, każdy nim zostanie — prędzej czy później. Ja wolałam jednak prędzej, bo data bycia uczniem wyznaczała również koniec tej, jakże wspaniałej kary. Znudzona turlałam patyk w stronę Konwalii, która za każdym razem w milczeniu doturlała mi go z powrotem.
Kiedy kilka księżyców wcześniej członkowie klanu Tenebris uratowali nam życie, wyrywając z rąk dwunożnych, mój ojciec nie wyglądał na zmartwionego. Tłoczył się na czele wojowników, mimo iż wątpiłam, czy stawy mu wytrzymają, i łypał na nas oczami.
— CO TO MA ZNACZYĆ? — szczekał wściekle, niemal w furii, podczas gdy ja byłam przerażona, a Konwalia w ciszy obserwowała, co się zaraz stanie. — CO WY SOBIE MYŚLICIE, WYCHODZĄC PO NOCACH?
Oszroniony Pysk próbowała go, niestety nieskutecznie, uspokoić, bojąc się o jego zawał, ale Potok nie zamierzał tego tak zostawić. Wyglądał, jakby miał zaraz wybuchnąć. Obawiałam się, czy nie zagryzie nas na śmierć, na szczęście nie zamierzał tego robić w obecności klanu.
Po zaniesieniu nas za karę do żłobka osobiście udał się do przywódczyni i wyjaśnił całą sytuację. Nikt nie pytał się, co my o tym myślimy, a nasz ojciec mocno koloryzował zdarzenie. Poprosił o samodzielny wybór kary dla szczeniąt. Ponieważ przywódczyni miała ważniejsze sprawy, tak się stało. Skalny nie ma zbyt wielkiej wyobraźni — stwierdził, że skoro uciekałam po nocach, to zatrzyma mnie w jednym miejscu bez możliwości wyjścia.
Nie było tak źle, bo przecież nie byłyśmy tam cały czas. Czasem jakiś pies zlitował się nad nami, i w jego obecności robiłyśmy sobie spacer lub zjadłyśmy prosto ze sterty zwierzyny.
Mimo to spędzałyśmy większość dnia, jeżeli nie cały dzień. Teraz kiedy było zimno i padał śnieg, dało się to znieść, choć z trudem. Jak tylko się ociepli, a wszystkie szczeniaki zaczną spędzać więcej czasu na świeżym powietrzu, będzie to najgorszą męczarnią w moim życiu. Jeżeli jakimś cudem przeżyje do tego czasu, to i tak umrę przez zanudzenie na śmierć.
Chciałam porozmawiać na osobności z siostrą, co równało się wyrzuceniem wszystkich obecnych, znaczy to: Sikorki i Słodyczy.
— Jak tam twoja łódź? — spytałam się Sikorki, udając, że zapomniałam, iż wyszła za mała i zrezygnowała z robienia większej. — Pracujesz nad nią ciężko od księżyca, prawda? Dzisiaj jest tak pięknie, idealna szansa na jej wypróbowanie.
— Ooch, moja łódź! Ta, którą robiłam na wzór dwunożnych. — Sikorka pokiwała zgodnie ze mną głową. — Tak, masz rację. Chodź Słodycz, idziemy!
Słodycz wyszła za siostrą, rzucając mi jeszcze niepewne spojrzenie. Widocznie nadal nie zapomniała, jak trafiłam kamieniem jej brata. Miałam nadzieję, że kiedyś jej ta trauma zniknie. Nie chciałabym być niczyim przykrym wspomnieniem, a jej już na pewno. Była w końcu bardzo miłą i ułożoną suczką.
— Jaka szkoda, że nie mogę iść z wami — powiedziałam na pożegnanie, kiedy wychodziły. Sikorka współczująco się na mnie popatrzyła. Jestem pewna, że pomyślała: „Prawda. Przegapi takie wspaniałe wydarzenie!”.
— Co ty tam w zasadzie robiłaś? — powiedziałam zaciekawiona do Konwalii, wówczas gdy odgłosy kroków już ucichły. — W tej kryjówce z dwunożnymi. Dlaczego tam poszłaś?
Chciała mi odpowiedzieć, wszak do żłobka wszedł Skalny Potok. Moja siostra z głośnym plaśnięciem zamknęła pysk. Przeniosłyśmy spojrzenia na ojca. Pies usiadł.
— Przykro mi, że tak musiało się stać — zaczął z kamienną miną Potok — ale zawiodłyście mnie. Chcę, abyście wyrosły na wspaniałych wojowników i uczyły się na błędach. Nie swoich błędach, tylko innych. Wiecie, ile szczeniaków umarło przez wyjście ze żłobka?
Widocznie ani mnie, ani Konwalię nie interesowało to, mimo to Skalny Potok zaczął wymieniać długą listę imion. Połowę zmyślił, gdyż były dwuczłonowe. Z tego co wiedziałam, szczeniaki nigdy nie miały takich. Kiedy pies zrozumiał, że zorientowałyśmy się, nie zmieszał się, lecz kontynuował.
— Przywódczyni stwierdziła, że jest to zbyt ostra kara i powinienem wybrać inną.
Na moim pysku malowała się ulga, nie bacząc na drugą część zdania. Wątpiłam, czy może być gorsza kara.
— Postanowiłem, że pójdziemy na plażę.
Zaszczekałam z entuzjazmem. To ma być kara? Chyba nagroda. Najlepsza kara, jaka mogła istnieć. Nigdy nie pływałam i nie mogłam się doczekać, aż spróbuję. Konwalia sprawiała wrażenie przerażonej. Czy na pewno nic jej nie jest? Byłam naiwna.
Wyszłyśmy za ojcem w stronę neutralnych terenów klanów. Próbowałam zamienić parę zdań z siostrą, ale nie odzywała się. Wkrótce grunt pod naszymi łapami zmienił się, i przypominał jasne, twarde błoto. To zapewne zamarznięty piasek — pomyślałam, nie bez racji. Dotarłyśmy do wody. Była cała w lodzie, i nie rozumiałam, o co w tym wszystkim chodzi. Jak mamy pływać w czymś takim? Nabrałam podejrzeń, ale nie wpadłam na to, co miało się wydarzyć. Konwalia wyglądała na spokojną, gotową odbyć każdą karę, jaka ma się wydarzyć.
— Za mną — krótko zakomunikował Skalny Potok.
W milczeniu poszłam za nim, pełna wątpliwości, a zaraz po mnie moja spokojna siostra. Zdezorientowana rozglądałam się na boki, a kiedy ujrzałam cel naszej wędrówki, zaorałam łapami i stanęłam przestraszona.
— Ojcze, ale to jest …
— Woda. Przyszliśmy popływać, prawda?
Chciałam, ale Potok był szybszy. Złapał mnie za kark, a Konwalii na wszelki wypadek zastawił drogę. Było to niepotrzebne. Suczka była rozluźniona i spokojna, nie sprawiała wrażenia chętnej do ucieczki. Ja natomiast nie byłam gotowa na wymierzenie takiej kary. Przecież ja nie chciałam! Gdybym wiedziała, jak to się zakończy, nigdy bym nie wyszła! Czy cena stania się dobrym wojownikiem była tak wysoka?
Rzucałam się na wszystkie strony, wtem poczułam szarpnięcie. Oddech zamarł mi w płucach. Myślałam, że minęły księżyce, zanim uderzyłam o lód. Cała dygotałam. Jak przez mgłę widziałam, że Konwalia również odbyła karę, teraz niewzruszona próbowała stanąć o własnych siłach.
Skalny Potok w milczeniu wyruszył w drogę powrotną, a my kulejąc z zimna za nim. Całą drogę przewracałam się, ale powstawałam, aby brnąć dalej. Zaczął padać mokry śnieg, co nie poprawiało mojego samopoczucia. Na całym ciele miałam małe kawałki lodu, które z biegiem czasu stawały się naprawdę ciężkie i uciążliwe. Czułam, że serce bije mi coraz wolniej.
Padłam jak nieżywa na posłaniu w żłobku, i poczułam, że zaczynam kochać to miejsce. Było bardzo ciepło pod szmatkami. Mech było bardzo trudno zebrać o tej porze, więc musiałam zadowolić się tym. Mimo to nie pamiętałam, kiedy ostatnio czułam się tak przyjemnie. Usłyszałam kroki, a zaraz potem głos Sikorki.
— Byłam w drodze ze Słodyczą, gdy przypomniałam sobie, że przecież żadnej łodzi nie ma. Ty też zapomnia… — urwała, kiedy zobaczyła, w jakim jesteśmy stanie.
— O Gwiezdni! — wykrzyczała, i prosząc o jakieś wyjaśnienia, przykrywała nas kolejnymi warstwami ze szmatek. Niestety nie mogłam jej odpowiedzieć, gdyż nie byłam do tego zdolna. Cały pysk zamarzł mi w jeden duży sopel lodu, ale na szczęście żyłam.
Zasnęłam w mgnieniu oka, a kiedy się obudziłam, widziałam odchodzącą, wraz z uczniem, medyczkę. Czułam, że na całej sierści mam jakąś maź.
— Ja... — wydukałam pierwszą część zdania, próbując wstać, ale zaniosłam się kaszlem, od którego czułam, że całe moje ciało drży.
— Nie mów nic i leż! — powiedziała Sikorka tak głośno, że myślałam, że to cały świat się zatrząsnął. — Wszystko wiem, Skalny Potok tłumaczył się Gwieździe. Ona nic nie może zrobić, bo sama kazała mu w końcu wybrać karę.
Zaczęła wszystko mi tłumaczyć, a je wygodniej usadowiłam się na posłaniu. Z każdą chwilą czułam się lepiej. Wsłuchałam się w Sikorkę, mówiącą o wszystkim, co wydarzyło się kiedy spałam.
<Konwalio? Może się odezwiesz? Tylko nie o Gwiezdnych, błagam>
[1234 słowa: (kurwa, jak idealnie) Aronia otrzymuje 12 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz