Zima powoli dobiegała końca. Nie było tego może widać po wszechobecnym, białym krajobrazie, ale temperatura znacznie się podniosła. Na niektórych skrawkach ziemi, wystawionych na słońce, dało się nawet znaleźć trawę. Można by nawet pokusić się o precyzję i wspomnieć, że był to jeden z pierwszych pogodnych dni tego roku. Nic więc dziwnego, że Rzepakowa zdecydowała się na zabranie szczeniaków na spacer akurat wtedy. Wszelkie meteorologiczne przesłanki były aż nadto oczywiste — Wyjdźże z domu, póki się da! Szansa tak perfekcyjna, by pozbawić te ruchliwe pędraki sił, może zbyt szybko się nie powtórzyć. Mróz przechadzkom, tym bardziej z młodymi, zdecydowanie nie sprzyjał.
Pomysł ten wydał się wszystkim dość dobry. Ciepłek jednak nie byłby sobą, gdyby coś takiego, wzbudziło w nim, choć odrobinę entuzjazmu. Starał się, jak mógł, dusić w sobie niechęć, ale wylewała się z niego wzdłuż i wszerz. Oczywiście nigdy przez mały łebek nie przemknąłby mu nawet zalążek myśli, by stawiać opór planom matki, lecz potencjalnie nowe otoczenie, wprowadzało go w stan niepokoju.
Początkowo nie odczuwał większej potrzeby, oddalenia się na więcej niż dwie długości Rzepakowego ogona, aczkolwiek stan ten nie trwał dłużej niż dwie minuty. Widząc śmiałość pozostałych i ich wręcz naturalnie wniknięcie w strukturę nowego otoczenia, sam także przekonał się do eksploracji na własną łapę.
Prędkość podjęcia tak śmiałej jak na niego decyzji przyśpieszyła nawierzchnia, po której się poruszali. Na wpół roztopiony śnieg zdecydowanie do gustu mu nie przypadł, tym bardziej że zaliczał się do powierzchni śliskich. Co kilka kroków zatrzymywał się, by otrzepać łapę lub z niesmakiem popatrzeć na breję, którą jeszcze musi pokonać.
Zanim się obejrzał, suczki zdążyły oddalić się od niego o parę długości, a obok, nieco bliżej znajdował się jedynie jego brat. Również został nieco w tyle, ale z nieco mniej pesymistycznych pobudek. Wyglądał na zdecydowanie bardziej zainteresowanego wciąż jeszcze większymi od nich o głowę, zaspami śniegu oraz intensywnym myśleniem na nieznane Ciepłkowi tematy. Warto nadmienić, że te rozważania niezbyt go interesowały.
Mimo tak negatywnego nastawienia malca wystarczyło, że Gwiazda zerknęła tylko w ich kierunku, a już gotowy był zganić brata za ociąganie się i równo z nim przyspieszyć kroku. Nie zdążył się jednak odezwać nawet słowem. Gdy tylko odwrócił się w stronę Meszka, zauważył, jak ktoś przebiega tuż przed jego pyskiem, a chłodny podmuch powietrza uderzył w jego bok. Mimowolnie powiódł wzrokiem za szarym psem, którego imienia nie pamiętał lub, co bardziej prawdopodobne, po prostu nie znał. Z takiej odległości szczeniak nie słyszał zbyt dobrze, o czym rozmawiają z Rzepakową. Niestety nie było mu dane się tego dowiedzieć już nigdy.
W pierwszym odruchu Ciepłek zamierzał nadgonić pozostałe psy, co było dość oczywistym wyborem. Może nawet udałoby mu się przysłuchać, na jaki temat aktualnie rozprawiają. Zamiast tego uwagę zwrócił na brata, który korzystając z okazji, ruszył w drugą odnogę rozwidlenia, stworzonego przez śnieg i kilka samotnie stojących drzew. Meszek machał wesoło ogonem, całkiem jeszcze nie podejrzewając, że zaraz dogoni go zawodowy niszczyciel dobrej zabawy.
— Poczekaj, pomyliłeś drogę — zwrócił mu uwagę pan maruda, równając z nim kroku.
Tymczasowo liczył jeszcze, że była to jedynie wina nieuwagi.
— Wcale nie — zaśmiał się w odpowiedzi młody odkrywca, rozglądając wokoło. — Po prostu uznałem, że tędy będzie ciekawiej — dodał, a po sekundzie zastanowienia, prychnął i zapytał — A co, boisz się?
W tym momencie w Ciepłku aż się zagotowało. Zadarł nos, czując w sobie ogromne pokłady pogardy do tego stwierdzenia i jednocześnie wyższości nad pomysłodawcą czegoś tak absurdalnego.
— Jasne, że nie! Po prostu mama jasno powiedziała, że mamy się jej pilnować — przypomniał mu tonem, który najlepiej porównać do tego Hermiony Granger z pierwszej części Harry’ego Pottera — to znaczy wolny oraz podkreślający najważniejsze informacje.
Nie zważając zbytnio na upomnienie ani wydźwięk wypowiedzi, który był kierowany jak do osoby ewidentnie niespełna rozumu, Meszek nadal pewnie posuwał się na przód.
— Słuchaj, nie wiem jak ty, ale ja nie potrzebuję jej litowania się nade mną — wywrócił oczami — i twojego też nie. Jak chcesz, to się wróć.
Nie dość, że takie pogwałcenie zasad w Ciepłku wywołało sporą dozę odrazy, to tym bardziej nie rozumiał, co jego brat miał na myśli. Litowania się? Gdzie tu w ogóle było miejsce na coś takiego?
— Chyba całkiem zgłupiałeś — zarzucił, zgrywającemu edgelorda szczeniakowi. — Chodzi tutaj tylko o to, żebyś nie zrobił problemów sobie i innym, albo się nie skaleczył.
— Myślisz, że mam wszystkie łapy lewe? Umiem chodzić.
Ciepłek zmarszczył pysk, zastanawiając się, jakim cudem urodził się w jednym miocie z takim pajacem. Nie chciał przechodzić jeszcze do ostateczności, dlatego pojął próbę odwiedzenia Meszka od jego durnego planu.
W czasie tej krótkiej rozmowy zdążyli wyjść na teren bardziej przywodzący na myśl nadejście wiosny. Ścieżka zmieniła się ze śniegowej brei w błotnistą i pełną kałuż. Ostrożniejszy z młodych musiał walczyć ze sobą, by w sekundzie stamtąd nie uciec, a jego kroki stały się dość zabawne do obserwowania, kiedy za wszelką cenę chciał połączyć gonienie za swoim towarzyszem i utrzymanie względnej czystości.
— Mama na pewno chciała nas zabrać w jakieś interesujące miejsce. Jak nic sporo stracimy, idąc tą drogą — spróbował powołać się na oczywiste, wspaniałomyślne intencje Rzepakowej.
— Naprawdę w to wierzysz? — jego brat nie brzmiał na przekonanego.
— Jak najbardziej! — odparł bez chwili wahania, a także zgodnie z prawdą.
— Widać, że jestem starszy — skomentował z wyższością Meszek, po czym wybuchnął śmiechem.
To wydało się już młodemu stróżowi prawa zdecydowanie za wiele. Możliwe, że w jakiejkolwiek innej sytuacji postarałby się jeszcze o dyplomację, ale tutaj nie było na nią miejsca. Wykonał dwa susy, by znaleźć się nieco z przodu i zastąpił drugiemu szczeniakowi drogę. Chwilowo całkiem nie myślał o błocie, które prawie całego go oblepiło po tak śmiałym manewrze.
— Jeśli zaraz nie zawrócisz, to zacznę wyć i wtedy zwyczajnie po nas przyjdą! — zagroził.
Zdecydowanie bardziej narwany z psów aż cały się zjeżył na możliwość pokrzyżowania mu planów.
— Jak tylko spróbujesz, to dostaniesz po mordzie — zawarczał, marszcząc pysk i brwi.
Ciepłek nie miał zamiaru ustąpić. Od początku nie podobało mu się tak lekceważące podejście i teraz, jeśli miał ucierpieć przez swoją rację, zaparł się jeszcze bardziej w swoim. Popatrzył wyzywająco na brata, po czym wziął głęboki wdech. Nie było mu jednak dane wydać z siebie dźwięku dłuższego niż cichy pisk, bo został mocno pchnięty w tył, prosto w dość niepozorną kałużę. Nie była ona przesadnie szeroka, zajmowała jakoś połowę szerokości drogi, ale nadrabiała głębokością.
Po pierwszej chwili szoku oraz łyknięcia kilku mililitrów paskudnie brudnej wody przyszedł nagły skok adrenaliny, który zdołał bez problemu wprawić łapy szczeniaka w ruch. Starał się z trudem utrzymać na powierzchni, patrząc na Meszka z przerażeniem w oczach.
<Rzepakowa Gwiazdo?>
[1065 słów: Ciepłek otrzymuje 10 Punktów Doświadczenia i order konfidenta]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz