16 kwietnia 2021

Od Aronii do Konwalii

Podążałam ciemnym korytarzem, rozglądając się pilnie na boki. Podłoże trzeszczało, przypominając mi, że każdy nieuważny krok może być również moim ostatnim. Mijałam kolejne sterty gruzów, i porozrzucanych, zapomnianych przedmiotów dwunożnych. Kiedy podłoga pod dotykiem mojej łapy zatrzeszczała głośniej niż zwykle, cofnęłam się szybko, a moja noga zawadziła o jakąś starą i brudną rzecz. Zdmuchnęłam kurz. Wyglądała jak mały dwunożny, miała pozlepianą sierść i jakąś ciekawą narzutkę. Powąchałam ją. Od jak dawna czekała tutaj, aż jej właściciel ją znajdzie? Czy straciła już nadzieję? Wzięłam ją do pyska, ogarnięta współczuciem i ruszyłam dalej. Pomogę jej się wydostać — postanowiłam — pomogę jej znaleźć nowy dom tak jak nasze klany. Mimo iż ciekawy przedmiot utrudniał mi zadanie, po dłuższej chwili przeskakiwania przez gruzy dotarłam do końca korytarza. Ściana była zburzona, dzięki czemu mogłam wyjść na zewnątrz. Ogarnęłam wzrokiem najbliższy teren.
Od dłuższego czasu szukałam innego wyjścia z obozu. Miałam dość siedzenia w żłobku. Znudziły mi się przesłuchane setki razy historie, narzekania Sikorki „że chce wyjść i zrobić coś fajnego”, piski smutnej Słodyczy oraz uczucia ciężaru choroby Fiołka na plecach. Czułam się, jakbym to ja mogłam umrzeć w każdej chwili, a chociaż nieodparcie kochałam siostrę, zmęczyło mnie już to. Lubiłam wymykać się na samotne spacery, a ostatnimi razami bardzo się to nasiliło. Czułam nieodpartą chęć zwiedzenia świata, mimo iż dla psów z klanów był on całkiem malutki. Co jednak znajdowało się poza naszymi terytoriami? Wiedziałam, że mogłabym odwiedzić nasz stary dom. Trudnym zadaniem było połączenie tego zamiaru z niemartwieniem ojca, który oczywiście, nie życzył sobie samotnych wędrówek. Uważał, że szczeniaki nie mogą same nigdzie chodzić. Przyznawałam mu rację, lecz mój instynkt popychał mnie w coraz to nowsze wyprawy. Nie chciałabym, aby zamartwiał się o mnie. Nie byłam wcale taka mała, z dumą mogę powiedzieć, że przypominałam wyglądem młodego ucznia. Czy to wszystko, czego chce, zaraz mi się uda?
Podekscytowana zbadałam najbliższy teren, nie chcąc się natknąć na patrol. Szczerze muszę stwierdzić, że w swoim szczęściu nie zrobiłam tego zbyt starannie. Oczami jednak nie patrzyłam na teren, lecz widziałam już, jaka awantura wybuchłaby, gdyby mnie znaleźli. Czyż nie miałam być właśnie w legowisku medyczki, u Cytrynka, który od mojej ostatniej porażki — lub raczej z jej powodu — został ranny? Przynajmniej na coś się przydała Sikorka, która zamiast wciągać mnie w następne kłopoty, pomogła mi. Zastąpiła moje miejsce, dzięki czemu mogę być tu teraz. Podziękowałam jej w duchu.
Samotnie błąkające się szczeniaki są dobrym materiałem na obiad dla drapieżników, jednak przecież jesteśmy na obrzeżach miasta. Niby jakie niebezpieczeństwa mogą tu się czaić?
Przecisnęłam się przez gęste i kłujące krzaki, które na moim futrze zostawiły po sobie ślady w postaci liści. Wiedziałam, że będę później miała niezłą zabawę z ich wyciąganiem. Błoto chlupało mi pod łapami, dając wrażenie głośniejszego, niż w rzeczywistości było. Bałam się, że ktoś naprawdę mnie obserwuje. Tak też zresztą czułam. Wyściubiłam więc nos z gąszczy i starałam się wyłapać zapach klanu Tenebris. Żadnych śladów, dziwne.
Znalazłam dogodne miejsce, w którym złożyłam szorstkie znalezisko z ruin. Pożegnałam się z nim w myślach.
— Niech gwiezdni będą z tobą — szepnęłam, i pobiegłam, ciesząc się z wolności i swobody. Czułam, że łapy mogą unieść mnie nawet na ten księżyc, który właśnie zobaczyłam. Czy tak czują się ptaki? Czy mogą polecieć dokądkolwiek, nie męcząc się wcale? Ja jednak zmęczyłam się, a jak już dotarło do mnie, że słońce ustąpiło miejsca księżycowi, zawróciłam do obozu. W drodze powrotnej dokładniej w miejscu, w którym poprzednim razem wyczuwałam czyjąś obecność, stanęłam po raz wtóry, teraz jednak nie bez przyczyny. Przyczyną nie były krzewy, poczułam bowiem słaby, znajomy zapach.
— Konwalio, czy to ty? — spytałam się i obróciłam wokół własnej osi, wypatrując intruza. Wolałabym być sama, jeżeli jednak Gwiezdni naprawdę zasłali mi niechcianego towarzysza, to wolałam ją od niedźwiedzia. Ona nie zrobi mi krzywdy. Byłam tego prawie, prawie pewna.
<Konwalio, obawiam się że teraz wchodzisz ty>
[623 słowa: Aronia otrzymuje 6 Punktów Doświadczenia]

3 komentarze:

  1. Generalnie ten wątek umrze, dzięki wspaniałej Konwalii bo przez weekend nie chce jej się pisać (znaczy generalnie to pominę fakt, że widziałam aktywność innych wątków a w porównaniu do nich moje to torpedy), a ja mam bzika na punkcie opowiadań, więc jak ktoś (o dziwo) chciałby mieć wątek z niedoszłym mordercą - Aronią, to proszę o odpowiedź.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jAK TO NIEDOSZŁYM MORDERCĄ

      Usuń
    2. dobra chwila no tak prawie zabila cytrynka nie myślę o tej godzinie sory

      Usuń