Zapach Dwunożnych był dla mnie istotniejszy niż gadający przede mną futrzak. Właściwie to prawie wcale go nie słuchałem, za dużo gadał... Miał szczęście, że byłem skupiony na czymś innym niż jego kruchy kark.
— Zacznij udawać, że moja obecność cię nie krzywdzi. Obiecuję, że nie będę wchodzić ci w drogę, jak będziesz chciał się z kimś pobić. Nawet nie pisnę słowa, jak któryś z dwunogów rozwali ci brzuch. Ale skoro obaj chcemy tego samego, czyli wiedzy, to nie ma po co się rozdzielać.
Przewróciłem oczami. Gadał niesamowicie dużo i to doprowadzało mnie do dużego gniewu. Czemu się nie zamkniesz? Wypuściłem powietrze z płuc, no niech ci będzie Jasny.
— Idź obok z nosem nisko — mruknąłem jedynie, niech się zajmie czymś innym niż paplanie.
Odsunąłem się dwa kroki w boku, nie za blisko sierściuchu, bo pożałujesz. Trochę sam byłem zdziwiony, że pozwoliłem mu iść ze mną i to z boku…jeszcze razem robiliśmy to samo, mruknąłem cicho pod nosem. Przynajmniej jest cisza, to było najważniejsze.
Wszędzie w okolicy wyczułem zapachy Dwunożnych, dzięki dobremu węchowi rozróżniłem 10 woni. Jeden z nich wydał mi się bardzo znajomy i wiedziałem, do kogo należał. Oczywiste było to, że polowali na mnie, obstawiałem tego z bronią, wtedy podczas bójki z bezpańskimi psami, że to zorganizował jakieś poszukiwania w tej części lasu. Jeśli będzie trzeba, to się go pozbędę…
— Jest ich strasznie dużo — powiedział Jasny, kończąc swoje tropienie.
— Dziesięciu.
— Dobry węch… Muszę spytać — zrobił krok do przodu — serio chciałeś się rzucić na Dwunoga z bronią?
Zmrużyłem oczy, nie dość, że gaduła, to jeszcze ciekawski.
— Tak — odparłem. — I co?
— Oszalałeś! — oburzył się. — Wiesz, jakie konsekwencje są za atak na Dwunożnych? Poza tym są silniejsi niż ty i mają te swoje rzeczy, co zabijają. – Zmarszczył brwi.
— Silniejsi? — spytałem bez większego zainteresowani i usiadłem naprzeciw niemu.
— Zabiliby cię jednym ruchem, tego chcesz? — Przekrzywił łepek.
Czy tego chce? Może kiedyś nadejdzie taki czas. Czułem straszną nienawiść do Dwunożnych, nie bałem się ich postaci, tupania, uderzania ręki o rękę, krzyków czy nawet broni co zabija. Nie cofam się przed nimi, a jeśli już to atakuje bez zastanowienia. Mimo upływu wielu lat, z chęcią poszedłbym w jedno miejsce i wybił tych, którzy wykorzystali mnie jako zabawkę… Parszywe dranie, tylko żarli jak świnie, śmiali się i wrzeszczeli, a ja mówiąc krótko, walczyłem o życie. Duże pole posypane piachem… metalowe kraty… smród, pot… na jednym końcu ty, na drugim twój przeciwnik. Uderzenie w coś głośnego i zaczynamy rozlew krwi. Oczywiście, że wygrywałem, bo miałem w sobie siłę i wytrzymałość, ale bardziej mnie irytowali Dwunożni… Wieczne śmiechy, uderzanie kijem, dźwięk metalowych krat, krzyki i mało jedzenia. Nigdy nie wybaczę żadnemu takiego traktowania, jeśli jakiś stanie mi na drodze – nie będę się powstrzymywał.
— Wybiłbym ich wszystkich… — wysyczałem z cichym warkotem.
Jasny szykował się do powiedzenia czegoś, ale zamilkł, gdy niedaleko coś przemieszczało się za krzakami i co chwila łamało gałązki na trawie. Nastawiłem uszy w stronę hałasu, nie zastanawiałem się długo, bo wiedziałem, że to charakterystyczny chód Dwunoga. Zacisnąłem zęby.
— Nawet o tym nie myśl! — warknął Jasny — Idziemy stąd.
Spojrzałem jeszcze w stronę obiektu za krzakami i nie myliłem się co do Dwunoga. Był sam… tak mi się wydawało do czasu, gdy za nim nie wyłonił się drugi. Szlag by to, pomyślałem. Mógłbym w sumie im dać radę, ale mój mały towarzysz już tupał w miejscu i posyłał mi swój groźny wzrok, który nie miał w sobie ziarnka grozy, mówiący ‘’spadamy stąd!’’. Ruszyłem się z miejsca, ale postanowiłem obserwować wrogów zza wysokich krzaków. Jasnemu oczywiście się to nie spodobało, po jakimś czasie stwierdził, że również ich poobserwuje.
— Poruszają się tylko po tym terenie i nie idą dalej, czemu akurat tutaj? — spytał.
Chyba nas, a raczej mnie, bo byłem większy, musieli widzieć. Po potyczce z przybłędami właśnie tędy wróciliśmy na nasze tereny. Obydwoje trzymali w ręku swoje długie zabawki, fajnie jakby sami do siebie celowali i sami się wybili. Kilka minut później wrócili do siebie i na jakiś czas zniknęli na dobre. Znów w powietrzu było czuć ich mocny zapach smrodu z miasta, skrzywiłem się na samą myśl, jak ja nienawidziłem ich woni. Czasami nieustannie ich czuje, a zazwyczaj jest to mieszanka piachu, słodyczy i smrodu z jakichś białych patyków, które trzymają w ustach i zapalają. Wyszliśmy z kryjówki i udaliśmy się na swój teren klanu, ja oczywiście skierowałem się na swoje miejsce, czyli blokowisko.
— Mam jeszcze jedno pytanie. — Usłyszałem za sobą.
Jasny sierściuch zjawił się nagle, myślałem, że poszedł do siebie i zniknie mi z oczu na resztę dnia, a tu się pojawił jak strzała.
— Mówiłeś, że wszystkich wybijesz, czemu? — Znów przekrzywił łepek.
— Daj mi spokój…
— Powiedz, a więcej cię dziś nie będę zaczepiał.
Przewróciłem oczami, czemu w ogóle o tym wspominałem w jego obecności?
— Brałem udział w walkach psów na arenie, Dwunogi miały niezły ubaw — westchnąłem poirytowany.— Dlatego ich nienawidzę, zadowolony? — Chyba pierwszy raz tyle wypowiedziałem słów do kogoś.
<Jasne Serce?>
[801 słów: Płomienny Krzew otrzymuje 8 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz