30 kwietnia 2021

Od Brązowej Blizny CD Migoczącego Światła — zgromadzenie klanów

Brązowa Blizna po tym jak wrócił już... no cóż. Za długo go nie było można powiedzieć. Migocząca Ła… Migoczące Światło! Tak! Musi się jeszcze do tego imienia przyzwyczaić. Pokręcił lekko głową. Podchodzi już do swojego danego ucznia.
— Witaj Migoczą… Migoczące Światło — poprawił się, zanim zdążył go wojownik poprawić. — Słyszałem już, że dużo się działo pod moją nieobecność.
— Tak, dosyć się dużo działo, ale na szczęście jesteś tutaj z nami Brązowa Blizno! — odparł Migoczące Światło, a Brązowej Bliźnie aż się miło zrobiło.
 
Brązowa Blizna przychodzi na zgromadzenie. Nie wydawało się jakieś ciekawe, no ale przynajmniej lepsze niż ostatnie, na którym lider Tenebris zdechł.
— Coś tu śmierdzi, czy to przypadkiem nie są przypadkiem Bezgwiezdni? — odezwała się Rzepakowa Gwiazda.
— Wydaje Ci się, zaczynaj — odpowiedział za to jej nowy zastępca — Sowi Pazur.
— WIDZISZ JĄ? TO BIAŁA GWIAZDA. O MOI GWIEZDNI. JAK ONA SUPER WYGLĄDA. TO MOJA MEN — dosłyszał jakieś krzyczenie wojownika, chociaż nie wiedział skąd i o czym on mówi, śmiesznie było. Co prawda nie dosłyszał, co dalej mówił jednak…
Przez długą chwile były jeszcze rozmowy, czekaliśmy, aż zaczniemy. Bezgwiezdni przyszli tutaj nieproszeni… eh.
— Moglibyśmy już zacząć? — chrząknął dosyć głośno Sowi Pazur.
— Dziękuję, Sowi Pazurze — rzekła zakłopotana Rzepakowa Gwiazda. — Tak więc, od czego by tu zacząć? Może, eee... — mruknęła pod nosem, zwracając się po chwili do siedzącego tuż koło niej Sowiego. — Weź mi tu trochę pomóż, co?
Kiwnął lekko głową do Rzepakowej Gwiazdy lekko zirytowany.
— W Industrii jest lepiej niż w czasie epidemii. Nie mamy dużo strat jak i mamy nowych wojowników. Również mamy nowe szczeniaki w klanie.
— No właśnie! Mamy nowe gnojowniki w klanie, to chyba dobrze, nie? — krzyknęła uradowana.
— Tak Rzepakowa Gwiazdo... to bardzo dobrze — powiedział już ciszej, lekko wzdychając.
— Juhu?! — odparł mniejszy Bezgwiezdny. — Cieszymy się, że u was wszystko w porządku. U nas też narodziło się sporo szczeniąt, a część z nich już nawet zostało uczniami — uśmiechnął się do samicy — i nikt nie umarł w epidemii.
— Och tak, tak — zaczyna się drzeć — w klanie mamy nowych, młodziutkich członków!
Brązowa Blizna cicho chrząknął, słysząc, jak są zadowoleni wojownicy Industrii z nowych szczeniaków.
— Możecie pochwalić się, jak stoicie z włóczęgami! Bo ostatnio jest u nas wielu się kręciło niedaleko naszych granic.
— Niedaleko wszystkich granic, jeśli dobrze słyszałem. Temat był poruszony na poprzednim zgromadzeniu, ale epidemia i śmierć Ciemniej Gwiazdy zajęła wszystkich. Epidemia skończyła się z niewielkimi stratami, a włóczędzy ciągle grasują.
Jednak mimo tego dostrzegł swojego przyjaciela z Industrii, zadowolony podniósł się i niczym ninja przysiadł się do Płonącego Konara. Niestety Mleczne Oko nie mogła się za bardzo do nich przysiąść, gdyż była zastępczynią, a Opalowego Promyka nigdzie nie dostrzegał. Laurency to Bezgwiezdny, więc go tu nie będzie… albo w sumie może na następnym zgromadzeniu go złapią, bo tutaj wtargnęli inni co?
— Witaj Brązowa Blizno. Naprawdę cieszę się, że Cię widzę — powiedział Płonący Konar do wojownika.
— Witaj Płonący Konarze, w końcu mogę was zobaczyć od naszego ostatniego rozstania — powiedział brązowy pies szeptem. Aby nie przeszkadzać innym.
Płonący Konar lekko skinął przyjacielowi, po czym wrócili do słuchania liderów.
— Ponieważ mamy te same problemy i tego samego wroga. Jesteśmy częścią tego samego społeczeństwa — powiedział młody Bezgwiezdny.
Szczerze Brązowa Blizna teraz nie za bardzo wiedział, o czym wszyscy mówią… w tym był problem.
— Z pewnością — syknęła wojowniczka z Industrii — ale wiarę to już nie.
— Zgadza się więc lepiej siedź cicho — mruknął większy Bezgwiezdny.
— Malwowy Ogonie opanuj się — warknął zastępca Rzepakowej Gwiazdy.
— Masz rację… — urwała na chwilę Biała Gwiazda — masz rację, młody Bezgwiezdny. Dlatego też bardzo się cieszę, że ten problem został przez was poruszony. Powinniśmy dowiedzieć się, jak wygląda sytuacja w pozostałych klanach i, jeśli zajdzie taka potrzeba, być gotowymi połączyć siłę, by stawić czoła wspólnemu wrogowi. — Po czym Biała Gwiazda rozejrzała się po pozostałych przywódcach.
— Ależ Sowi Pazurze, jestem spokojna — Malwowy Ogon momentalnie się uspokoiła. — Po prostu ich straszę, rozumiesz, są tacy niepoważni.
— Czy tylko kuźwa ja tutaj latam całe dnie za włóczęgami?! Nie sądzicie, że to dziwne jak liczną grupą są i rozproszoną jak robaki jestem przekonany, że ta grupa zorganizowana badająca nasze słabości!
Brązowa Blizna zaczął się obawiać o stan psychiczny tego psa, albo też o innych, a co jak zaatakuje?
— Dziękuję liderko — zwrócił się w stronę Białej Gwiazdy. Jednak i tak zaczął mówić do swojego kolegi. — Dymie. Zdają sobie na pewno sprawę z powagi sytuacji. Pamiętają sprawę z Quintusem.
Brązowa Blizna poczuł, jak przyjaciela obok przechodzą dreszcze. Spojrzał na niego kątem oka czy dobrze się czuje, jednak wyglądał dobrze. Nie było czym się martwić.
— Przestańcie wrzeszczeć oboje — w końcu nie wytrzymała Mleczne Oko — i dajcie swoim liderom mówić.
O! O! Dajesz Mleczne Oko! — kibicował w myślach pies.
— Przepraszamy, rzeczywiście, zachowaliśmy się nie na miejscu — odpowiedział jakiś wojownik z Industrii.
— Czy pozostałe klany, poza Tenebrisem mają coś do powiedzenia. Czy tylko my będziemy rozmawiać z Bezgwiezdnymi? — powiedział kolejny wojownik, tym razem z Tenebris.
— Flumine również miało problemy z włóczęgami. Nie narzucali się zbytnio, dajemy sobie z nimi radę, ale i tak często pojawiają się na naszych terenach — odkaszlnęła Nakrapiana Gwiazda.
— Możecie się na mnie wkurzać, ale dla waszej wiadomości za kilka tygodni się nie pozbieracie jak ruszą na was zorganizowaną grupą. My jesteśmy gotowi, bo wiemy, gdzie prawdopodobniej się ukrywają, ale wy dalej sobie myślcie, że Gwiezdni was uchronią — mruknął większy Bezgwiezdny.
Brązowa Blizna się trochę oburzył. Poczuł, że pies obraża jego wiarę… a to naprawdę mu się nie podobało.
— A Ventus? — zapytał, prawie że ignorując swojego kolegę.
— Jedynym zmartwieniem Ventus są dwunożni, z którymi sobie poradzimy. Nie mamy problemów z włóczęgami z reguły… — stwierdził w końcu sam brązowy wojownik.
Po chwili jednak pożałował tych słów, czując na sobie wzrok samej liderki swojego klanu, Bryzowej Gwiazdy. Warknął coś pod nosem po czym po czym lekko odwrócił wzrok na liderkę. Nie była zadowolona jak widać, że zabiera jej kwestię. Kuźwa.
— Nikt u nas nie umarł — stwierdził w końcu młody.
Brązowa Blizna po tym wzroku był trochę… a nawet bardziej spięty. Nie mógł raczej powiedzieć o tym Płonącemu Konarowi, mimo tego, że byli przyjaciółmi, ale po prostu jakby to zabrzmiało? Że się boi własnej liderki? No właśnie.
— Kiedyś to były zgromadzenia, teraz to nie ma… — powiedziała niezadowolona Rzepakowa Gwiazda.
— Co do epidemii, były straty. Można powiedzieć, że nawet dużo. Jednak damy radę, prawda? — powiedział Sowi Pazur, jednak po chwili dopowiedział. — Prawda.
— Ważne, że epidemia się skończyła. Każdy klan kogoś stracił.
— Nie każdy.
— Nie jesteście klanem, idioci! Tylko zgrają włóczęgów bez tradycji!
— Jesteśmy skuteczni.
— Łatwo utrzymać zdrowie, kiedy jest was trzech na krzyż — warknęła Nakrapiana Gwiazda.
— Zdziwiłabyś się — odwarknął.
— Przestań — syknął do niego młody. — Nienawidzicie nas z powodu poglądów, a szczycicie się swoją szlachetnością.
— Skuteczni, skuteczni! Nic dziwnego! Wygnaliście nas z bezpiecznego lasu! Zajęliście tereny bez dwunożnych, gdzie mysz by sobie nawet poradziła! Daruj sobie te gadki!
Brązowa Blizna wziął głęboki wdech, myśląc o tym, że Malwowy Ogon pomyliła ich.
— Rozumiem, że bariera wiary jest dla was barierą nie do pokonania — powiedział do samicy — i nie mam zamiaru zmuszać cię do uznania nas za klan. Nie mogę tego zrobić. Możesz myśleć, co chcesz. Ale żyjemy w tym samym mieście i mamy te same problemy. Czy tego chcecie, czy nie, czy nas uznajecie, czy nie. Nie ruszymy się z tego miejsca. Możecie nas mieć nawet za szczury. Zamiast nas przeklinać, może wróćmy do tematu?
— Tematu, powiadasz? Tematu? Z wami? Czy można z wami normalnie porozmawiać? Nie zauważyłam, naprawdę. Zgromadzenie klanów jest dla nas ważne, Bezgwiezdni. Jesteśmy psami wierzącymi a wy nie. Przychodząc w to miejsce, obrażacie nas.
— Nie jesteś przywódcą prawda? Siedzi ona obok ciebie, tak samo jak zastępca. Czemu oni się nie wypowiedzą, zamiast ciebie? Skoro mówisz tak, jakby twoje zdanie było zdaniem klanu? Zgromadzenie, z tego co wiem, ma służyć omówieniu spraw, nie modlitwom. — Według Brązowej Blizny to było trochę niegrzeczne… — Czy jest jeszcze coś do powiedzenia na istotne tematy? Czy na twoim warczeniu będziemy kończyć?
— Poczekaj, bezgwiezdny na słowa Przywódców, skoro tak bardzo na ich zdaniu Ci zależy.
— Czy mamy coś do powiedzenia w sprawie minionej epidemii? Jak sytuacja w klanach? — odezwała się w końcu Bryzowa. Tym razem nie zabrał jej kwestii, nie mogła być na niego zła.
— Zmarło u nas parę psów — powiedziała Mleczne Oko — ale cała sytuacja jest opanowana.
— U nas podobnie, nie mamy już problemów — odpowiedziała liderka Flumine.
— Tak samo. Liderko, jak u was? — zwrócił się młody do Rzepakowej Gwiazdy.
— Radzimy sobie dzięki. Nie potrzebujemy jakiegoś wielkiego wspominania. Dobrze sobie radzimy i tyle. — za to odpowiedział jej zastępca. Sowi Pazur.
Jak widział Brązowa Blizna, skoro za przywódczynię mówił jej zastępca, mimo tego, że była na zgromadzeniu… to musiało się coś dziać.
— Mam pytanie, może głupie od kiedy zauważono spadek? Na tyle, że została wykluczona możliwość nawrotu zarazy?
Przecież przynieśliśmy zioła… Laurency musiał je im przynieść — pomyślał Brązowa Blizna. Przecież to logiczne…
 
To był już koniec zgromadzenia, było… dosyć nieprzyjemne. A tym bardziej kiedy Bryzowa Gwiazda na niego patrzała, jakby chciała go zabić. Po powrocie do obozu chciał porozmawiać z innymi, lecz nawet nie miał takiej możliwości kiedy Bryzowa Gwiazda go zaczepiła.
— Co Ty sobie myślałeś, przemawiając jak lider na zgromadzeniu? — warknęła niezadowolona.
— Powiedziałem tylko jedno zdanie… — zauważył cicho wojownik.
— Ja jestem liderką! Ja jako lider mówię na zgromadzeniach, zapamiętaj to sobie.
— Tylko że Ty byś nie powiedziała! — warknął w końcu Brązowa Blizna, a prędzej to trochę podniósł głos. Jednak nie był zadowolony z tego i raz chrząknął, przyprowadzając swój głos do porządku. — Znaczy tak…
— Zapamiętaj to sobie mysi móżdżku — syknęła ponownie, po czym odchodzi od brązowego wojownika.
 
Brązowa Blizna po „opierdzielu” od Bryzowej Gwiazdy ruszył w stronę Migoczącego Światła oraz Berberysowego Wzgórza, gdyż to właśnie z nimi wybierał się na patrol.
Patrol był dosyć spokojny… poza faktem, że musieli uważać na pułapki rozstawione przez dwunożnych. Szczerze mówiąc, najbardziej się bał o Migoczące Światło, przecież jak w coś wpadnie, to on sobie tego nie wybaczy.
— Uważaj tam — powiedział za nim Brązowa Blizna, widząc, jak właśnie Migotek wbiega w pole.
— Uważam! — krzyknął zza ramienia Migoczące Światło.
Berberysowe Wzgórze przewrócił na to oczami i pobiegł za młodszym wojownikiem. Jednak po chwili już do uszu Migoczącego Światła i Brązowej Blizny dobiegł odgłos zamykającej się klatki oraz krzyk zastępcy. Brązowa Blizna bez wahania podbiega do miejsca, skąd usłyszał krzyk. Już widział ogon Migoczącego Światła przed sobą, dlatego przyspieszył, aby być pierwszy przed nim. Przecież nie chciał, aby on coś takiego oglądał. Zobaczył Berberysowe Wzgórze… w na pewno złym stanie. Miał całą łapę w krwi, przyjrzał mu się. Widział, że jeszcze jego klatka piersiowa się unosi, co znaczy, że jeszcze żył! Jest nadzieja!
Spojrzał na u… już wojownika! Tak, Migoczące Światło jest wojownikiem, nie małym Bubą uczniem.
— Trzeba go zabrać do obozu… — powiedział cicho.
A co jeśli pies zginie? Przecież to będzie najgorsze… kto wtedy zostanie zastępcą?
— Tak, tak… — powiedział szybko Migoczące Światło.
Brązowa Blizna był tak samo przerażony jak Migoczące Światło… niestety.
Zanieśli Berberysowe Wzgórze do medyka. Manaci Olbrzym przecież sobie powinien poradzić…
— Niestety Berberysowe Wzgórze… — zaczął Manaci Olbrzym.
Jednak nie musiał kończyć, każdy wiedział, o co mu chodziło. Brązowa Blizna prawie od razu położył uszy po sobie i skulił ogon. Naprawdę? Po chwili przyszła do legowiska medyka Bryzowa Gwiazda.
— Berberysowe Wzgórze nie żyje? — zapytała prawie od razu po wejściu, po czym spojrzała na martwego zastępcę. Prawie od razu spojrzała na Brązową Bliznę. — No i dumny jesteś z siebie?
— Przecież nie mogłem nic zrobić — odpowiedział brązowawy wojownik.
— Racja, byliśmy bezradni — dopowiedział Migoczące Światło w obronie swojego byłego mentora.
— Nie mam kogo teraz mianować na zastępcę — warknęła niezadowolona.
— Mianuj Brązową Bliznę — powiedział stary uczeń Brązowego, a ten momentalnie spojrzał na niego. — To dobry wojownik.
Brązowa Blizna w tym czasie postanowił wziąć Berberysowe Wzgórze na środek obozu, aby inne psy mogły odbyć czuwanie. Jednak można powiedzieć, że Migoczące Światło z rozmową z Bryzową Gwiazdą ruszyli za nim.
— Nie mianuje Brązowej Blizny na zastępcę — warknęła w końcu.
— Czemu nie?
— Bo się nie nadaje?
— Nadaje — wtrącił się do rozmowy Wilczy Cień.
— Nie.
— Czemu nie? — powiedział Manaci Olbrzym ze swojego legowiska.
Po długich namowach klanu, aby mianowani Brązową Bliznę na zastępcę Bryzowa Gwiazda w końcu się zdenerwowała i zgodziła się. (uznajmy, że więcej psów się przyłączyło).
— Wypowiem je nad ciałem Berberysowego Wzgórza, by jego dusza mogła usłyszeć i zaaprobować mój wybór. Nowym zastępcą przywódczyni Ventusu zostanie Brązowa Blizna.
 
Po czym odbyło się czuwanie, a Brązowa Blizna zostaje nowym zastępcą Ventusu po nieszczęsnym wypadku Berberysowego Wzgórza… minuta ciszy dla niego.
<Migoczące Światło?>
[2018 słów: Brązowa Blizna otrzymuje 20 Punktów Doświadczenia +5 za zgromadzenie]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz