Wyznaczone dla mnie miejsce znajdowało się tuż obok Dmuchawca, który chyba był równie dobrze zesrany w majty jak ja, ponieważ nerwowo spoglądał a to w stronę przygotowującej się liderki, a to w moją, posyłając mi spojrzenie, mówiące „Błagam, Chwast, zabierz mnie stąd, bo nie wiem ile jeszcze uda mi się tak stać i srać w majty!”. W sumie to go rozumiem, przecież wiele osób zebrało się, aby wkrótce powitać nas jako nowych uczniów, a nie szczeniorów, co najwidoczniej było dla nich niezwykłą sensacją. Ciekawe.
Oczywiście ja także byłem podekscytowany tym, że już niedługo będę mógł poznawać techniki polowania, czy też ataku i walki, dlatego też rozglądałem się po wszystkich przybyłych, żeby wiedzieć, kto jest w gronie tych, którzy będą mnie wspierać. Spotkałem się z dużą ilością znajomych mi pysków, jednak byli też ci, co niespecjalnie wpadli mi w oko oraz osoba, której na pewno nie chciałem wtedy widzieć — nie kto inny, niż moja własna, najwłaśniejsza rodzicielka. Co ona, do brązowego patyka w odchodach, tu robi? Tylko nie mówcie, że chce mi pogratulować, bo nie uwierzę!
Mój wzrok mysim pędem stamtąd uciekł, jakby sam wiedział, że długie patrzenie się w straszną rzecz może spowodować uszczerbek na zdrowiu, co wcale by mi się nie spodobało. Na szczęście dzięki temu incydentowi udało mi się dostrzec, że obok krzątającej się suki nie było trzech, a jedynie dwóch wojowników.
Zaraz, to kogo ja niby dostanę?
W momencie, w którym to pytanie pojawiło się w mojej głowie, liderka podeszła tuż przed nas, zajmując swoje miejsce, a także zbierając się do przemowy.
Dobra, zaraz chyba zacznie coś mówić.
— Dmuchawcu, Bobrze i Chwaście, jesteście z nami już od sześciu księżyców. Dziś zaczniecie swój trening. — Miękka stanęła dumnie na samym środku, pokazując wszystkim, jaką to ona jest potężną samicą alfa.
— Dmuchawcu, twoim mentorem zostanie Mlecz — rzekła, skinając do niego głową, a następnie tuż obok szczeniaka pojawił się wymieniony kundel.
— Twoim mentorem, Bobrze, będzie natomiast Cykuta. — Słysząc swoje imię, zadowolony wojownik podszedł do niewielkiego smroda, a różnica w wielkościach lekko mnie rozśmieszyła — brat wyglądał przy nim jak mały odłamek szarej skały przy wielkiej, wartościowej bryle.
— Natomiast twoim mentorem, Chwaście — zwróciła się do mnie, wpatrując się w moje szeroko otworzone oczy — zostanie mądry, doświadczony wojownik, jeden z naszych braci — Laurency.
Zaraz, czekaj, co?
Nie przesłyszałem się? Wnioskując po wciąż poważnej minie Miękkiej to, co przed chwilą powiedziała, musiało być najprawdziwszą prawdą. Jednak nie byłem jedynym, który myślał, że suka wpadła na genialny pomysł sprankowania klanu. Jak można się domyślić, słowa liderki wywołały niezwykłe poruszenie wśród całego otaczającego nas tłumu pozostałych członków klanu. W jego wyniku natychmiast rozległ się dość głośny szmer spowodowany nagłymi szeptami zdumień i zszokowań na wieść o tym, że już dawno uznany za zmarłego wojownik miałby stać się mentorem ledwo co mianowanego szczeniaka.
Jednakże nawet jeśli okazałoby się, że ten szczur Laurency jednak by wrócił cały i zdrowy z tym swoim wiecznym, głupawym uśmieszkiem, dziwnymi naukami i chęcią topienia mnie, to czy byłbym zły, że właśnie on został wybrany na tak ważne stanowisko? Nie sądzę. Powiedziałbym nawet, że by mnie to uszczęśliwiło — o wiele lepiej jest przecież mieć niemyślącego, lecz przyjaznego mentora, niż wciąż poważnego i gburowatego lub, co gorsza, takiego Leonisa, który mógłby zjeść cię wzrokiem. Ach, jakie szczęście, że jest medykiem...
„No, teraz to już nic mnie nie może zdziwić!” — rzekł ten dziwny głos w mojej głowie, będąc o wiele pewniejszym swojej racji niż zwykle. Niestety, tym razem ci się nie udało! Dzięki mojemu szczęściu Miękka zdawała się pozostać niewzruszoną zachowaniem psów i kontynuować swoje przemówienie, co uratowało mnie przed uczuciem wbijania tylu par oczu w plecy. Jej zachowanie zaskoczyło mnie bardziej niż znaleziony przedwczoraj kawałek jadeitu niespotykany w tych regionach, równocześnie utwierdzając mnie w przekonaniu, że jest ona godna miana porządnej liderki, którą należy chronić za wszystkie minerały tego świata!
— Jestem pewna, że przekaże całą potrzebną wiedzę, abyś w przyszłości mógł zostać następnym doskonałym wojownikiem, broniącym klan Bezgwiezdnych.
Zdanie to dodało mi otuchy, to wielki zaszczyt chronić bliskich i ukochanych w razie niebezpieczeństwa, ale czy to nie dziwne, że zakuło mnie serce na wcześniejsze wspomnienie o tym pacanie?
***
— Co to tak ogólnie było? — zapytał widocznie zdezorientowany przez całe to zajście jeden z moich zapchlonych braci — Bóbr, a ja tylko przewróciłem zmęczonymi dniem oczami. Całe to przebywanie w tłumie, stres, bo przecież nie mogę odwalić żadnego głupstwa przed klanem, wymuszone rozmowy z rodzeństwem — bo przecież nigdy na co dzień nie rozmawiamy, tylko w takich chwilach jak te, ważnych dla wszystkich uroczystościach, kiedy cała rodzina musi się gromadzić. Oczywiście to też nie tak, że ich nie lubię, wcale nie, jednak czasami między psami dzieje się tak, że mogą się nie dogadywać, nie potrafić ze sobą rozmawiać, ale nikt nie wie dlaczego, lecz czy to źle? Może po prostu tak miało być? Może po prostu istnieją osoby, z którymi kontakt nie był i nigdy nie będzie pisany, bo zostało to zaplanowane przez los? Jeśli moja teoria jest trafna, to oni na pewno nimi są.
— Ch-chyba nigdy się tego nie dowiemy — odparł drugi kolega. — Ciekawe tylko, dlaczego został ci przydzielony zmarły…
Nie odpowiadałem na ich dalsze przemyślenia, nie miałem nawet zamiaru. Mój móżdżek trochę nie za bardzo rozumiał, dlaczego ciągnęli ten temat między sobą w drodze powrotnej, jakby nie mieli lepszych? Musieli mi przypominać o jej słowach? O tym, że zapewne się nie spełnią, że nikt nie wie, nawet najmądrzejszy, wszechwiedzący jasnowidz nie mógłby mi potwierdzić tego, że Laurency jest faktycznie żywy, mimo tego, co cały klan wciąż opowiada? Nigdy bym nie przypuszczał, że mianowanie, na które tak czekałem, okaże się okropnym wspomnieniem.
[915 słów: Chwast otrzymuje 9 Punktów Doświadczenia i 2 Punkty Treningu]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz