26 kwietnia 2021

Od Cytrynka CD Aronii

Leżałem smętnie na posłaniu, patrząc na pająka kroczącego po ścianie. Jak przetrwał zimę? Musiał być twardszy niż wiele innych zwierząt. Zresztą, tak naprawdę mnie to nie obchodziło. Próbowałem zmusić się, bym przestał myśleć o tym, jaki jestem beznadziejny, tylko zająć się czymś miłym i ciekawym. Cóż, pająk chyba nie był dobrym pomysłem na miłą i ciekawą myśl, bo po kilku minutach znieruchomiał i spadł na podłogę, robiąc z siebie miazgę.
— Już nawet ten pająk popełnił samobójstwo — powiedziałem markotnie. — Ciekawe, czy ktoś by się zorientował, gdybym się zabił.
— Na pewno. — Ni stąd, ni zowąd do żłobka weszła Konwalia, patrząc mi się prosto w oczy. — Przykro mi, że myślisz o samobójstwie z mojego powodu. Gwiezdni raczej nie przewidzieli dla ciebie takiej śmierci.
Uszy oklapły mi jeszcze bardziej niż zazwyczaj. Miałem dosyć Konwalii. Chciałem być sam. Mimo to, część mojej duszy ucieszyła się z jej obecności.
— Poza tym, ten pająk nie chciał się zabić — powiedziała spokojnie. — Zresztą, śmierć jest wszechobecna, po prostu się na nią znieczuliliśmy.
— Ty powinnaś się znieczulić na to, że inni nie biorą cię na poważnie — warknąłem, od razu żałując, że się odezwałem.
Zamknąłem oczy, prosząc, by nie odwalała cyrku. Jeszcze tego mi brakuje! Jako szczenię dostałem od jej siostry kamieniem, a teraz ma się zlecieć cały klan, bo ją obraziłem.
Gdy otworzyłem oczy, zobaczyłem, że — uff — Konwalia się nie rozbeczała. Uśmiechnęła się tylko spokojnie i odparła:
— Mówisz szczerze, więc spróbuję. Świetnie, że ktoś oprócz Gwiezdnych mnie zrozumiał.
Zamerdałem ogonem, czując, jak dobry nastrój wraca. Chyba aż poczułem się za dobrze, bo wziąłem martwego pająka i niosąc go delikatnie w pysku, wyszedłem ze żłobka. Pomyślałem sobie, że rzeczywiście trochę tu nudno, a poza tym miałem ochotę z kimś się poprzekomarzać. Szybko rozglądnąłem się, nie chcąc być przyłapany na gorącym uczynku i podreptałem do legowiska starszyzny. Było to suche i dość ciepłe miejsce. (żeby było jasne: dość ciepłe, wcale nie oznacza, że było tam ciepło). Było tam kilka grubych kupek szmatek, które umożliwiały odpoczynek starym i chorym ciałom starszych psów. Wciągnąłem w nozdrza zapachy z kilku legowisk, sprawdzając, które do kogo należy. Idąc za zapachem Mroźnej Burzy, dotarłem do dwóch posłań leżących w rogu pokoju.
— Dobrze, ojcze. Tak, twoim posłaniem zajęli się już uczniowie. — Usłyszałem głosy psów, idących korytarzem i podskoczyłem. Nie miałem czasu na zastanawianie się, po prostu rzuciłem pająka na jedno z dwóch posłań i pomodliłem się, by legowisko z niespodzianką należało do Mroźnej Burzy, który zrozumie wygłupy młodziaków i miło spędzi ze mną czas.
Do pomieszczenia weszła Aronia, a tuż za nią jej ojciec, Skalny Potok. Popatrzyłem się na nich nieśmiało, przystępując z łapy na łapę. Powoli zacząłem żałować mojego głupiego pomysłu.
— Zajmowałeś się legowiskami starszyzny? — odparł biały pies, świdrując mnie uważnym wzrokiem spod przymrużonych powiek. Przełknąłem ślinę.
— Tak, Skalny Potoku — odpowiedziałem, choć czułem się, jakby mój głos należał do kogoś innego, obcego. — Tylko jeszcze muszę coś zrobić…
Wiedziony przerażeniem, złapałem szybko martwego pająka, odrzucając go w kąt. Niestety, nie zauważyłem, że Skalny do mnie podszedł i cóż… Biały senior miał rozmiażdżonego pająka na pysku. Skalny Potok był wściekły, Aronia była przerażona, ja byłem przerażony. Zapowiada się świetnie.
<Aronio?>
[510 słów: Cytrynek otrzymuje 5 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz