Powoli usiadłem, uważając, by na nikogo nie nadepnąć. Było to moje pierwsze zgromadzenie i miałem nadzieję, że wszystko potoczy się dobrze i nikt nie będzie umierał. Bo, jak słyszałem, to różnie bywa…
— Drewniany Pazurze, za ile zaczną coś mówić? — szepnąłem cicho do mojego mentora. Jednak ten, jak niemalże wszystkie psy, był zajęty rozmową ze swoimi przyjaciółmi, kompletnie mnie ignorując. Pragnąłem się czymś zająć, by czas mi się tak niemiłosiernie nie dłużył. Wytężyłem więc słuch, próbując zrozumieć, chociażby pojedyncze słowa w rozmowie Białej Gwiazdy z Jaszczurczym Ogonem, jednak jedyne co usłyszałem, to słowo „włóczędzy”, co tylko podsyciło moją ciekawość. Mimo że starałem się jak mogłem, nie usłyszałem nic więcej o tajemniczych bezklanowych psach, za to miałem okazję usłyszeć krzyki pewnej dwukolorowej suczki tuż obok mojego ucha, która wychwalała szczeniaki Rzepakowej Gwiazdy, łypiąc spod oka na Skalnego Potoka. „Jak na razie, to trochę tutaj nudno” — pomyślałem, patrząc się pytająco na mojego mentora, z nadzieją, że odpowie mi na zadane przeze mnie chwilę temu pytanie, lub wyjaśni mi coś o włóczęgach, bo jak na razie, jedyne co o nich wiedziałem, to to, że Borsucza Łapa (och, jakim on jest wspaniałym uczniem) z niewielką pomocą Jaszczurczego Ogona (och, on to jest chyba najlepszym wojownikiem!) wygnali dwoje psów z terenu Tenebris. Drewniany Pazur chyba jednak zapomniał, że przyszedł tu ze mną.
— Na Gwiezdnych! — syknąłem do siedzących obok mnie uczniów, próbując dowiedzieć się od nich czegoś ciekawego. — Ile trwa takie zbieranie się?
— Cytrynku — odpowiedział mi cicho Jasne Serce. — Poczekaj, potem zacznie się zabawa. A jak będzie nudno, to potem zabierzemy was w jakieś ciekawe miejsce, dobra? Tylko nie przeszkadzaj.
Kiwnąłem głową, zadowolony, że wreszcie ktoś mi odpowiedział. No jasne, że nie będę przeszkadzał! To było moje pierwsze zgromadzenie, czułem się onieśmielony tak wielką ilością psów i faktu, że większej części z nich nigdy nie widziałem na oczy.
— Możecie pochwalić się, jak stoicie z włóczęgami! — zawołał nieznajomy mi pies o brązowo-czarnej szacie, patrząc się na liderów klanów. — Bo ostatnio u nas, niedaleko naszych granic, wielu się kręciło.
Popatrzyłem się przestraszony, jak pies, widocznie kolega nieznajomego mi psa, trzepnął go ogonem w zad. „Kim są te psy?” zacząłem się zastanawiać. Chyba nie należą do żadnego z klanów, gdyż zachowywali od nich znaczny dystans. Zamarłem, gdy zrozumiałem, że to są Bezgwiezdni!
— Niedaleko wszystkich granic, jeśli dobrze słyszałem. Temat był poruszony na poprzednim zgromadzeniu, ale epidemia i śmierć Ciemnej Gwiazdy zajęła wszystkich. Epidemia skończyła się z niewielkimi stratami, a włóczędzy grasują — kontynuował temat podjęty przez kolegę, średniej wielkości, łaciaty, niewierzący pies.
Dwa obce mi psy, nieźle mnie zaintrygowały i zaciekawiły. Nadstawiłem uszu, pragnąc usłyszeć jak najwięcej. Moje małe marzenie, by zgromadzenie obyło się bez wyzwisk, próby morderstw i krzyków, rozpłynęło się, gdy usłyszałem, że dwukolorowa suczka, która jeszcze niedawno łypała wzrokiem na Skalnego, jakby chciała go zabić, warczy na Bezgwiezdnych.
— Po co tu przyszliście?! — zawołała suka, cała się pieniąc i drżąc z wściekłości.
— Ponieważ mamy te same problemy i tego samego wroga — odpowiedział jej łaciaty pies. — Jesteśmy częścią tego samego społeczeństwa.
— Z pewnością… — wysyczała dwukolorowa suczka. — Ale wiarę, to już nie!
— Malwowy Ogon, opanuj się! — krzyknął na agresywną członkinię Industrii Sowi Pazur.
To było ostatnie, co zrozumiałem. Zaraz potem zaczęła się wrzawa, psy krzyczały, warczały, upominały się, Malwowy Ogon niemal rzuciła się na Bezgwiezdnych, a przywódcy próbowali wszystkich ogarnąć. Skuliłem się, modląc się, by to wszystko się uspokoiło. Wydawało mi się, że upłynęła cała wieczność, aż znowu nie zapanował względny spokój. Malwowy Ogon dostała niezłą nauczkę od Jazgota, czyli, o ile wiem, tego łaciatego psa z klanu Bezgwiezdnych. Trochę było mi jej szkoda, bo krzycząc z wściekłości, pomyliła Bezgwiezdnych z Quintusem, przez co chyba wszystkim psom z jej klanu żal dupę ścisnął i mieli ochotę się zapaść pod ziemię. Malwowy Ogon ostatecznie przegrała kłótnie i na szczęście — obyło się bez rozlewu krwi. Potem dyskusje zeszły na temat minionej epidemii.
— Zmarło u nas parę psów — powiedziała Mleczne Oko — ale cała sytuacja jest opanowana.
Lekko się rozluźniłem, słuchając znajomego głosu. Te całe zgromadzenie tylko uświadomiło mi, jak bardzo stresuję się tak dużą ilością psów w jednym miejscu. Moja nieśmiałość jasno dała mi do zrozumienia, że zgromadzenia nie są dla mnie.
— I jak było, Cytrynowa Łapo? — zagadał mnie Drewniany Pazur, gdy wracaliśmy na teren naszego klanu.
— Dobrze, dobrze… — powiedziałem bez przekonania, unikając jego wzroku.
— To świetnie. Naprawdę, bardzo dobrze się spisałeś, jak na tak młodego ucznia, zważywszy na fakt, że to twoje pierwsze zgromadzenie. Myślę, że tak ważne wydarzenie dużo cię nauczyło — powiedział mój mentor, jednak było widać, że myśli zupełnie o czym innym.
Żaden z nas nie chciał kontynuować tematu, tak więc dalszą drogę szliśmy w ciszy, a ja układałem sobie wszystkie słowa, które padły na zgromadzeniu, chcąc przekazać jak najdokładniejszą relację moim siostrom i koleżankom. Te całe spotkanie klanów było zarówno przerażającym jak i ekscytującym przeżyciem, ale z przewagą przerażenia. Tak, mój mentor miał rację. Dużo mnie nauczyło.
[798 słów: Cytrynowa Łapa otrzymuje 7 Punktów Doświadczenia i 4 Punkty Treningu]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz