Mięta spojrzała na mnie, no tak zadała mi pytanie, więc oczekiwała odpowiedzi. Choć wydawało się banalne, to miałem wątpliwości. Tyle razem przeszliśmy. Przypomniałem sobie, jak pakowaliśmy się w kłopoty. Zawsze to ja starałem się nas z nich wyciągać i bronić. Od tamtego czasu zauważyłem, że Mięta staje się coraz silniejsza. Już nie spełniałem się tak dobrze w roli ochroniarza. Rycerza na białym koniu ratującego damę w opałach. Robiącego jej ubranko z jakiś strych szmatek, osłaniającego własnym ciałem przed atakami wrogów. Na samo wspomnienie o tym uśmiechnąłem się sam do siebie.
— Ziemia do Dymu, co Cię bawi? Odpowiedz, ufasz mi czy nie?
— Przepraszam, tak wiele się zmieniło, oboje się zmieniliśmy.
— Czy ja uzyskam, dzisiaj odpowiedź? — Zmrużyła gniewnie oczy.
— Nie, wiem, co się nie zmieniło, twoje humorki — zaśmiałem się.
Już miałem dostać od niej łapą w łeb, ale zrobiłem unik i tylko wyszczerzyłem zęby.
— Jesteś okropny — podsumowała.
— No dobra, ufam Ci. — Spojrzałem niewinnie.
Mięta i tak traciła regularnie do mnie cierpliwość a mimo to i tak trzymaliśmy się razem.
Przestałem być upierdliwy i podjąłem nieco inny temat. Który bardziej mnie interesował i nie było to dokąd, idziemy. Zgromadzenie Klanów zbliżało się wielkimi krokami. Rozmawiałem o tym z Miękką, zgodziła się, bym polazł tam i zabrał ze sobą Jazgota. Oczywiście nie wspomnę, jak bardzo zdziwił ją wtedy fakt, że nie chcę zabierać Mięty. Znałem jej zdanie i tak by nie poszła. Przerywając chwilę ciszy, która wydawała się być błoga dla mojej towarzyszki wylałem z siebie kolejny potok słów.
— Przez tę całą epidemię, nie zarejestrowałem nawet pór roku, a tutaj znowu zima.
— Na całe szczęście jakaś licha — parsknęła.
Faktycznie, śnieg raz padał, ale szybko się rozpuszczał. Temperatura nie spadała nawet do upierdliwych mrozów. Co prawda, wiatr był zimny i porywczy.
— Pamiętasz? Jak ostatniej zimy złapała nas śnieżyca i chowaliśmy się w kartonach.
— Ciężko zapomnieć, genialny plan miałeś schować się w magazynie, samiusieńkim obozie Industrii.
— Oj nie przesadzaj. Zrobiłem ci fajne wdzianko w drodze powrotnej i wyszliśmy z tego bez szwanku.
— Po prosu głupi ma zawsze szczęście. Powiedz mi? Co ty tak z tym Jazgotem się trzymasz?
— Przyzwyczaiłem się do niego, młody ma zadatki na super wojownika, do tego świeży umysł. planujemy zmiany w systemie patrolowania.
— O proszę jaki genialny plan masz?
— Raczej mamy, dzielimy tereny na trzy strefy. Każdy pies ma swój rejon. Robi trzy kółka, na danym obszarze. W tym czasie jeden pies okrąża całość i jest zmiana.
— Co na to Miękka?
— Na czas próbny od kolejnej pełni wdrożymy system jeśli nie zadziała, wracamy do starego. Zgromadzenie Klanów niedługo.
— Nawet się nie waż tam iść, Bezgwiezdni nie są tam mile widziani. Zresztą byś tylko namieszał. — Przewróciła oczami.
— Nieprawda, chcę poznać słabe strony innych klanów.
— Wiesz, że my nie jesteśmy traktowani jako klan, zresztą, po co Ci to?
— Chciałbym, abyśmy byli równie ważni.
Mięta niemal parsknęła śmiechem.
— Czy ty myślisz, że jak pójdziesz tam, ktoś będzie się z tobą liczył. Jesteś naiwny, nikt Ci nie powie i nie przyklaśnie, jesteś Bezgwiezdnym.
— Możliwe.
— Wybij to sobie z głowy, bo jak tam pójdziesz, to Cię rozszarpię i ani mi się waż wpadać na pomysł, by ciągać tam biednego Jazgota. Po ostatnim ma traumę.
— Jak to?
— Och, to ty z nim spędzasz tyle czasu, ostatnie zgromadzenie śmierć Ciemnej Gwiazdy jego wujek rozszarpany przez włóczęgi.
— Dobrze, że nam epidemia nikogo nie zabrała i ucichła mam nadzieję, że na dobre — westchnąłem.
— Obyś miał rację, a teraz podziwiaj, bo dotarliśmy na miejsce.
Rozejrzałem się dookoła.
— Gdzie my jesteśmy, nie znam tego miejsca.
— Otóż jesteśmy. Na nowej ziemi jeszcze jej nikt nie zbadał, sam powąchaj, żadnego psiego zapachu.
Pociągnąłem nosem, faktycznie nic niepokojącego nie wisiało w powietrzu.
<Mięta?>
[596 słów: Dym otrzymuje 5 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz