Fenkułowa Plamka już od jakiegoś czasu widziała w okolicach terenu klanu nieznanego jej, starego psa, mowa tu o księżycu. Pewnie nie zwróciłaby na niego szczególnej uwagi, z powodu jej lenistwa oczywiście, gdyby nie fakt, że pewnego dnia obcy pies bezpośrednio zwrócił się do niej.
— Zatrzymaj się, proszę — powiedział spokojnym głosem.
Popatrzyła się na niego poirytowana. Nawet go nie zna. Ma się zatrzymać? Jeszcze czego? Mimo to stanęła w pewnej odległości, bez zainteresowania przyglądając się szaremu psu. Wyglądał, jakby od dawna się nie czyścił. Szkoda, bo mógłby być całkiem ładny… Chociaż za stary dla niej w sumie.
— Nazywam się Złoty Kieł — przedstawił się, co niezmiernie zdziwiło suczkę.
— Masz klanowe imię — odpowiedziała szybko, nie pozwalając kontynuować nieznajomemu. — Wiedz, że jeżeli popełnisz jakiś błąd, nie będę miała oporu przez rozszarpaniem cię. Jesteś blisko terenu mojego klanu, więc moi sprzymierzeńcy przybędą szybciej niż twoje posiłki. Uciekaj, jeżeli życie ci miłe. I umyj się po drodze, byle nie w błocie, może to ci na urodę pomoże.
Prawdę powiedziawszy, nie zwracała na niego szczególnej uwagi oraz nie chciała prowadzić z nim długiego dialogu. Nie siliła się też na uprzejmość. Zwykły samotnik, udający wojownika. Gdyby teraz odszedł, zapewne nie powiedziałaby o nim nikomu, nie uważając tego za ważne. Pies, nazwany Złotym Kłem nie zamierzał jednak odpuszczać.
— Nie jestem wrogiem, jestem sam. — Zrobił krok do przodu, na co ona odpowiedziała krokiem w tył. Dzięki Gwiezdnym, że nie kontynuował tematu o pielęgnacji sierści. — Chciałbym tylko spędzić resztę mojego życia w towarzystwie innych psów. Należałem kiedyś do leśnych klanów, odszedłem jednak przed wojną. Zaprowadź mnie do waszego przywódcy.
— Hola, hola! — Fenkułowa zmrużyła oczy. — Czy ja cię pytałam o twój wzruszający życiorys? Zrobię, na co będę miała ochotę, więc nie próbuj mi rozkazywać. Obecnie jednak ochotę mam na powrót do legowiska, w s a m o t n o ś c i. Żegnaj — rzuciła oschle na pożegnanie, i odeszła pełnym gracji krokiem, przeszywając powietrze swoim ogonem. Nie zamierzała prowadzić z nim długiej i wyczerpującej konserwacji. Chyba że faktycznie się umyje.
Pies odprowadził ją wzrokiem, bez śladu gniewu. Po chwili zaczął znowu zataczać kółka wokół terenu, chodząc sztywnym krokiem. Jego stawy widziały chyba, a raczej na pewno, lepsze czasy. Suka westchnęła.
— Pewnie i tak zaczepi kogoś innego — wymamrotała pod nosem i wróciła na swoje ulubione miejsce, znaczy się — posłanie. Zakręciła kilka kółek, po czym opadła na legowisko.
— Kto to był? — spytał Deszczowy Podmuch, patrząc się badawczo, trochę nieśmiało na Fenkułową Plamkę. Nie odwzajemniła jego spojrzenia, gdyż była zbyt „zmęczona”.
— Powinnaś zaprowadzić do go przywódcy — wtrącił nieśmiało, spuszczając oczy pod spojrzeniem suki.
— Tak uważasz? — odpowiedziała głosem, dobrze wyrażającym poziom jej zainteresowania rozmową.
— Chyba nie chcesz mieć problemów — wtrącił cicho, zniechęcony oschłym zachowaniem wojowniczki. Tak łatwo było się go pozbyć!
Postanowiła więc zignorować jego zdanie. Problemy? Robi to dla dobra klanu. Wątpi, żeby przywódczyni chciała mieć kolejny problem na głowie. Już samo ganianie za zastępcą zajmuje sporo jej czasu. Nie, nie będzie przysparzała jej problemów. Dobrze rozumie te babskie sprawy.
— Chodź na patrol — powiedział do niej Podmuch. — Sowi Pazur nas woła.
Rzeczywiście, słychać było krzyki tego zrzędy. Mrucząc o głupich sowach, ospale podeszła do zastępcy przywódcy klanu, jak zawsze z wielką czcią prowadząc z nim rozmowę.
<Do kogoś, kto bierze udział w patrolu>
[522 słowa: Fenkułowa Plamka otrzymuje 5 Punktów Doświadczenia + 10PD za przygodę]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz