Natychmiast po usłyszeniu tego przeszywającego krzyku ruszyłem w kierunku, z którego dobiegał. Moją pierwszą myślą było, że kogoś mordują, a ponieważ jestem w pobliżu, powinienem chociaż zobaczyć zwłoki, aby móc je przytaszczyć Białej Gwieździe i wzruszając ramionami powiedzieć, że nie mogłem nic zrobić.
Wyszedłem zza krzaka i mój wzrok padł na dwójkę włóczęgów znęcających się nad jakimś młodzikiem. Chwila, rozpoznawałem tego młodzika. To Borsucza Łapa, uczeń Płomiennego Krzewu. Uznałem go za młodzika, mimo że jest ledwie księżyc młodszy ode mnie. Nie moja wina, że wygląda na tak małego.
Stłumiłem warknięcie, widząc jednego z agresorów, szczerzącego się do Borsuczej Łapy. To w końcu członek mojego klanu. A ci idioci nie mają nawet prawa tu być. Nie mogłem jednak za szybko zdradzić mojej obecności.
Z przyzwyczajenia pilnowałem, aby nie stanąć pod wiatr, choć włóczędzy nie wyglądali mi na takich, którzy byliby w stanie mnie wyczuć, nawet gdybym stanął tuż za nimi. Postanowiłem sprawdzić tą tezę.
Z bezpiecznej odległości okrążyłem scenę, wciąż obserwując napastników. Miło będzie poćwiczyć i pokazać tym głupolom, gdzie łapy zimują. Borsucza Łapa kulił się przed włóczęgami z zamkniętymi oczami. Gdy je jednak otworzył, natychmiast mnie zauważył. Z uśmiechem mrugnąłem do niego i ruchem głowy nakazałem mu ciszę. Uczeń ledwie dostrzegalnie skinął głową i natychmiast zyskał większą pewność siebie.
— Nie tkniecie mnie — warknął wyzywająco.
— Założysz się? — Zakpił jeden z psów. — Jak myślisz Łata, nie tkniemy go?
— No coś ty? — Zdziwił się sarkastycznie pies zwany Łatą. — Tylko go pogłaskamy.
Widząc, że nadszedł wreszcie mój czas, podkradłem się cicho do Łaty i popchnąłem go nosem. Z trudem nie upadłem, czując jego zapach. Wiedziałem jednak, że nie mogę tego zrobić. Pies skamieniał i odwrócił głowę.
— Bu! — warknąłem, wzorem tego, jak przed chwilą nastraszył Borsuczą Łapę i nim pies zdążył się zorientować, co się stało, zaorałem mu łapą po brzuchu.
Łata odskoczył, skamląc. Zamiast niego, skoczył na mnie jego przyjaciel. Co on myśli, że ja refleksu nie mam? Pies skoczył tak wysoko, że z łatwością zdążyłem się odsunąć, pozwalając mu opaść na ziemię, po czym sam skoczyłem mu na grzbiet, wgryzając się przy tym w jego kark.
Pies upadł, tracąc kontrolę nad łapami. Teraz z kolei Łata się ocknął. Puściłem bezimiennego włóczęgę i popchnąłem go w kierunku Łaty, który ku mojemu zdziwieniu, przeskoczył przez przyjaciela i stanął naprzeciwko mnie, z krwią kapiącą mu z brzucha.
— Tylko na tyle cię stać? — wycharczał. — Też przeszedłeś szkolenie szczeniaka ze ssania cycka?
— Ja? — Uśmiechnąłem się złośliwie. — Nie, niestety, nie znam twojego znajomego. Ja się uczyłem walczyć kłami, nie słowami. A ten cały Szczeniak — mruknąłem, udając, że nie wiem, iż mówi o Borsuczej Łapie — był twoim mentorem?
Łata nie wytrzymał i rzucił się na mnie. Tym razem dałem się rozproszyć, więc przeciwnik zadrapał mi ucho.
— Mysie łajno — zakląłem cicho.
Łata stał za mną z dumą wypisaną na pysku. Spojrzałem na niego z nienawiścią. Jedno zadrapanie ucha, to jeszcze nie zwycięstwo. Zaczęliśmy się nawzajem okrążać, mierząc wzrokiem przeciwnika.
— Znałem koty mądrzejsze od ciebie — warknął Łata.
— Nie martw się — powiedziałem z udawanym współczuciem, po czym skoczyłem na niego, zadrapałem oczy, popchnąłem i przyszpiliłem do ziemi — Może któryś z twoich potomków będzie psem posiadającym mózg.
— Arghgh — krzyknął coś Łata, choć nie byłem w stanie go zrozumieć.
— Słuchaj, zrobimy tak. — Praktycznie na nim usiadłem i zbliżyłem pysk do jego ucha. — Odejdziesz z naszego terenu o własnych siłach, czy mam cię wynieść w kawałkach?
Łata znowu zamruczał coś, czego nie byłem w stanie zrozumieć, ale po chwili usłyszałem krzyk Borsuczej Łapy.
— Uważaj!
Odwróciłem głowę i zobaczyłem, że w moją stronę biegnie przyjaciel Łaty. Już miałem odskoczyć, wypuszczając przy okazji Łatę, ale nie zdążyłem. Nie, nie chodzi o to, że włóczęga mnie dopadł. To Borsucza Łapa stanął naprzeciw napastnikowi. Skoczył i ugryzł go w szyję. Patrzyłem na to wszystko z niedowierzaniem. Nie spodziewałem się, że on będzie do tego zdolny.
— Borsucza Łapo — przywołałem go ruchem głowy. — Pilnuj go i nie pozwól mu wstać. Ja muszę zobaczyć tego drugiego.
Podszedłem do psa, który miał mnie zaatakować i go obwąchałem. Włóczęga jeszcze oddychał, ale ranę na szyi miał tak poważną, iż nie było szans, że przeżyje. Nie miałem wątpliwości, że Borsucza Łapa nie zrobił tego specjalnie. Wojownik nie zabija, kiedy nie musi. Ale stres zadziałał na niego w taki sposób, że nie zdołał odpowiednio wymierzyć ciosu.
— Łata? — Wysapał pies.
— Żyje — powiedziałem. — Ty nie miałeś tyle szczęścia.
— Wiem, że umieram — warknął nieznajomy. — Obiecaj mi jednak, że nie zabijesz Łaty.
— Dam mu wybór — stwierdziłem.
— Wy, klanowe psy, nie jesteście lepsze... — włóczęga przerwał, kaszląc krwią — lepsze od nas. Popełniliście właśnie morderstwo.
— Przynajmniej nie znęcamy się nad słabszymi — odwarknąłem i wróciłem z powrotem do Łaty. Położyłem się przy nim płasko na ziemi, tak, aby patrzeć mu w zranione oczy. — Mam powtórzyć pytanie?
— Brutale — w głosie Łaty pojawiło się przerażenie. — Zabiliście go. Zabiliście...
— Nie musimy wiedzieć, jak on się nazywał — warknąłem, przerywając mu. — Tak, on nie przeżyje, ale ty, możesz. Zabierz jego ciało i zadbaj o zapewnienie mu godnego odejścia.
Nastała chwila ciszy. Poczułem, że się niecierpliwię, aż w końcu Łata dał za wygraną.
— Zgoda — powiedział. — Odejdę z waszego śmierdzącego terenu i już więcej tu nie wrócę.
— Jakiego terenu? — Nie przestawałem go męczyć i wbiłem mu łapę w brzuch.
— Pięknego terenu! — Prawie krzyknął.
— No, to to ja rozumiem — uśmiechnąłem się, po czym puściłem Łatę.
Pies wstał i podszedł do swojego towarzysza. Obwąchał go i zwiesił głowę. Nie musiałem tam podchodzić, aby wiedzieć, że jest już martwy. Łata złapał nieznanego włóczęgę za ogon i zaczął iść ciągnąc go po trawie w kierunku terenów Dwunożnych.
— Wszystko w porządku? — Zwróciłem się do Borsuczej Łapy.
— Tak — powiedział uczeń ze smutkiem w głosie. — Dziękuję... yhm.
Zdałem sobie sprawę, że Borsucza Łapa nie pamięta mojego imienia. Westchnąłem z irytacją. Dlaczego to właśnie ja muszę być za wszystko odpowiedzialny?
— Jaszczurczy Ogon — przedstawiłem się.
Dziękuję, Jaszczurczy Ogonie — powiedział Borsucza Łapa.
Widziałem smutek i strach bijący z jego spojrzenia. Czułem, że nie chodzi już o atak włóczęgów. Po wszystkim, nie ma się już czego bać. Borsucza Łapa boi się tego, jak go potraktują w klanie, za to, że zabił włóczęgę.
Parsknąłem z irytacją. Tak, byłem pewny myśli Borsuczej Łapy, ale to przecież bez sensu. Nikt w klanie nie musi się dowiedzieć. Nie potrafię tego wytłumaczyć, ale zrobiło mi się trochę szkoda Borsuczej Łapy. Napadnięto go, a teraz jeszcze został mordercą. To wiele, dla psa o tak słabej woli.
— Wiesz co? — Puściłem do niego oko. — Wygnałem Łatę z naszego terytorium, ale jego przyjaciel potknął się, upadł i rozszarpał sobie gardło o ostry kamień.
— Co? — Nie zrozumiał Borsucza Łapa.
— To był wypadek. — Uśmiechnąłem się. — Przyjaciel Łaty rozszarpał sobie gardło upadając na ostry kamień. Powtórz!
— Przyjaciel Łaty rozszarpał sobie gardło upadając na ostry kamień — powtórzył posłusznie Borsucza Łapa.
— No — uśmiechnąłem się chytrze. — I tą wersję usłyszy klan. Swoją drogą. — Zmrużyłem oczy — Łata miał trochę racji. Co ci kazało drzeć się na całą okolicę, a potem warczeć na przypadkowych włóczęgów? Przyszło ci do głowy, że mogłeś nie tylko zginąć, ale i narazić cały klan, gdyby zmusili cię, abyś zaprowadził ich do obozu?
— Przykro mi. — Skulił się Borsucza Łapa.
— No i słusznie — warknąłem. — Miałeś szczęście głupiego, że byłem akurat w pobliżu.
— Racja — zgodził się uczeń z błyskiem z oku. — Jeszcze raz ci dziękuję, Jaszczurczy Ogonie. Byłeś niesamowity.
— Cóż, nie pokonałbym obu napastników bez ciebie — burknąłem złośliwie i ruszyłem w stronę obozu.
<Borsucza Łapo?>
[1995 słów: Jaszczurczy Ogon otrzymuje 11 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz