18 kwietnia 2021

Od Krzemiennej Łapy (Pazura)

 — Krzemienna Łapo, czy obiecujesz przestrzegać kodeksu wojownika, chronić i bronić go nawet za cenę życia?
— Obiecuję. — Uśmiechnąłem się, a to trochę złośliwie, a to trochę pewnie.
Co niby miałem powiedzieć? Że nie obiecuję? A może, że się nad tym zastanowię? Ha, to przecież tylko puste słowa. Każdy odpowiada, że obiecuje, bez względu na swoje intencje. Chyba że skończony głupiec. A ja, drodzy przyjaciele, głupcem nie jestem.
— A zatem mocą Coelum nadaję ci imię wojownika — kontynuowała Bryzowa Gwiazda. — Krzemienna Łapo, od dziś będziesz znany jako Krzemienny Pazur. Gwiezdni honorują twój spryt i opanowanie, a my witamy cię jako pełnoprawnego wojownika Ventus.
Pobratymcy skandowali moje imię, a ja stałem pośrodku w dumnie uniesioną głową. Tak, to tylko słowa, ale słowa, które czynią mnie wreszcie kimś ważnym w klanie. Niech mi jeszcze któryś wojownik spróbuje kazać posprzątać legowisko starszyzny.
Mój wzrok padł na Sosnową Łapę i Nieuchwytną Łapę. Moje siostry. Cóż, one muszą jeszcze trochę poczekać, aby móc zostać wojowniczkami. Oczywiste jest to, że suczki nie byłyby w stanie wyprzedzić mnie w szkoleniu. Wierzę jednak, że wkrótce same otrzymają swoje wojownicze imiona.
— Krzemienna Ła..., to jest, Krzemienny Pazurze, moje gratulacje. — Zauważyłem podbiegającego w moją stroną brata. — Klan będzie dumny, mając takiego wojownika.
— Dziękuję, Migoczące Światło — powiedziałem spokojnie, starając się zignorować fakt, że prawie nazwał mnie moim uczniowskim imieniem. — Przyznam, że ty również jesteś całkiem niczego sobie.
— Oj, a ty opanowany jak zawsze — zaśmiał się mój brat. — Bryzowa Gwiazda miała całkowitą rację, wspominając o tym podczas twojego mianowania.
Zmrużyłem oczy, po czym się przeciągnąłem. Dzisiaj po raz pierwszy prześpię się w legowisku wojowników. Już ruszałem w kierunku mojego nowego posłania, kiedy drogę zagrodziła mi Makowe Wzgórze.
— A ty dokąd, kolego? — spytała przyjaźnie.
— Cóż, chce mi się spać i zmierzam w kierunku legowiska wojowników — zacząłem sarkastycznie, nie widząc już powodu, aby być więcej miłym i uprzejmym wobec psów, które są starsze ode mnie. W końcu teraz jesteśmy równi rangą, prawda? — Miałem w planach popływać.
Zgadza się, miałem zamiar popływać. Uśmiechnąłem się w myślach. Mam zamiar popływać w moich snach o byciu władcą istniejącego i nieistniejącego świata.
— Nie możesz — zaprotestowała Makowe Wzgórze.
— Nie mogę? — Zastrzygłem pytająco uchem. — A to niby z jakiej racji?
— Dopiero co zostałeś wojownikiem. – Co za zaskakujące spostrzeżenie. — Musisz odbyć czuwanie.
Przez chwilę stałem oniemiały. Prawda. Czuwanie. Jak mogłem o tym zapomnieć? Jedyny irytujący aspekt mianowania. Kto to w ogóle wymyślił? Idę o zakład, że jakiś psychopata. Stłumiłem warknięcie, po czym spojrzałem tęsknie po raz ostatni w kierunku legowiska wojowników. To będzie musiało jeszcze zaczekać.
— Jeśli tak na to spojrzeć... — zawahałem się, próbując znaleźć na poczekaniu jakąś sprytną wymówkę, dlaczego mielibyśmy natychmiast skończyć z tym głupim zwyczajem. — To masz rację.
Musiałem ulec. Nie mogę zrezygnować z czuwania, ponieważ moje mianowanie pozostanie niekompletnie. Jakkolwiek bym nie marzył, o przyjemnym, miękkim posłaniu.
Odwróciłem się i stanąłem na obrzeżach obozu Ventus. Nikt tu się nie przedrze, jeśli ja mam mieć coś w tej kwestii do powiedzenia. Wyprostowałem się, powąchałem w powietrzu i rozejrzałem dookoła. Wygląda na to, że nie ma żywego ducha.
Ponownie rozejrzałem się wokół. Jak już mówiłem, nie ma żywego ducha. Włącznie z moimi pobratymcami. A co za tym idzie, nikt nie zauważy, jeśli przymknę na chwilę oczy.
Położyłem się płasko na ziemi. Ja wciąż czuwam. Położyłem się na chwilę, bo mi łapy zdrętwiały, ale oczy wciąż mam otwarte. Nic mi nie umknie. Strzeżcie się, przeciwnicy Ventus, bo ja strzegę mojego klanu.
W porządku, teraz mam zamknięte oczy, ale to wciąż nic nie znaczy. Moje uszy są czułe na najcichszy nawet odgłos. Jeśli nieprzyjaciel zbliży się w jakikolwiek sposób do mojego terenu, ja pierwszy będę o tym wiedział i oberwę mu futro. Nie bójcie się, towarzysze. Nic wam nie grozi, póki trzymacie się mnie. Krzemiennego Pazura.
Nic mi... nie umknie...
Hrrr. Hrrr. Hrrr.
Hrrr. Hrrr. Hrrr.
Hrrr. Hrrr. Hrrr.
***
Mój klan jest zagrożony. Jesteśmy okrążeni. Na każdym froncie jesteśmy atakowani. Tenebris, Industria, Flumine, a nawet Bezgwiezdni sprzymierzyli się przeciwko nam.
— Bracie. — Podbiegł do mnie Migoczące Światło. — Co mamy robić? Wojownik Industrii właśnie zabił Bryzową Gwiazdę. Berberysowe Wzgórze zniknął bez śladu. Krzemienny Pazurze, błagam, jesteś najmądrzejszy z nas wszystkich. Jeśli ty czegoś nie zrobisz, jesteśmy zgubieni.
— Bardzo mądrze postąpiłeś, prosząc mnie o pomoc, Migoczące Światło — powiedziałem cicho. — Cieszę się, że zrozumiałeś, że we mnie jest cała nadzieja dla klanu.
— Jeśli odeprzesz wrogów, zostaniesz przywódcą. — W tej chwili zobaczyłem Dmuchawcowy Lot. — I tak nie mamy nikogo lepszego, kto mógłby rządzić klanem.
Skinąłem głową, dając do zrozumienia, że się z nią zgadzam. Następnie wskoczyłem na największy głaz, jaki znalazłem.
— Wszyscy macie się uspokoić! — Krzyknąłem tak głośno, jak tylko mogłem. Ku mojej satysfakcji, psy przestały walczyć. — Kim wy jesteście? Wojownikami, czy bandą głupich zabijaków? Honor, lojalność, braterstwo... Czy te słowa już nic dla was nie znaczą? Nie mamy szans z 4 klanami na raz i dobrze o tym wiecie. Sądzicie, że do dobrze, jeśli będziecie dbać wyłącznie o siebie. Musicie darzyć szacunkiem inne psy, gdyż inaczej, będziecie nie lepsi od włóczęgów.
Psy popatrzyły na siebie, po czym ponownie rzucili się do ataku. Zrobiłem wielkie oczy. Nie, to nie tak to miało być. Oni mieli przeprosić i odejść. Zwykle dochodziła do nich gadka-szmatka o braterstwie i lojalności. A teraz?
— A czy ty jesteś lepszy, Krzemienny Pazurze? — Dopiero teraz zobaczyłem obok siebie czarno-biszkoptową suczkę. Znałem ja od szczeniaka.
— Złota Gwiazda? — Nie mogłem uwierzyć.
Normalnie, nie darzyłem za dużym uczuciem żadnej z moich przybranych matek. Ale dopiero po pierwszym spotkaniu z nią od jej śmierci zdał sobie sprawę z tego, jak bardzo ją szanowałem.
— Bez obaw, nie oceniam — zaśmiała się przyjaźnie moja była przywódczyni. — Sama kilka razy zachowałam się jak egoistka. Nie powinieneś jednak oczekiwać od innych czegoś, czego sam nie zrobisz. Na przykład zachowanie lojalności wobec klanu.
— Tęskniłem za tobą — przyznałem szczerze.
— Już dobrze — westchnęła suczka. — Jestem z ciebie dumna. Wreszcie zostałeś wojownikiem. Musisz jednak już wracać. Nie chcesz, aby ktoś cię nakrył na nie-czuwaniu, prawda?
— Co? — Nie zrozumiałem, ale suczka już zniknęła we mgle.
***
Obudziłem się tuż przed świtem. Ku mojej uldze, nikt jeszcze nie wstał. No, prawie nikt. Usłyszałem ciche piśnięcie za sobą. Szybko się odwróciłem i zabiłem niewielką myszkę, próbującą dostać się do obozu. Zakopałem swój łup obok siebie. Moja pierwsza ofiara jako wojownika.
Ziewnąłem. Ciekawe, kiedy wreszcie ktoś przyjdzie zwolnić mnie z czuwania. I o co dokładnie chodziło Złotej Gwieździe, gdy mówiła, że nie powinienem oczekiwać od innych czegoś, czego sam nie zrobię. Kto się niby dowie, że tego nie zrobię.
No, chyba że to chodzi o ten nieodkryty przeze mnie aspekt życia, którzy inni nazywają moralnością. Zwykle nie uważałem tego za nic ważnego, ale może powinienem spróbować zrozumieć, co to jest?
[1089 słów: Krzemienny Pazur otrzymuje 10 Punktów Doświadczenia i zostaje mianowany]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz