15 kwietnia 2021

Od Krzemiennej Łapy

Stałem na skale i obserwowałem swój klan. Piękny widok. Pies czuje, że może wszystko. Może latać, biegać, podbić cały świat. Uśmiechnąłem się w duchu. Tak, jestem przywódcą. Zasłużyłem sobie.
— Krzemienna Gwiazdo. — Podbiegła do mnie Dmuchawcowy Lot. — Wojownicy Industrii weszli na nasz teren. Kradną nam zwierzynę.
— Spokojnie Dmuchawcowy Locie. — Skinąłem z opanowaniem głową do swojej zastępczyni i partnerki. — Poprowadzisz patrol i zaatakujesz Industrię.
— Dobrze, Krzemienna Gwiazdo — powiedziała radośnie Dmuchawcowy Lot. — Zawsze wiesz, co robić.
Uśmiechnąłem się z satysfakcją, póki nie zobaczyłem, że Dmuchawcowy Lot, zamiast wykonać mój rozkaz, zatrzymuje się przy Migoczącym Świetle. Stłumiłem warknięcie. Czego on od niej chce?
— Hej, wy tam! — warknąłem do nich, zeskakując z kamienia i biegnąc w ich kierunku. — To nie czas na pogaduszki.
Dmuchawcowy Lot spojrzała na mnie z rezerwą. Nie było w jej spojrzeniu tego samego szacunku i miłości co wcześniej. W jej spojrzeniu było rozbawienie.
— Och, Migocząca Gwiazdo, masz takiego zabawnego braciszka — powiedziała.
— Co?! — zdenerwowałem się na poważnie. — Co ty sobie wyobrażasz? Sądzisz, że masz prawo tak do mnie mó...
Z każdym słowem, jakie wypowiedziałem, moi rozmówcy się powiększali. Nie, to ja się kurczyłem. Znów byłem uczniem. I to uczniem dopiero co rozpoczynającym szkolenie. A Migoczące Światło... Jak Dmuchawcowy Lot go nazwała? Migocząca Gwiazda? Tak, mój brat był przywódcą.
— Dmuchawcowy Locie, idź na patrol myśliwski — powiedział suczce. — Krzemienna Łapo, choć, pokażę ci trochę ruchów bitewnych.
Nie mogłem się ruszyć. Wmurowało mnie w ziemię. Co tu się działo? Dlaczego jestem uczniem? Dlaczego Migoczące Światło jest przywódcą i na dodatek moim mentorem? To nie tak powinno być. Nie tak.
Kiedy odzyskałem panowanie nad ciałem, odskoczyłem od mojego brata i uciekłem w las. Wszystko stracone. 
* * *
Obudziłem się, z trudem łapiąc oddech i ze łzami w oczach. Dawno już nie miałem takiego koszmaru. Przebiegł mnie dreszcz. A najgorsze, że ten horror miał szansę się ziścić.
Potrząsnąłem głową. Nie, nie pozwolę. Ukończę szkolenie tak szybko, jak tylko się da. Muszę tylko zrobić coś heroicznego. Jeśli zrobię coś heroicznego, to będą musieli mianować mnie na wojownika.
— Krzemienna Łapo, chodź tu! — Usłyszałem nawoływanie Berberysowego Wzgórza. Przeciągnąłem się i wyszedłem. — Krzemienna Łapo, mam dzisiaj wiele obowiązków i nie będę mógł odbyć z tobą treningu. Pójdziesz na patrol poranny z Jaskółczą Burzą, Makowym Wzgórzem, Jaśniejącą Łapą i Migoczącym Światłem. Słuchaj się swojego brata. Przejmie rolę twojego mentora.
Wstrzymałem oddech. Więc mój koszmar zaczyna stawać się realny. Migoczące Światło staje się moim mentorem. Dziwnie się poczułem z tą wiedzą. Spuściłem głowę i ruszyłem z irytacją w kierunku brata.
— O, jesteś już — ucieszył się Migoczące Światło. — Wyobrażasz sobie, jesteśmy w tym samym wieku, a dziś jesteś moim uczniem. Nie mogłem uwierzyć, gdy Berberysowe Wzgórze mi to powiedział.
— Taa, ja też — mruknąłem, zauważając, że Jaśniejąca Łapa, oficjalny uczeń Migoczącego Światła dziwnie mi się przygląda.
Westchnąłem. Cóż, pozostaje mi więc tylko jedno. Na patrolu muszę zrobić coś heroicznego, choćby miało to być zawalenie drzewa zasłaniającego szczeniakom słońce. 
* * *
Już prawie skończyliśmy patrol, a ja nie znalazłem niczego, czym mógłbym się wykazać. Czułem strach. Strach, że tak naprawdę nigdy nie zostanę wojownikiem. A to tylko kwestia czasu, nim mój brat zostanie zastępcą.
W tej chwili zobaczyłem wielkie, brązowe zwierzę. Na naszym terytorium. Miało potężne rogi. Tak, słyszałem o nich, to łoś.
— Żadnych gwałtownych ruchów. — Usłyszałem głos Migoczącego Światła. — To tylko łoś. Jeśli nie zaatakujemy go pierwsi, to nic nam nie zrobi. Wycofujemy się.
Sam chciałem się wycofać. To wielkie, dzikie zwierzę mnie przerażało. Widziałem jednak w tym okazję, aby się wykazać.
— Może kraść naszą zwierzynę — stwierdziłem.
— To roślinożerca — zauważył Migoczące Światło, odwracając się od niego tyłem. — Chodź Krzemienna Łapo.
— Jak jest roślinożercą — oblizałem się — to może być piękną zdobyczą.
— Łosie są za duże i zbyt niebezpieczne, aby na nie polować — mruknął Migoczące Światło, idąc już w przeciwnym kierunku.
Spojrzałem za nim. Tak bardzo chciałem się wycofać. Te rogi... mogły jednym uderzeniem zabić dorosłego wojownika. Jeśli z nim zadrę, mogę zginąć.
— Idziesz, Krzemienna Łapo? — Migoczące Światło odwrócił głowę.
Jeszcze raz spojrzałem między Migoczącym Światłem a łosiem. Powróciły wspomnienia z snów. „Och, Migocząca Gwiazdo, masz takiego zabawnego braciszka”. „Krzemienna Łapo, choć, pokażę ci trochę ruchów bitewnych”. Te wspomnienia podziałały na mnie pobudzająco. Wziąłem głęboki oddech i pobiegłem w kierunku łosie.
Zwierzę, widząc mnie, również zaczęło szarżować. W ostatniej chwili je ominąłem i podrapałem jego tylną nogę. Łoś ryknął, a ja wskoczyłem mu na grzbiet. Przeciwnik próbował mnie zrzucić, a ja robiłem wszystko, aby nie spaść.
Dostałem się do głowy. Tutaj było jeszcze gorzej. Zadrapałem łosiowi oczy, a on uderzył mnie porożem. Niemal spadłem, ale uczepiłem się zębami jego karku. Gryzłem coraz mocniej.
W pewnym momencie łoś usiadł z taką gwałtownością, że wreszcie spadłem. Odwróciłem głowę i zobaczyłem, że to Migoczące Światło po mnie wrócił. Wgryzał się właśnie w nogę łosia.
— Chuciechaj! — wycharczał. — Ja się him zajmę.
Jeszcze czego, pomyślałem, po czym ponownie skoczyłem za łosia. Abyś ty zebrał wszelkie pochwały? Tym razem jednak nie miałem tyle szczęścia. Zwierzę uderzyło mnie porożem, a ja upadłem z ziemi. Zdałem sobie sprawę, że nie mogę się podnieść. Łapy odmawiają mi posłuszeństwa. Jednak, gdy podniosłem wzrok, z satysfakcją odkryłem, że łoś jest już martwy.
Podbiegł do mnie Migoczące Światło. W jego oczach nie było dumy, jakiej się spodziewałem, a gniew i pogarda.
— Co ty sobie myślałeś? — warknął. — On mógł cię zabić.
— Poradziłbym... sobie — wysapałem.
— Aha, właśnie widziałem — mruknął mój brat. — Miałeś pszczoły w mózgu, że go atakowałeś?
— Dbałem tylko o dobro klanu — warknąłem, zdenerwowany tym, że Migoczące Światło mnie karci, zamiast chwalić. — Co w tym złego? Mamy teraz tyle zwierzyny, że wystarczy nam do kolejnej pory nagich drzew.
— To było nieodpowiedzialne i głupie — stwierdził Migoczące Światło. — Kto ci kazał się na niego rzucać?
— A to nie jest coś, co powinien robić wojownik? — Podniosłem wzrok i rzuciłem z przekąsem. — Narażać własną skórę, aby móc dać kawałek mięsa przywódcy, który może łaskawie się podzieli, aby wojownik nie umarł z głodu i mógł mu przynieść jeszcze więcej pożywienia? Proszę cię, Migoczące Światło, przejrzyj wreszcie na oczy. Jesteśmy tylko produktem systemu. Żyjemy tylko po to, aby móc zadowalać innych, a gdy umrzemy, to zaraz znajdą dla nas jakieś zastępstwo. Jak myślisz, dlaczego zastępca przywódcy jest nazywany zastępcą? To aluzja do tego, że już czeka, aby zastąpić przywódcę po jego śmierci. Świat nie jest tak kolorowy, jak ci się wydaje.
Migoczące Światło przez chwilę patrzył na mnie z czymś, czego nie byłem w stanie określić. Ale na pewno nie była to braterska miłość. Ta cisza mnie przerażała, jednak sam również umilkłem.
— Wiem, że życie nie jest kolorowe — syknął przez zęby. — Liczyłem, że wiesz, na czym polega bycie wojownikiem.
Spuściłem głowę. Właściwie, nie chciałem tego powiedzieć. Czułem żal do tego wszystkiego, ale nie uważam tego za bezsens. 
* * *
— Dobrze Krzemienna Łapo, przeżyjesz — powiedział z uśmiechem Manaci Olbrzym. — Rany są tylko powierzchowne. Za kilka dni będziesz mógł znów chodzić.
— Dziękuję Manaci Olbrzymie — mruknąłem, po czym spojrzałem na Migoczące Światło, stojącego przy wejściu.
— Rozumiem — rzekł medyk, widząc moje spojrzenie. — Zostawię was samych.
Odszedł wraz z Cynamonową Pestką, a ja ruchem głowy przywołałem swojego brata. Podczas naszego ostatniego spotkania pokazałem się z najgorszej możliwej strony. Migoczące Światło podszedł do mnie z rezerwą.
— Słuchaj, chciałbym ci tylko powiedzieć — powiedziałem, zaciskając zęby — przepraszam. Miałeś rację. Zachowałem się jak mysi móżdżek. Nie powinienem był atakować tego łosia.
— Cóż, władczyni systemu przynajmniej dostała dużo mięska i prawdopodobnie za szybko nie pozwoli ci umrzeć. — Uśmiechnął się słabo Migoczące Światło. — Też przepraszam, że na ciebie naskoczyłem. Wystraszyłem się, że możesz zapłacić za swoją brawurę najwyższą cenę. Tylko, naprawdę tak myślisz? Że życie w klanie to system oparty na przymusie?
— Nie — odparłem szczerze. — Uważam, że życie w klanie to przede wszystkim lojalność.
Ale również intrygi i zdrady. Dodałem w myślach, lecz nie wypowiedziałem tego na głos.
— Cieszę się. — Uśmiechnął się Migoczące Światło. — Nie zniósłbym, gdybyś naprawdę tak myślał. Chcę, abyś był szczęśliwy — dodał, wychodząc z legowiska medyka. — Swoją drogą, Berberysowe Wzgórze wspominał, że niedługo czeka cię mianowanie na wojownika.
— Co? — Zrobiłem wielkie oczy. — Kiedy? Co dokładnie mówił? Wspominał, jakie będzie moje wojownicze imię?
Jednak Migoczące Światło już odszedł, a ja nie byłem w stanie go dogonić. Westchnąłem z rezygnacją. Tym razem jednak nie był to żal, a zadowolenie. Chyba jednak mój sen nie był proroczy.
[1334 słowa: Krzemienna Łapa otrzymuje 13 Punktów Doświadczenia i 3 Punkty Treningu]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz