Zamrugałam kilka razy. Chyba jednak naprawdę wolałam, kiedy Dym zachowywał się, jak na zastępcę przystało. Tak, definitywnie, wtedy przynajmniej czułam, że jest dojrzały… no i tak dalej. Um… no cóż, tak.
— Źle się czujesz? Może jednak wrócimy do Leonisa, aby dał Ci jakąś truci… znaczy lekarstwo. — Poprawiłam się.
— Aż tak się o mnie martwisz? — zapytał, chyba nawet mniej zdziwiony, że chciałam powiedzieć „truciznę”.
— Tak, nie chcę być znowu chora — parsknęłam, po czym przewróciłam oczami.
Rozejrzałam się naokoło. W końcu byliśmy na plaży, chociaż i tak można było stwierdzić, że mogą tu gdzieś chodzić dwunożni. A nawet jeśli nie, to jeszcze musiałam się pilnować, aby nikt mnie nie zobaczył z tym mysim móżdżkiem, czyli Dymem dla niedoinformowanych. Chociaż i tak, pora zielonych liści się kończyła. No ba, jeszcze była. Dwunożni mogli tu się pojawić w każdej chwili. Spojrzałam z powrotem na tego psychopatę, co chciał tunel wykopać.
— Wracamy, nie chcę mieć problemów — powiedziałam stanowczo do zastępcy własnego klanu.
Właściwie… to co mi może zrobić jako taki wielki zastępca? Nic, no właśnie. Niby może na mnie naskarżyć Miękkiej, ale czy on naprawdę będzie chciał słuchać o tym, jak to źle postąpił i mojego marudzenia? Raczej nie. A ja tylko staram się być miła... no cóż. Musieliśmy ruszyć przez tereny Industrii, czyli mojego byłego klanu. Dym chyba naprawdę robił mi to na złość. Musiałabym go spytać o to, ale w obozie, gdyż od razu już wyczułam zapach patrolu. Spojrzałam na swojego towarzysza, czy też podziela moje obawy. Niestety, ale tak.
— No i widzisz, co narobiłeś? — syknęłam cicho niezadowolona.
— Ja narobiłem? Mogliśmy pójść na około — odwarknął Dym również cicho.
Już chciałam mówić, abyśmy biegli, jednak oczywiście patrol do nas dotarł. Spojrzałam na ich znajome pyski. Prawie od razu rozpoznałam, kto to jest, no może, gdyby tylko nie uczennica, która z nimi była. Jednak oprócz tej larwy rozpoznałam obydwóch wojowników.
— No cześć, my tu tylko przechodzimy, możecie nas przepuścić… Hehe… — powiedziałam speszona.
Kto jak kto, ale raczej nawet sam nasz wspaniały zastępca byłby speszony, gdyby nagle wypadało mu gadać z wojownikiem z Flumine.
Kto jak kto, ale raczej nawet sam nasz wspaniały zastępca byłby speszony, gdyby nagle wypadało mu gadać z wojownikiem z Flumine.
— Nie sądzę, abyśmy nagle musieli puścić wolno intruzów — odparł tym swoim jakże spokojnym i denerwującym tonem, właśnie Sowi Pazur. Od tego sama mam już po dziurki w nosie. Zmarszczyłam nos niezadowolona.
— My tylko przechodzimy, głuchy jesteś czy naprawić Ci słuch?
— Wolę być głuchy niż słyszeć Twój głos.
Warknęłam coś pod nosem. Oczywiście nie chciałam walki, wypadło to by na pewno źle, a tym bardziej, kiedy nie jesteśmy na swoich terenach… eh. Czemu akurat, kiedy wracamy, musi nas to spotykać? Dym wiedziałby, że to się źle skończy przecież, ale nie, nie. Musieli przecież teraz przyjść prawda? No oczywiście! Dzięki wielki Dymie! Przecież o to chodzi przez cały czas prawda? No wspaniale!
Zanim się obejrzałam, już widziałam, jak Sowi Pazur prawie mnie przewraca na ziemię, ale uniknęłam jego ataku. No cóż. W końcu jestem szybsza od tego bydlaka. Warknęłam jeszcze raz na niego, widząc, jak Dym siłuje się z drugim psem. Problem pojawił się, kiedy kompletnie zapomniałam jego durnego imienia.
Sowi Pazur ugryzł mnie w szyję. Jak to bolało! Syknęłam z bólu. No wspaniale! Szybko spróbowałam się wyrwać, co mi się udało, przy okazji oczywiście nie mogło się obyć bez ugryzienia przeciwnika. Spojrzałam szybko na Dym, który chyba sobie radził. Odetchnęłam lekko. Spojrzałam ponownie na zastępcę, który już wydostał się z uścisku psa.
— Uciekamy! — rzuciłam szybko, po czym popędziłam biegiem w stronę naszych terenów.
Na szczęście Dym biegł za nią. No pięknie znowu trzeba będzie odwiedzić tego starego medyka, no wspaniale. Kolejny raz?
<Dymie?>
[579 słów: Mięta otrzymuje 5 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz