Szałwia postanowiła po raz kolejny pójść na spacer. Dzieci były już dość duże, raczej nie zabiją się czy coś. A taki spacer będzie fajny.
Biegała sobie brzegiem rzeki, w te i z powrotem, aż się nie zmęczyła. Przy dzieciach zapomniała, czym jest beztroska. W końcu wycieńczona opadła na trawę i po prostu leżała, gapiąc się w niebo. Na niebie pobłyskiwały gwiazdy jak brokat – dziwna rzecz używana przez Dwunogów. Patrząc w gwiazdy, Szałwię nagle naszła myśl o Gwiezdnych. Czy oni naprawdę tam są? Siedzą, gapią się? Suczkę niezbyt to przekonywało. Jednak gwiazdy, mimo tych całych Gwiezdnych, były ładne. Ślicznie błyszczały na czarnym tle. Na jej nos spadła pierwsza śnieżynka, a za nią kolejne. To chyba jej pierwszy w Porze Nagich Drzew śnieg. Dosyć rzadki, ale śnieg to śnieg. Małe płatki opadały na ziemię i się topiły prawie natychmiastowo. Unoszone nagłymi podmuchami wiatru, opadały dalej lub bliżej. Podmuchy nie były jednak dość silne, aby przegonić Szałwię znad rzeki. Na razie chłód nie dawał się jej we znaki, może z powodu grubszego futra. Patrząc tak w gwiazdy i zlizując śnieżynki z nosa, wpadła na super mega hiper duper pomysł. Popływa w rzece.
Ciemna tafla wody pobłyskiwała nieznacznie, migocząc światłem odbitych gwiazd. Świetliste punkciki na powierzchni poruszały się, mrugały. Mimo tego całego światła, jakie powodował księżyc i gwiazdy, dla Szałwii woda sprawiała wrażenie mrocznej i groźnej. Weszła do wody tuż przy brzegu. Miniaturowe fale rozbijały się o jej łapki, a suczka ze zdziwieniem stwierdziła, że woda nie jest tak zimna. Czując kolejne płatki na nosie, uszach, futrze i łapach zanurzała się bardziej w toń rzeki.
Nic się nie stało. Z wody nie wynurzył się wielki potwór, nie rozpętał się sztorm (cokolwiek to znaczy). W końcu suczka zanurzyła się w wodzie do szyi.
I wtedy poczuła zimne kleszcze chwytające za jej przednią łapę, którą postawiła na grubej warstwie mułu.
Zimny prąd paraliżował jej całe ciało, od wspomnianej łapki, do szyi. Zdrętwiała. Próbowała się poruszyć. Wypłynąć na brzeg. Ale prąd, który złapał jej łapę, porwał ją w głąb rzeki. Jej głowa raz wynurzała się, to zanurzała pod powierzchnią ciemnej wody. Jednak z każdą chwilą te rozpaczliwe próby złapania oddechu skracały się i następowały w coraz dłuższych odstępach czasu. Szałwia poczuła dziwną ciężkość w klatce piersiowej, pragnienie otwarcia pyska i złapania oddechu. Ale pod wodą był to raczej słaby pomysł. Zresztą prąd sparaliżował jej pysk. Powoli przestała się ruszać. Poddawała się drodze rzeki, nieznacznie się kuląc przy uderzaniu o kamienie i łapczywie łapiąc powietrze przy nielicznych wynurzeniach. Śladem jej wędrówki były bąbelki na powierzchni wody i rozchodzące się kręgi w miejscach, gdzie się wynurzała.
Wszystko to działo się w takiej potwornej ciszy. Jedynym dźwiękiem był plusk wody, bo suczka dawno już straciła siły do krzyków. Zresztą, nie tylko lodowaty prąd ją paraliżował. Był też strach – strach przed śmiercią. Lada chwila może uderzyć w skałę z dość wystarczającą mocą, żeby zakończyć życie. Jeśli nie – prawdopodobnie czekała ją długa śmierć w męczarniach, w zimnych odmętach rzeki.
Prędkość, z jaką zimny prąd płynął, zaczęła się zmniejszać. Jednak Szałwia nie zauważyła tego. Od ostatniego wynurzenia upłynęło dużo czasu, powoli zaczęła odpływać – dosłownie i w rzeczywistości. W końcu litościwa fala wyrzuciła posiniaczone ciało suki na brzeg. Ta jeszcze odruchowo się skuliła, bojąc się kolejnego zderzenia. Jednak zderzenie nie nastąpiło, a zamiast nacisku zimniej wody suka poczuła chłodny powiew nocnego wiatru. Otworzyła oczy i rozpaczliwie łapała powietrze zesztywniałym pyskiem. Usłyszała koleiny plusk. Odwróciła się. Za nią rosła kolejna fala. Szałwia jest dość drobna i zmęczona, żeby ta fala ją porwała z powrotem do rzeki. Chciała się jakoś doczołgać do trawy, daleko od wody, ale podróż przez rzekę odebrała jej siły. Mogła więc tylko zamknąć oczy i czekać na nieuniknione.
[606 słów: Szałwia otrzymuje 6 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz