Szłam razem z Lisim Wrzaskiem w kierunku miejsca, w którym odkąd sięgam pamięcią, odbywają się zgromadzenia medyków. Tym razem, nie zamieniliśmy ze sobą ani jednego słowa. Nie wiem, skąd się wzięła cisza Lisiego Wrzasku, ale ja byłam po prostu już zmęczona. Pandemia może i już minęła, ale straty, które wywołała, wciąż były świeże.
Czułam się coraz starzej i zdawałam sobie sprawę z faktu, że prędzej czy później będę musiała odejść do starszyzny. Pocieszała mnie jedynie myśl, że zdążyłam chociaż wyszkolić wspaniałego, lojalnego medyka, jakim stał się Lisi Wrzask.
Odwróciłam głowę, by spojrzeć na czarnowłosego medyka. Tak, Tenebris będzie miało szczęście. Życzę mu, aby jego uczeń był równie sympatyczny, co on sam.
Gdy dotarliśmy na miejsce, nikogo tam jeszcze nie było. Nie byłam zdziwiona. Widocznie byliśmy pierwsi. Nic niezwykłego. Jednak Lisi Wrzask wąchał z niepokojem w powietrzu.
— Wyczuwam coś — przyznał ostrożnie. — Pachnie wrogo. Nie podoba mi się to.
Zaniepokoiłam się i również się zaciągnęłam. Młody miał rację. Coś wisiało w powietrzu. Nie zajęło mi długo, nim rozpoznałam niezidentyfikowany zapach.
— Lis — mruknęłam. — To świeży zapach. Bądź cicho i zachowaj ostrożność.
— Witaj, Ciemny Kle, Lisi Wrzasku — usłyszałam zawołanie Podgrzybkowej Sierści, medyka Flumine, idącego w moim kierunku ze swoim uczniem, Rumiankową Łapą. — Piękny dzień na zgromadzenie, prawda?
Nieznacznie najeżyłam się z irytacji, ale mimo to, wymieniłam uprzejmości z młodszym medykiem i jego uczniem. Następnie, nakazałam mu powąchać i rozpoznać zapach.
— Musi być gdzieś blisko — zaniepokoił się Podgrzybkowa Sierść.
— Medycy medykami, ale musimy go przepędzić — stwierdziłam, po czym zauważyłam ruch ciemnego futra. Sugerowało to przybycie medyków z kolejnych. Podbiegłam do nich, przywitać ich zawczasu, aby nie musieli krzyczeć. — Mamy problem — szczeknęłam gwałtownie, gdy już się z nimi przywitałam. — Wy też wyczuwacie silny zapach lisa?
Manaci Olbrzym poruszył nosem, po czym bez słowa skinął głową. Grunt, że wszyscy zdajemy sobie sprawę z wagi sytuacji.
— Musimy go przepędzić — stwierdziłam. — Zdaje się, że poszedł w tamtym kierunku. Wytropimy go, a potem wrócimy na zgromadzenie.
— To nie jest przypadkiem zadanie dla wojowników? — spytała medyczka Industrii, której imię, pod wpływem napięcia, nagle wyleciało mi z głowy. — Może powinniśmy...
— Nim powiadomimy o tym przywódców, lis zdąży się przemieścić — stwierdziłam. — Chodźcie.
Pozostali medycy długo nie protestowali. Podejrzewam, że sami byli żądni przygód. Nie minęło wiele czasu, nim znaleźliśmy duże, rude stworzenie.
— Dobrze, Manaci Olbrzymie, ty zaatakujesz go od tyłu — opracowywałam strategię. — Ja z Podgrzybkową Sierścią okrążymy go i skoczymy na niego od przodu. Lisi Wrzask skoczy jego grzbiet. Pozostali atakują boki. Wszystko jasne?
Pozostali medycy skinęli głowami z aprobatą. Jak powiedziałam, tak zrobiliśmy. Obyło się bez żadnych komplikacji. Lis był zaskoczony, bo nie spodziewał się takiego zagrożenia. Nie chwaląc się... uciekał w podskokach.
* * *
Wreszcie stanęliśmy przed sadzawką. Byliśmy bardzo zmęczeni, ale jednak szczęśliwy. Wreszcie czułam, że naprawdę żyję. Rzadko kiedy coś udaje się psu tak łatwo. A kto wie, ile jeszcze przyjdzie mi uczestniczyć w zgromadzeniu medyków.
— To co? — spytałam zdyszana. — Zaczynamy?
Wszyscy medycy zanurzyli łapy w wodzie. Mój początkowy pesymizm przeminął bezpowrotnie. Lubię nasze zgromadzenia. Czuję tu o wiele większą wspólnotę, niż w moim własnym klanie.
Napiłam się wody i zamknęłam oczy, ciekawa, co mają mi do przekazania Gwiezdni.
Stałam na wielkiej polanie, czując przy tym podejrzany niepokój. Nie wiedziałam, czego się boję, ale bałam się potwornie. Czas dłużył mi się niemiłosiernie, jakby minęło już przynajmniej kilka pór nagich drzew. Na co ja czekam?
W końcu zobaczyłam cień. Cień zbliżał się w moim kierunku. Chciałam uciec, ale nie mogłam się ruszyć. Po chwili zdałam sobie sprawę, że rzekomy cień to czarny potwór Dwunożnych, pędzący prosto na mnie.
Zamknęłam oczy, gotowa na śmierć, ale kiedy je otworzyłam, potwór stał niedaleko mnie. Nie zostałam przez niego zabita. Wzięłam głęboki wdech i odetchnęłam z ulgą.
Moja radość nie trwała jednak długo. Zaraz potem, spod ziemi wyrósł przede mną Dwunożny z jakąś siatką w łapach.
Patrzyłam na niego z przerażeniem, ale przynajmniej nareszcie odzyskałam czucie w łapach. Odwróciłam się i zaczęłam biec przed siebie. Dwunożny był jednak szybszy. Nie zdążyłam odbiec kilku króliczych skoków, a on już mnie miał.
Złapał mnie siatkę, po czym zaciągnął do wyżej wspomnianego potwora. Następnie uwięził mnie w jakimś pudełku. Wokół siebie, czułam czujne spojrzenia innych istot. Niektóre były psami, niektóre nie. Ale spora większość z nich była członkami psich klanów. W tym Tenebris.
Obudziłam się, czując przeszywający moją skórę dreszcz. Tak, uwielbiam zgromadzenia medyków, ale zawsze się po nich dziwnie czuję. Muszę jak najszybciej ostrzec Białą Gwiazdę przed nowym zagrożeniem.
[721 słów: Ciemny Kieł otrzymuje 7 Punktów Doświadczenia+5 za opowiadanie o zgromadzeniu]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz