Lekko spłoszony usiadłem obok mojego mentora, nerwowo rozglądając się po zgromadzonych psach. Wiele z nich już siedziało, czekając, aż przywódcy zabiorą głos. Mimowolnie mój wzrok przebiegł po wszystkich wojownikach i uczniach, gwałtownie zatrzymując się na Bolesnej Łapie. Bez słowa wstałem ze swojego dotychczasowego miejsca i w podskokach podszedłem do mojej sympatii. Udając, że w ogóle nie widzę podejrzliwych spojrzeń wojowników, zacząłem rozmowę.
— Heeej… — odparłem niepewnie i mimo tremy pomachałem parę razy ogonem. Niech wie, że się cieszę.
— Witam — odpowiedział Bolesna Łapa, posyłając mi swój uśmiech. Czym prędzej odwróciłem wzrok, niechcący zauważając liderkę Industrii, Rzepakową, która rozłożyła się przy zastępcy, skupiając się na gromadzących się psach. Było widać, że ich relacja nieco się zmieniła od tamtego zgromadzenia. W jednej chwili zrobiło mi się tak strasznie przykro, że miałem ochotę się rozpłakać. Bolesny zaczął coś mówić, jednak ja zastanawiałem się nad tym, czy w ogóle kiedyś powiem mu to, co czuję. Zawsze gdy się za to zabierałem, błyskawicznie traciłem głos. Może sam podświadomie tego nie chciałem? A jak Bolesny znajdzie sobie kogoś innego? Ta myśl była nie do zniesienia.
— Bez przedłużania — chrząknął głośno Sowi Pazur, patrząc na Rzepakową. Wróciłem do rzeczywistości, znów przytłoczony taką ilością obcych psów.
— Nasz szczeniak wszedł na tereny Tenebrisu i został zamordowany — po chwili ciszy głos zabrał wojownik Bezgwiezdnych, którego słyszałem już na tamtym zgromadzeniu. Wziąłem głęboki oddech, próbując odszukać mówiącego wzrokiem. — Myślę, że to jeden z tematów, które warto byłoby omówić. Nie znam się na kodeksie, ale zapytałem się kilku osób i wiem, że mordowanie jest zdecydowanie niedozwolone przez niego.
Wstrzymałem oddech, nie mogąc ogarnąć umysłem, jak ktoś mógłby zamordować szczeniaka. Co gorsza — morderca był z mojego klanu. Był Ciemnym. Może nawet jest ze mną spokrewniony? Nawet siedzący obok mnie Bolesny zamilkł, wlepiając wzrok w bezgwiezdnego.
Wszystkie psy także na chwilę umilkły, a ja powoli wstałem, postanawiając, że wrócę do mojego mentora. Mijając pewną wojowniczkę z Industrii, niemal się wyjebałem, ale sztucznie się wyszczerzyłem i na gumowych nogach wróciłem do ciemnych.
— Zajmuję się już tą sprawą. Szukam sprawcy, który gdy tylko uda mi się go znaleźć, zostanie w trybie natychmiastowym wydalony z klanu — wyjaśniła Biała Gwiazda, pełna spokoju i zdecydowania.
Wyłączyłem się z tej dyskusji, gdyż sam jej temat przyprawiał mnie o dreszcze. Rozglądnąłem się po moich pobratymcach, dostrzegając ich wady. Krwawy Zew zajął miejsce na tyle, cicho coś mamrocząc. Z całego serca współczułem Aronii, przypominając sobie jej opowieść, jak wojownik niemal ją utopił, każąc jej pływać w zimnej, słonej wodzie. Może to on był mordercą? Odepchnąłem od siebie te myśli i udając, że nie zauważyłem chłodnego wzroku Skalnego Potoku, przysunąłem się jeszcze bliżej mojego mentora. Miałem ochotę uciec ze zgromadzenia i żyć nadal w swoim świecie pełnym motylków, uśmiechu i hasania na wilgotnej trawie z Bolesnym. Byłem bliski płaczu.
— Hej Cytrynek — wymruczał cicho Jasne Serce, podchodząc do mnie. — Nic się nie dzieje.
Przełknąłem nerwowo ślinę, mierząc wojownika przestraszonym wzrokiem. A co jeśli to on jest mordercą? Nie, wątpię, Poprawiłem się zaraz. Jasne Serce jest bardzo fajny. Spróbowałem coś wydukać, jednak głos uwiązł mi w gardle.
— Jeśli chcesz, możemy pójść trochę do tyłu — zaproponował Jasny. — Nic się nie stanie, a wyjdziemy z tłumu, co?
— Ee… — Spoglądnąłem niepewnie na mojego mentora, próbując wyczytać coś z jego spojrzenia. Może miałby coś przeciwko? Drewniany jednak nieznacznie kiwnął głową. — Tak…
Znów wybuchła wrzawa, jednak jedyne co z niej usłyszałem to krzyki Rzepakowej o nuggetsach.
— To chodź malutki, podejdziemy... — Rozejrzał się. — O tam, tam, gdzie stoi Płomienny. Ja wiem, że jest straszny, ale nie martw się, nie będziemy za blisko. Nic nie zrobi ci, obiecuję.
Podążyłem za spojrzeniem starszego ode mnie psa, wlepiając wzrok w Płomiennego. Wróciło do mnie wspomnienie, jak wojownik, jedząc mysz, powoli rozpruwał jej wnętrzności, śmiejąc się złowieszczo. (A może to był Krwawy…?) Zatrzymałem się gwałtownie, starając się nie pokazywać, jak bardzo jestem spanikowany. Wiedziałem, że Jasny chciał jak najlepiej, ale wolałbym nie siedzieć przy Płomiennym Krzewie.
— Aaaaa, ja podziękuję, eee... usiądę obok Drewnianego Pazura, on mnie obro... Znaczy się, sam siebie obronię w razie konieczności. Dziękuję za troskę.
— To ja zrobię kółko i potem wrócę do ciebie, dobrze? Masz rację, Drewniany jest silny i nie da ci nic zrobić. — Uśmiechnął się do mnie, a ja poczułem ciepło na sercu, że stara się, bym czuł się tutaj dobrze. — Ale jakby co, to tylko powiedz, a odprowadzę cię do klanu.
Kiwnąłem nieznacznie głową i błyskawicznie wróciłem na moje miejsce obok Drewnianego Pazura. Nawet gdy temat morderstwa się zakończył, a głos przejęli dowódcy Industrii, informując o hyclach, czułem się jakoś dziwnie przestraszony. Raz za razem rozglądałem się nerwowo, obawiając się o moje siostry, które zostały w obozie. Może morderca jest wraz z nimi? Poczułem zimny dreszcz, który skradał się powoli przez kręgosłup, a tuż za nim ze strachu stawała dęba moja sierść.
— Cytrynowa Łapo? — Szepnął do mnie Drewniany Pazur. Siedział spokojnie, nieruchomo, uważnie śledząc to, co dzieje się na zgromadzeniu. — Chyba się nie boisz, co?
— Eee… Nie, nie… — Mój mentor spoglądał na mnie ze szczerą ciekawością, a ja poczułem, że nie mógłbym go teraz okłamać. Westchnąłem. — Obawiam się o moje siostry i mordercę, który jest w naszym klanie. Poza tym… Zgromadzenia chyba nie są dla mnie. Tyle nieznanych psów, część z nich jest wrogo nastawiona, a przywódcy nie poruszają wszystkich tematów. — Tutaj miałem na myśli Bryzową i Nakrapianą Gwiazdę, które niepewnie na siebie spoglądały, jakby zastanawiając się, czy mają poruszać jakieś mroczne zdarzenie. — Nie wiem, komu to służy.
— Komu to służy? Jak to — wszystkim. Pomyśl, gdyby nie było zgromadzeń, nie byłoby praktycznie komunikacji między klanami — spokojnym szeptem tłumaczył Drewniany. — Poznajemy też nowe psy i zdobywamy potrzebne umiejętności. A właśnie, co do umiejętności. — Mój mentor delikatnie zamerdał ogonem, a ja, wiedząc, że powie coś miłego, natychmiast się rozluźniłem. — Robisz bardzo duże postępy, naprawdę. Jesteś niezwykle zdolny, chociaż nie chcesz tego pokazać.
— Dziękuję… — wydukałem i wlepiłem wzrok w swoje łapy, próbując nie pokazać, że uśmiecham się jak nienormalny. — Bardzo chcę zostać wojownikiem.
Moje słowa jednak zagłuszyły hałasujące psy, które powoli wstawały z miejsc. Zgromadzenie zostało zakończone, a psy już za niedługo wrócą do swoich legowisk.
Ja także wstałem, rzucając tęskne spojrzenie Bolesnej Łapie. On jednak nie spoglądał w moją stronę, tylko wesoło rozmawiał ze Stopową Łapą.
— Możemy już iść — pisnąłem do mojego mentora, bez słowa wymijając Bolesnego. Niemal czułem na sobie jego wzrok, ale nie patrząc w jego stronę, podążyłem za Drewnianym, wracając do ruin. W myślach cały czas odtwarzałem sobie pochwałę mentora, chcąc się jakoś pocieszyć, bo — nie wiedząc czemu, znów poczułem się okropnie.
[1062 słowa: Cytrynowa Łapa otrzymuje 10 Punktów Doświadczenia i 5 Punktów Treningu]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz