Po spotkaniu z bezgwiezdnymi udałem się do swojego legowiska. Potrzebowałem chwili spokoju. Byłem wściekły, targały mną różne emocje, dawno nie czułem tak mocnej chęci zemsty. Może i jesteśmy niewierzący, ale nikt nie ma prawa zabijać naszych szczeniąt. To był ogromny cios wymierzony w naszą stronę. Nie możemy po prostu siedzieć na dupie, czekając, z nadzieją, że sytuacja się nie powtórzy. Miękka nie podważała mojej decyzji. Jakby po prostu pozostawiła tę sprawę w moich łapach. Co innego Jazgot, który się awanturował. Gdy nastał nowy świt, zebrałem wojowników na poranny trening. Liczyła się szybkość, zwinność, siła oraz inteligencja. Po skończonym przygotowaniu wszyscy udali się na posiłek, następnie trening odbyły psy, które wróciły z porannego patrolu, od teraz właśnie tak będą wyglądały nasze dni. Następnie udałem się wraz z Miętą na wspólny patrol. Martwiło mnie, że po raz kolejny spotkaliśmy włóczęgę na naszej ziemi. Późnym popołudniem wybrałem się na tereny Tenebris, czułem zapach zabójcy, lecz nie mogłem go nigdzie zlokalizować. Zapewne psy z tego klanu również czuły nasz zapach po wczorajszej wizycie na ich ziemi. Musiałem być czujny, aby nie dać się schwytać strażnikom. Nie było to proste zadanie, dobrze pilnowali swoich granic. Tylko dzięki szybkiemu i zwinnemu biegowi udało mi się dostać do ich obozu. Jednak otaczający go mur był najtrudniejszą przeszkodą. W ostateczności zostałem schwytany przez wojowników.
— Mam Cię gnojku. — Poczułem mocny ucisk szczęk na swoim karku. Trzymał mnie mocno zbudowany pies, większość jego futra pokrywała czerń. Końcówki łap zaś miał brązowe. Miejscami w oczy rzucały się białe fragmenty. Nie znałem jego imienia. Obok stał zaś samiec o długich łapach i smukłej sylwetce. Jego futro barwy rudej przechodzącej w nieco kremowy odcień. Miejscami posiadał lekkie czarne zabarwienia, na pysku, wokół oczy bladoniebieskiej barwie tęczówki. Pociągnąłem nosem, jednak żaden z nich nie był zabójcą Szyszki.
— Puszczajcie, mam sprawę do waszej liderki. — Zacząłem się wyrywać.
Czarny pies jednak nie zamierzał mnie puścić.
— Kim jesteś? — warknął rudzielec.
— Jestem Dym, ktoś z waszych zabił szczeniaka od nas.
Potężny pies poluzował swój uścisk, puszczając mnie, grzecznie odprowadzili mnie do Białej Gwiazdy. Która miała rzekomo podjąć decyzję co dalej z intruzem.
Jednak gdy tylko przekroczyłem próg, a moim oczom ukazała się ich liderka, od razu, bez większego zastanowienia przeszedłem do sprawy.
Nie pozwoliłem jej, zadawać zbędnych pytań, od razu przeszedłem do sedna sprawy.
— Wasz wojownik zabił naszego szczeniaka — oznajmiłem wściekły, moje wszystkie mięśnie napięły się do granic możliwości, nie potrafiłem się rozluźnić, czekając na reakcję Białej Gwiazdy.
— Nic mi o tym, nie wiadomo — odpowiedziała zaskoczona.
— Nie udawaj nawet — warknąłem.
Wojownicy, którzy mnie pilnowali, wydobyli z siebie głośny warkot. W tym momencie z resztą sam sobie bym nie ufał. Jednak po zapachu, wiedziałem, że wśród nich nie było sprawcy.
— Nie mam pojęcia kto za tym stoi, skąd masz pewność, że to ktoś z nas?
— Czułem zapach, na szczątkach ofiary, poza tym ciało znajdowało się nieopodal.
— Może ktoś nas wrabia? Nie pomyślałeś o tym? — odpowiedziała spokojnie.
— Nie usprawiedliwiaj swoich kundli, wydajcie mi sprawcę, musi zginąć albo szykujcie się na wojnę.
— Wypowiadasz nam wojnę? Na pewno możemy to rozwiązać w inny sposób — zaproponowała.
— To wasz kundel ją wypowiedział, zabijając Szyszkę! Wydaj nam mordercę, a zastanowię się. Choć nie ręczę za swoich, przyjaciół.
— Ta sytuacja nie powinna mieć miejsca — szepnęła jakby sama do siebie.
Spokój Białej Gwiazdy, lekko podziałał na mnie. Więc pozwoliłem sobie na odrobinę rozluźnienia.
— Wydaj nam mordercę Szyszki, znasz swój klan, do kolejnej pełni chcę go mieć! W przeciwnym razie Bezgwiezdni urządzą sobie polowanie na waszych terenach i zginie wielu niewinnych. Nie odpuszczę, dopóki go nie zabiję. Nie pozwolę nas lekceważyć Biała, rozumiesz! Sama widziałaś na zgromadzeniu, nie mogę pozostać bierny.
<Biała Gwiazdo?>
[593 słowa: Dym otrzymuje 5 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz