Mięta nie przepadała za Pumą. Mało powiedziane ona jej totalnie nie tolerowała. Nie rozumiałem, czemu pała do niej taką niechęcią. Przecież i tak większość czasu spędzałem z Miętą. Zresztą jest moją przyjaciółką, nie powinna się cieszyć tym, że się czasami z kimś spotykam tak poza obowiązkami. Udaliśmy się na patrol, tak jakby to było coś na zgodę. Te głupie, włóczęgi podchodziły niebezpiecznie blisko. Mięta z ogromnym zaangażowaniem usiłowała dorwać jednego z nich. Wiedziałem, że się zirytowała swoją porażką, usiłowałem ją jakoś zmotywować, aby się nie łamała. Może to głupie, bo Mięta jest najtwardszą samicą, jaką spotkałem do tej pory w swoim życiu. Jednak nie umyślnie mi się udało. Gdyż zaczęła się wydurniać, doprowadzając również i mnie do śmiechu.
— Jasne, ale tak serio to poważna sprawa.
— Wiem, od kiedy ty taki sztywny jesteś?
— Po co ktoś, zabił szczeniaka? Przecież to nawet jak dla nas bezgwiezdnych, jest nie do pomyślenia.
— Jak widać Tenebris, też nie respektują zasad — mruknęła.
— Musimy ich dorwać, zrównać z ziemią.
— Wiem, ale jesteś tego pewny?
— Tak, dzisiaj idę do Białej Gwiazdy.
— Naprawdę, chcesz ryzykować życie innych?
— Nie, możemy siedzieć bezczynnie z nadzieją, że to się nie powtórzy.
— Nie sądzisz, że włóczędzy to już wystarczający problem?
— Problem zacznie się wtedy, gdy inne klany zaczną nam wybijać młode pokolenie. Co byś zrobiła? Gdyby to twoje dziecko zostało tak brutalnie zamordowane?
— Fuj nie chcę mieć dzieci. — Wzdrygnęła się na samą myśl.
— No wiem, ale nie zostawiłabyś tego. Chcę, aby Szałwia i reszta czuła wsparcie klanu.
— Nie lepiej, aby nam wydali mordercę?
— Biała taka nie jest, ale zaproponuję jej.
— Znając Ciebie, ty byś nikogo nie wydał.
— Oczywiście, za swoich pójdę w ogień, dlatego musimy się zjednoczyć, wygrać z Tenebris i z włóczęgami.
— Wojna z nimi nas osłabi na pewno w jakiś stopniu, nie uważasz, że włóczędzy będą mieli dobrą okazję, aby nas zaatakować wtedy? — Spojrzała na mnie pewna swoich słów.
— To nie ma znaczenia, po wojnie z włóczęgami również bylibyśmy łatwym celem dla ich klanu. Zemsta nie może czekać.
— Nie poznaję Cię, wiesz? Zmieniłeś się.
W jednej chwili, jakby posmutniała, czy ona chce mi zasugerować, że ja się zmieniam. Owszem na pewno, bo sytuacja tego wymaga. Faktycznie kiedyś byłem ostatni do bijatyk, natomiast teraz, stałem w pierwszym rzędzie.
— Przez ten czas dużo się zmieniło, życie pokazało mi swoją brutalność. Jeszcze teraz to morderstwo, jak mam cieszyć się życiem? Jak mam być beztroski ? Nie mogę, rozumiesz? Nie mogę pozwolić sobie na chwilę słabości!
— To Miękka powinna się tym zająć nie ty, nie uważasz, że zrzuciła na Ciebie zbyt wielki ciężar?
— To jest odpowiedzialność — westchnąłem.
— Odpowiedzialne jest według Ciebie wywoływanie równolegle wojen?
— Mięta, wierzę w nasz klan, w każdego z nas z osobna.
— Może jednak aż tak się nie zmieniłeś. — Lekko się uśmiechnęła.
— Co masz na myśli?
— Nadal jesteś naiwny, ale pozytywnie nastawiony, chociaż mysi móżdżek z Ciebie.
Zamerdałem ogonem, dobrze, że nadal widziała we mnie tego mysiego móżdżka. Lubiłem, jak mnie tak nazywała, chociaż to obraźliwie. Jednak to wyzwisko z jej pyszczka wydawało się być dość urocze.
— Dobrze, że nadal mnie lubisz.
— Kto ci tak powiedział?
— Ty!
Mięta przewróciła oczami i westchnęła głęboko. Nic się nie zmieniała.
Po zakończonym patrolu nasze drogi się rozeszły. Po chwili odpoczynku późnym popołudniem ruszyłem na tereny Tenebris, aby porozmawiać z Białą Gwiazdą.
<Mięta?>
[535 słów: Dym otrzymuje 5 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz