— Nie ufam Ci, od momentu, kiedy szlajasz się gdzieś z tą dziwką! — syknęła Mięta zdenerwowana.
Oczywiście, tak dziękuję Dymie. Najbardziej chciała mu wybuchnąć gniewem czy płaczem przy Pumie… no jednak… hehe… wstyd? Taki trochę. No przecież suczka nie jest psychopatką. Tylko nie przepada za Pumą.
— Nie nazywaj jej tak — warknął na nią Dym ostrzegawczo.
— Bo co? Zaatakujesz mnie? — odwarknęła Mięta.
Miała pewność, że tym nie podniesie na nią łapy. Przecież to oczywiste. Byli z tego samego klanu, w którym nawet jest zastępcą, a po drugie za dużo razy już ją bronił, aby teraz ją atakować. A przynajmniej taką nadzieję miała Mięta, przez co było widać, jak bardzo sobie pozwala.
Dym chyba postanowił się uspokoić i porozmawiać jak ze szczeniakiem, który przechodzi bunt w wieku księżyca. Wziął głęboki wdech. A Mięta już wiedziała, że zacznie być nagle spokojnie irytujący. Normalnie Dym jej aż tak nie denerwuje… no, chyba że chodzi właśnie o takie kłótnie. Wtedy to oboje mają siebie dość.
— Uspokójmy się oboje — zaproponował Dym. — Po prostu się przygotujmy do wojny i może w międzyczasie się uspokoimy.
Mięta ma się uspokoić? Ona? Phi! Przecież ona się oazą spokoju! Poruszyła nerwowo ogonem.
— Ja nie muszę się uspokajać! — „ostrzegła” go suczka. — Pilnuj siebie — powiedziała, jeżąc się w stronę Dyma.
— Dobrze — powiedział jak do szczeniaka. No chyba naprawdę miał jej dość. — W takim razie uspokoję się, nie ma sprawy.
— Wspaniale — prychnęła Mięta.
Po chwili położyła się, po czym położyła na przednich łapach głowę, odwracając obrażona wzrok od Dymu. Zastępca cicho wzdycha. Chyba już kompletnie zrezygnowany. Jednak co się dziwić? Mięta potrafiła obrażać się za nie wiadomo co, jednak dla niej to było całkowicie logiczne. Jej myśli to były właściwie tylko wyzwiska w stronę Dyma.
— A więc jaki jest plan, Dymku? — zapytała już lekko uspokojona po chwili, podnosząc na niego wzrok.
— Musimy trenować, Mięto — powiedział Dym spokojnie. — W końcu będziemy gotowi. Nie możemy w to wątpić.
Oczywiście Mięta w to wątpiła. Nie po to opuściła klan, aby jeszcze z kimś walczyć… jednak no cóż. Z tym psem mogła się wszystkiego spodziewać.
— Dobrze… — mruknęła Mięta niechętnie, po czym podniosła się na proste łapy. Otrzepała się w końcu, rozglądając się. — Może od razu przetestujemy Twój system patrolów — zaproponowała. Można powiedzieć, że trochę się uspokoiła. A przynajmniej nie chciała rozmawiać o Pumie, ta suka ją bardzo drażniła. — Chodź, wielki zastępco.
A więc ruszyli. Mięta nieobrażona i Dym spokojny. Co mogło pójść nie tak?
Gdy doszli na pierwszą część, gdzie mieli patrolować, Dym spróbował jej wytłumaczyć.
— Na samym początku musisz pamiętać, że patrolujemy tylko jedną część z trzech. Nie będziemy przechodzić całego terenu. Jest to wielka strata czasu, a zbadamy większość tego terenu w tym czasie. Kumasz? — powiedział Dym, wysilając swoje komórki mózgowe, aby wytłumaczyć normalnie, co Mięta ma robić. Jednak tak powoli, chyba rozumiał, że Mięta potrzebowała raczej dzisiaj specjalnego wytłumaczenie, po tym, jak już ją po raz kolejny zdenerwował.
— Na razie… — odparła trochę zawstydzona Mięta. Na litość, ile ten młody wymyślił?
— A więc my pójdziemy od kościoła do wysypiska. Wtedy obejdziemy naszą całą strefę. Kumasz?
Na szczęście, Dym tłumaczył jej powoli. Przez co się nie gubiła. Jak to mówił na tym spotkaniu klanu, to wszystko się tak mieszało… nie dało się nic zrozumieć. No, a przynajmniej dla już starej Mięty.
— Tak…? — odpowiedziała dosyć niepewnie. Nie no, raczej rozumie.
— Wspaniale! To wszystko — powiedział zadowolony.
— Myślałam, że więcej tego będzie — burknęła zdziwiona Mięta.
No naprawdę, tylko tyle wymyślił? Myślała, że jak już coś wymyślił to więcej, tak, że sama nie będzie rozumieć. Jednak jak widać, bardzo dobrze to wszystko wyszło. Może to się udać, gdyby Mięta mogła, dałaby mu złotą gwiazdkę do kolekcji w nagrodę.
A więc ruszyli na ten cały patrol. Mięta i patrole… błagam nie. Jednak już musiała, sama to przecież też zaproponowała. Nie miała już wyboru.
Przy śmietnisku doszedł do jej nosa zapach innego psa. Nie, nie był to Dym. Był to inny pies, niebezgwiezdny. Nie znała tego zapachu. Nie były przecież, to też śmieci! Niewiele myśląc, ruszyła w stronę tego złomowiska. Rozejrzała się po nim. Jednak do jej uszu doszedł głos Dymu.
— Coś tak wyrwała? — powiedział dosyć zdziwiony.
Suczka postanowiła zignorować Dyma.
Rozejrzała się ponownie po wysypisku. Przeszła parę kroków i zobaczyła kundla grzebiącego w śmieciach. A to łajza. Już postąpiła krok do niego, oczywiście coś zaszeleściło. Pies odwrócił pysk do niej i gdy tylko ją zobaczył, zaczął uciekać. Mięta się zdenerwowała i ruszyła za nim.
— Stój w imieniu prawa! — warknęła za nim.
Oczywiście poznała po chwili, że to włóczęga. Czyli powinna jeszcze może przyspieszyć. Jednak pościg za chudym włóczęgą się nie udał, gdyż suczka była za wielka, aby przeskoczyć w dziurę, w którą on skoczył.
— Lisie łajno! — warknęła w końcu suczka, do który Dymu do niej podbiegł.
— Prawie go złapałaś — odparł spokojnie.
Zamrugała kilka razu, ruszając uszami w tył.
— Prawie, to duża różnica między złapaniem go rzeczywiście. — Przewróciła szybko oczami.
Dym podchodzi do niej, szturcha ją po karku.
— Przynajmniej próbowałaś — spróbował ją pocieszyć.
Jednak Mięta zwróciła uwagę na ton, w jakim on to mówił, nie co mówił.
— Mówisz, jakbym była Twoją uczennicą — parsknęła. — Dymie! Nauczysz mnie jak walczyć? Proszę, proszę!
Zaczęła udawać ucznia, prawie że skacząc w miejscu. Nawet Dym się zaśmiał.
<Dymie?>
[848 słów: Mięta otrzymuje 8 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz