Wdychałam świeże, pachnące trawą powietrze. Moje dość grube futro nie było sprzyjające podczas stale rosnących temperatur. Jak dla mnie, było za gorąco.
Była to moja pierwsza pora nowych liści, a pora zielonych istniała — jak na razie — tylko w mojej wyobraźni. Różne psy mówiły, że jest to piękna i gorąca pora. Nie wiedziałam jednak, co dla nich oznacza piękno i gorąco. Trzeba było po prostu poczekać, aż pora ta sama nadejdzie i wyciągnąć z niej wnioski. Czekać. Całe życie na coś się czeka. To dziwne. Psy stale nazywają jakoś czas: księżyc, sezon, pora… Planują swoje życie. A przecież mogą umrzeć! Mogą umrzeć w każdej chwili! I wolą o tym nie myśleć. Dlaczego boją się śmierci?
Może sama się jej nie boję, bo nigdy nie widziałam, jak jakiś pies umiera?
No racja. Ale zobaczę. Prędzej, czy później. Chyba że nie doczekam, to trudno.
— Cześć. — Moja siostra, Aroniowa Łapa podeszła do mnie, wywalając jęzor. Pewnie nie byłam jedyną ofiarą palącego wręcz słońca.
Kiwnęłam głową, w geście pozdrowienia. Popatrzyłam się na nią pytająco, pragnąc dowiedzieć się, czemu do mnie przyszła. Ach te wszystkie psy! Zawsze mają jakieś powody. Byłoby miło, gdyby przyszła sama z siebie. Ale nie. Praktycznie nikt tak nie robi. Czemu? Cóż…
— Idziemy na patrol. Ja, Krwawy, Fiołek z Poziomkową Stopą i ty z Jeziorną oraz Cytrynowy z Pazurem.
Westchnęłam cicho i wstałam, rzucając Aronii obojętne spojrzenie. Chyba ją to zdenerwowało. Dlaczego? Chce widzieć moje emocje? Czy neutralność ją denerwuje? W takim razie chyba powinna się zdenerwować na całą naturę, bo ona jest neutralna!
— Dlaczego nazwałaś Fiołkową Łapę szczenięcym imieniem? I chodziło ci o to, że Cytrynowa Łapa idzie z Drewnianym Pazurem, czy o to, że uczeń ma pazur? — spytałam się spokojnym głosem.
— To skróty myślowe — odparła z dumą Aronia, jakby właśnie poznała nowe słówko.
— Do czego one służą? — zapytałam się, ciekawa, czymże jest ten skrót. Wszystko ma swoją rolę, prawda?
Aroniowa Łapa jednak mi nie odpowiedziała, prychając pod nosem. Po chwili w towarzystwie swoich mentorów, siostry i Cytrynka wyszliśmy z ruin, zaczynając patrol.
— Najpierw dokładnie zbadamy teren wokół obozu, a później skierujemy się w stronę Osiedla Domków. Ponieważ Ogrody są niedaleko osiedla, zaznaczymy także je. Gdy wszystko przejdzie sprawnie, zajmiemy się Lodowiskiem — zaczął mówić Drewniany Pazur. — Cytrynowa Łapa już wie, o co chodzi, jednak dla niektórych z was jest to pierwszy, bądź drugi patrol. — Tutaj pies popatrzył się na mnie i moje siostry. Ja jako jedyna z nich się nie zawstydziłam, bo też nie miałam czego. Spokojnie słuchałam głosu wojownika i utrzymywałam z nim kontakt wzrokowy. — Wasi mentorzy z pewnością będą w y r o z u m i a l i — powiedział Drewniany Pazur, uważnie obserwując Krwawego.
Mentorzy jeszcze chwilę pogadali o jakiś mało istotnych — przynajmniej dla mnie — sprawach i wyruszyliśmy.
Fiołek wszędzie skakała, odbijając się od podłoża niczym piłeczka dwunożnych. Co chwila wchodziła w każdy krzak, który dokładnie sprawdzała. Po upewnieniu się, że roślina jest bezpieczna, wyskakiwała z niego z wesołym piskiem.
Cytrynek szedł cicho, na końcu grupy, nic nie mówiąc. Uśmiechnęłam się do niego łagodnie, na co on mi odpowiedział nieśmiałym półuśmieszkiem. Miałam zamiar do niego podejść i zamienić parę słów, gdyby nie to, że Poziomkowa Stopa nagle zerwał się gwałtownie, coś krzycząc.
Wszyscy jak na zawołanie zwróciliśmy głowy ku czarnemu wojownikowi.
— Co znowu, Poziomek? — zapytał się poirytowany Krwawy Zew.
— Fiołkowa Łapa! Na Gwiezdnych, pokaż się, szczeniaku! — rozkazał swojej uczennicy mentor. Można by śmiało zaryzykować stwierdzeniem, że miał obłąkany przerażeniem wzrok i najeżoną sierść niczym kolce jeża.
— Co tam się dzieje? — krzyknął Drewniany Pazur, dotychczas idąc na czele patrolu.
Wtem poczułam dziwny zapach. Przycisnęłam nos niemalże do samej ziemi, wciągając w nozdrza powietrze. Było to sporym błędem, bo poczułam się, jakby Skalny Potok usiadł mi swoją dupą na pysku. Nagle poczułam tyle różnych zapachów i pyłków, które dostały mi się do nosa, że kichnęłam. Po chwili zaczęło mi się kręcić w głowie, jednak znalazłam trop, który tak bardzo przykuł moją uwagę. Zaczęłam iść przed siebie, ignorując narastający ból głowy, który powiększał się wraz z nowymi zapachami.
— Masz ranę, uczennico! — Usłyszałam jak zza mgły, z oddali krzyk Poziomkowej Stopy. — Obiecaj mi, że zaraz po patrolu udasz się do medyków, zrozumiano? Czy to jest zaraźliwe?! — W jego głosie słychać było panikę.
Wiedziałam, że znacząco się oddaliłam od mojej grupy, jednak nie zawróciłam. Szłam wytrwale dalej, co chwila upewniając się, że nie zgubiłam tropu. W końcu przestałam w ogóle słyszeć towarzyszy patrolu, a zapach się urwał. Rozglądnęłam się zdezorientowana.
Za sobą usłyszałam trzask łamanej gałązki. Obróciłam się gwałtownie, chcąc sprawdzić, kto się za mną znajduje.
— Konwaliowa Łapo, gdzieś ty poszła? — zapytała się niemalże szeptem Aroniowa Łapa. Po chwili urwała, błyskawicznie mnie wyprzedzając i znikając w krzakach przede mną.
Byłam bardzo zaskoczona jej zachowaniem i zastanawiałam się, czy jest one wynikiem intuicji, czy może ma swoją przyczynę. Pewnie usiadłabym, zatapiając się w myślach aż do zachodu słońca, gdyby nie to, że usłyszałam szept mojej siostry:
— Musisz to zobaczyć! — krzyknęła Aronia, wystawiając głowę zza krzaków. Cała kipiała z emocji, wzbudzając moją ciekawość. — Po prostu nie uwierzysz!
<Wybacz Aronia, że to mi tyyyyle zajęło, ale mi się nie chciało>
[823 słowa: Konwaliowa Łapa otrzymuje 8 Punktów Doświadczenia i 2 Punkty Treningu]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz