27 maja 2021

Od Jasnego Serca CD Płomiennego Krzewu

Oczywiście, że Jasny był w pobliżu. W końcu mu się nudziło. Poza tym kamień spadł mu z serca, gdy samiec upewnił go, że w klatkach nie leży nikt znajomy. 
— Widzisz, spędzanie ze mną czasu jednak nie było marnotrawstwem.
Płomienny prychnął. Dobra taka odpowiedź, jak każda inna.
— Lubię cię —  powiedział szczerze, patrząc psu w pysk. — Wiem, że ty mnie nie, ale to w porządku.  — Uśmiechnął się do niego szeroko. — Nie musisz.
Kontynuował drogę, zachowując milczenie przez dłuższy czas. Rzeczywiście, trochę się zapomniał i przystanął za blisko Płomiennego, ale każdemu się zdarzało zgubić kroki. Nie skończyło się to jednak utratą łba, więc postanowił się nie martwić.
Miał nadzieje, że jakoś pomoże psu, da mu zamknięcie, którego potrzebował. Wiedział, jak bardzo paskudne jest to uczucie, gdy nie możesz domknąć etapu w życiu. Sam miał kilka takich, które zasługiwały na godniejsze zakończenie. Nie miał jednak takiej szansy od losu, ale mógł pomóc komuś innemu takie zdobyć. Płomienny nie był w końcu najgorszym psem w klanie, przynajmniej w jego opinii. Tenebris przesiąknięty był szujami, taki jego urok. Jeżeli nie jest się w stanie zdzierżyć obraz i poczucia zagrożenia, nie da się tu wytrzymać. Trzeba było mieć twardą skórę, według niektórych niskie morale, a pazury zawsze gotowe.
Jasny spojrzał na swojego towarzysza. Płomienny Krzew miał wiele plusów. Był przystojny, silny i nieintencjonalnie zabawny, a co najważniejsze, nie dbał o Jasnego. Nie mogło go mniej interesować, co się z nim stanie. Rzuciłby Jasnego na pożarcie innym klanom, gdyby miał gorszy dzień. To było dziwnie uwalniające. Mówić do psa, którego nie obchodziły twoje słowa. Który cię nie oceniał, bo nie byłeś wart jego uwagi. Jasne Serce pozwolił swoim słowom płynąć.
— Wiesz, nie żałowałem na wojnie niczego. Robiłem, co było słuszne, prawda? Ty pewnie też tak miałeś, chociaż pewnie zamordowałeś dziesięć razy więcej psów niż ja. Jest tylko jeden, którego żałuje. Był bliski mojemu bratu. Uważałem, że ich relacja nie była odpowiednia. Nadal tak uważam, ale to był taki głupi odruch. Miewasz takie, prawda? Kiedy nawet nie myślisz nad tym, co robisz. Powinienem był raczej go przesłuchać, ale nie zrobiłem tego. Był zaskakująco łatwy do zabicia. Chyba najprostsza walka, jaką stoczyłem na wojnie. Potem dopiero przyszły wyrzuty sumienia, długo potem. ale przyszło. Poza tym Słonecznego Świtu już później nie widziałem, a potem...
Zatrzymał się. Pewnych rzeczy nawet obojętny Płomienny nie powinien słyszeć. Chociaż samiec i tak pewnie zrzuci to na zwykłe gadulstwo Jasnego. Wpuszcza się to jednym uchem, wypuszcza drugim. Uśmiechnął się przepraszająco, jakby tylko przypadkiem wypadło mu o kilka liter za dużo z gardła.
— Chociaż komu ja to opowiadam, co? Nudy. Krew jest dla ciebie jak woda, dla normalnego psa — zaśmiał się. — Tylko weź nie zaszalej za bardzo z tymi ludźmi, co? — powiedział, poważniejąc odrobinę. — Nie będę ci mówił, bądź ostrożny, bo nie posłuchasz. Ale nie umrzyj, bo będę musiał przeciągnąć twojego trupa do klanu, a jesteś ciężki.
Jasny zatrzymał się. Gdyby to był jakiś inny pies, poklepałby go właśnie po łapie. Nie był jednak samobójcą, więc powstrzymał się. Zamiast tego zaśmiał się jeszcze raz ostatni, posłał mu uśmiech i zostawił.
Jak na porządnego durnia przystało, Jasny nie został na wieczór w ruinach. Nie był jednak aż tak dużym durniem, by udać się na miejsce. Nie potrzebował być świadkiem masakry, ale był jednak ciekawskim psem. Chciał zobaczyć, czy Płomienny wyjdzie z tego cało i jak dwunogi na wszystko zareagują.
Proszę nie brać go za stalkera, bo spędził wiele godzin tego dnia na kontaktach z innymi psami. Poszedł nawet na polowanie z Oszronionym Pyskiem, żeby nie musiała robić tego sama, a nawet porozmawiał z Poziomkową Stopą, chociaż było to zadanie ciężkie. Można powiedzieć, że nawet był zadowolony. Prawie zapomniał o swoim pomyśle, póki nie usłyszał głosów, że Płomienny znowu znika, chociaż nadchodziła jego kolej na patrol. Jasny zignorował te głosy i został na miejscu.
Ruszył dopiero po dłuższym czasie. Nie musiał się bać o stracenie zapachu, wiedział w końcu gdzie podąża. Nie chciał wchodzić w środek akcji, więc trzymał się z boku. Odpowiednio daleko, by nie słyszeć dźwięków, ale odpowiednio blisko, by widzieć budynek. Siedział na rogu ulicy i czekał, kto wyjdzie z potyczki zwycięsko. Świerzbiło go, by podejść bliżej, ale się powstrzymał. Płomienny z pewnością by nie docenił towarzystwa, nawet jeśli logicznym byłoby wzięcie wsparcia. Najwyraźniej on też nie był logicznym psem.
— Obym nie musiał ciągnąć twojego tyłka do Ciemnej — mruknął do samego siebie, opierając się o ścianę budynku. 
<Płomienny Krzewie?>
[721 słów, Jasne Serce otrzymuje 7 punktów doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz