Ale jestem zajebisty.
Co prawda nie do końca wiedziałem, co oznacza to słowo, ale brzmiało naprawdę bombowo!
Ale jestem zajebisty.
Ojej, ale to super brzmi! Ciekawe, co powie moja mama? Może jej też się spodoba!
Już miałem podejść do Cedrowego Deszczu, lecz przypomniałem sobie, że rano mama nie chciała mi dać swojej myszy, mówiąc, że powinienem pić mleko! Wyobrażacie to sobie?! Ona jest bardzo głupia. Pomyślałem sobie. Zaraz jednak się strapiłem (to też jest odlotowe słowo, naprawdę!), no więc, co ja chciałem…? A no tak, więc się strapiłem, ponieważ mamusia zawsze mówiła, że nie wolno mówić o kimś, że jest głupi. Ale po pierwsze, nikomu przecież nie powiedziałem, tylko pomyślałem. Po drugie, jeśli ona jest głupia, to przecież gada także głupio — więc mamy wszystko wyjaśnione!
Ale jestem zajebisty.
Właśnie odwiedzała nas Makowe Wzgórze, która chciała nas pooglądać. Ja oczywiście się obraziłem, bo co ja jestem, jakiś kwiatek, żeby go oglądać i wąchać? Nie.
No ale nas odwiedziła i płakała, chyba ze wzruszenia, i mówiła jacy grzeczni i słodcy jesteśmy. I co jeszcze robiła? A no rozmawiała z Cedrowym Deszczem i mówiła, jacy to właśnie kochani jesteśmy. A potem przyszedł Jaskółcza Burza, który właśnie powiedział to, że:
Ale jestem zajebisty.
Tak mi się to spodobało, że teraz cały czas myślę o tym. Tylko nie jestem pewien, czy mówił to o sobie, czy o mnie, czy o kimś innym, ale co tam! I mamusia się bardzo przestraszyła i Makowa także, i obie go wygoniły. Zrobiły źle, bo Jaskółczy sobie poszedł i znów zaczął jeść. Bo on je często. I on także nie chciał mi przynieść myszy, chociaż go o to prosiłem! Oni wszyscy są po prostu głupi i tyle.
Ziewnąłem potężnie. Znaczy się — ja uważam, że potężnie, bo każdy mówi, że mam ząbki jak durne (ojej, gdyby mama to słyszała…!) igiełki. I że jestem słaby, i mały, i taki słodki, i że wyglądam jak suczka, i, i…!
Bum.
Rozglądnąłem się, powoli wstając. Coś się stało? Co to był za hałas?
Już zacząłem sobie myśleć, że jeże zaczęły latać i postanowiłem, że zrobię z nimi wyścig, i że wezmę też do tego wyścigu Gołąbka, bo on podobno umie latać. Znaczy się — umiałby, gdyby nie to, że mu zabronili. Ma teraz zwichniętą nogę. Znaczy nie, chyba nie teraz. Na pewno miał. Ale ma jeden księżyc. Więc musiał chyba spaść z tego klifu przy narodzinach! Dostałem napadu śmiechu na samą myśl. W wyobraźni zobaczyłem, jak Cedrowy Deszcz rodzi mojego brata nad krawędzią przepaści, a mój brat ześlizguje się z tej jej dupy (może nie powinienem tak brzydko myśleć…?) i spada, spada, spada w tę przepaść!
Przypomniałem sobie jednak o tym hałasie. Rozglądnąłem się znowu, sprawdzając, gdzie jest mama, tatuś, bracia i Pilarka. Cedrowa nadal rozmawiała z Makową w głębi żłobka, tatuś był gdzieśtam, bracia spali, a siostry nigdzie nie było. Uważając, by nie obudzić badyla i latającego szczura (znaczy się: Miętka i Gołąbka. Mama by mi urwała łeb!) powoli wyszedłem ze żłobka. Udało mi się nawet nie zaalarmować mojej mamy! Byłem dumny!
Ale jestem zajebisty.
Znów się zaśmiałem wesolutko. Och, wspaniałe to jest, wspaniałe!
No, ale znów się przywołałem do porządku, idąc korytarzami. Nie byłem pewny, skąd dochodził hałas, ale miałem nadzieję, że czeka mnie przygoda życia. Albo w sumie nie — jestem bardzo młody, gdyby to była moja przygoda życia, to chyba nie miałbym w ogóle przygód za wojownika!
Bum.
Nadstawiłem uważnie uszu. Wspaniale, że ten hałas znów się odzywa!
Wyszedłem ze stadniny, a na mój nos spadła kropla deszczu. Głupia kropla! Dam jej popalić! Jak ona śmie mnie moczyć?! Próbowałem zobaczyć tę kroplę, ale mimo tego, że robiłem zeza, nie udało mi się to. Byłem bliski płaczu. Dlaczego te oczy nie chcą jej zobaczyć?! Czy ja mam też głupie oczy?!
Nagle uniosłem głowę, czując jakiś dziwny zapach.
Widziałem wpatrujące się we mnie oczy psa. Stałem jak słup soli, a deszcz już niemal mnie zalał. Na dachu stadniny koni siedział przycupnięty jakiś pies, jego sierść była cała zlepiona od deszczu, a oczy wywalone ze strachu (ależ on jest śmieszny, może nawet zajebisty!) To on chyba tak hałasował.
— Kim jesteś? — pisnąłem cichutko, wgapiając się w sylwetkę zbira. On pewnie jest złoczyńcą, mordercą… Może nawet Zgaszonym? A ja z mocami Gwiezdnych go wypędzę i zabiję?! (Czy da się zabić Zgaszonego…? Nie ważne!) Ojej, jestem wybrańcem!
Z bojowym okrzykiem godnym wojownika rzuciłem się w stronę psa. Jednak on był na dachu, a ja na ziemi, przez co nie mogłem go dosięgnąć.
— Zejdź stamtąd, nie mogę cię przegonić, jak tam jesteś! — krzyknąłem i merdając podekscytowany nową zabawą ogonem, czekałem na odpowiedź.
<Ktoś?>
ODPIS ZAKLEPANY DLA MESZKA!
[752 słowa: Pszczółek otrzymuje 7 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz