24 maja 2021

Od Malwowego Ogona CD Jasnego Serca (do Fenkułowej Plamki)

Uśmiechnęłam się słodko do wojownika Tenebris, mrugając oczami. Chciałam wyciągnąć z niego wszystko, co usłyszał z mojej rozmowy z Owczym Sercem. Powoli zaczęłam sobie układać moją wypowiedź w głowie, jednak Owcze Serce okazała się być szybsza.
— Dobrze… Nie będziemy wchodzić na terytorium twojego klanu — odparła uprzejmie suczka, nieśmiało merdając ogonem. — Po prostu wybrałyśmy się na spacer.
Przez przerażająco długą chwilę obawiałam się, że wojownik wyskoczy do nas z jakimiś pretensjami, jednak ten po prostu mierzył nas wzrokiem. Odetchnęłam z ulgą.
— Tak, chciałyśmy tylko się przejść i pooglądać wasze tereny — powiedziałam lekko, jednak zaraz potem przygryzłam wargę, zastanawiając się, czy przypadkiem niepotrzebnie czegoś nie dodałam. Samiec jednak nie sprawiał wrażenia, jakby cokolwiek usłyszał z naszej wcześniejszej rozmowy. Może był częściowo głuchy. A może po prostu nie był podejrzliwy. Albo był sprytny — poudaje, że nic nie słyszał, po czym na nas doniesie. Na samą myśl, że kolejne morderstwo może mi się nie udać, poczułam zimny dreszcz. Trzeba się pośpieszyć, zanim ten gnojek komuś rozpowie.
— Udanych łowów i miłego dnia! — szczeknęła pogodnie Owcze Serce do wojownika, gdy postanowiłyśmy wrócić do obozu.
— Nawzajem — odpowiedział wojownik, uważnie obserwując, czy aby na pewno nie wejdziemy na terytoria Tenebris. My jednak — rzecz jasna — pożegnałyśmy się z nim grzecznie i czmychnęłyśmy ze stamtąd jak najszybciej.
W drodze powrotnej Owcze Serce oznajmiła mi, że nie ma zamiaru maczać w tym łap po raz drugi. Oczywiście, byłam poirytowana jej ciągłym niezdecydowaniem, ale stwierdziłam, że poradzę sobie sama. Z nią bym tylko marnowała cenny czas. Muszę się pośpieszyć. Nigdy nie wiadomo, co temu wojownikowi przyjdzie do głowy… 
***
— Stopowa Łapo? — zagaiłam rozmowę. — Może przyniósłbyś mi świeżą mysz? O tę, którą tak ładnie upolowałeś?
Zapadła niezręczna cisza, a ja poczułam na sobie wzrok znajdujących się niedaleko trzech uczniów: Bolesnej, Iskrzącej i Stopowej Łapy. Zanim zaczęłam się zastanawiać, czy przypadkiem nie zrujnowałam sobie planów, mówiąc coś głupiego, odezwał się Bolesna Łapa:
— Opiniowana, szlachetna wojowniczko z zapierającym dech w piersiach wspaniałym stażem, śmiem sądzić, że uczeń, do którego zwracała się pani o pomoc, jest w rzeczywistości suczką.
— Że co? — wydukałam powoli, wlepiając zaskoczony wzrok w puchatą, białą kulkę.
— Suczka to s a m i c a. A poza tym, przecież to czuć n o s e m. Co prawda zapach różni się nieznacznie, ale jeśli się postarać, to z łatwością można to rozróżnić — przeliterowała powoli Stopowa Łapa, patrząc się na mnie wyraźnie zbita z tropu.
— No właśnie tak mówiłam! — krzyknęłam, próbując ukryć szok. — Wstyd mieć w tak młodym wieku jak wy problem ze słuchem. Przyniesiecie mi tę durną mysz, czy nie?
Gdy uczniowie odeszli, czym prędzej oddaliłam się od miejsca zdarzenia, rozglądając się, czy aby przypadkiem żaden wojownik nie zauważył mojej pomyłki. Przez chwilę popadłam w wir wspomnień. Co takiego się zdarzyło, że pomyliłam się w płci ucznia? Może to nasza medyczka nie dopatrzyła i ogłosiła wszystkim, że Stópek jest samcem? W końcu Sroczej przecież umarł mentor. Popadłam w zadumę. Och, może mi się wszystko pomieszało? Może w takim razie Fenkułowa jest w rzeczywistości Fenkułem? Och, jak zawsze chciałam mieć syna! Takiego, który poszedłby w moje ślady, mordując wszystkich, podrywając i wyglądając przy tym sexy. Nie, że sama nie jestem atrakcyjna — tylko po prostu samiec byłby czymś nowym, czymś ciekawym. Posiadam przecież cztery — a nie, przepraszam — pięć córek. Tak? No tak, chyba. Szybko policzyłam wszystkie moje pociechy w myślach. Tak, pięć. Dwie w Industrii, trzy w Tenebris. Wybornie.
A miałabyś tego durnego syna, gdyby Pokrzywek przeżył.
Ale nie przeżył.
Szkoda.
Bum.
— Przepraszam.
Uniosłam głowę, spoglądając ze złością na złoto-czarnego wojownika, z którym się zderzyłam. Był to Pustynny Wiatr — we własnej osobie! Cóż za miła niespodzianka. Może on chciałby być mordercą? Stworzylibyśmy niezły duet. Fajnie by było. Gdzieś w mojej głowie zakiełkowało pewne przypuszczenie, lecz zdusiłam je błyskawicznie, nie pozwalając dłużej się nad nim zastanawiać. Czy ja jestem samotna? Może. A może nie. Nieważne.
— Co „przepraszam”? Czy mi się coś stało? Nie jestem słaba, gnojowy pysku. Za co mnie niby przepraszasz? Sam siebie przeproś, przecież to twoja wina, że masz tak słabe nogi, że na mnie wpadasz — niemal wyplułam te słowa z pogardą, kpiąco się uśmiechając.
— Och… — Pustynny był wyraźnie zaskoczony. Pokręciłam głową z litością. Mam tylko nadzieję, że jeśli Fenkuła zdecyduje się mieć z nim dzieci, wychowa je należycie. Może nawet nazwą córkę po mnie: Malwka. Albo nie, Malwa. Brzmi poważniej. A jeśli byłby syn… Hmm… Przypomniała mi się rozmowa z pewnym bezgwiezdnym na zgromadzeniu. Jak mu było? Jazgot? Miał wojowniczego ducha. Szanuję. Może Jazgotek? Ciekawe, czy miałby coś przeciwko. Zaraz jednak przywołałam się do porządku. To nie będą moje bachory — niech nazwą te szczeniaki jak chcą, byleby oryginalnie i drapieżnie. Żadnych Miodków, Słodziaczków i Kropeczek. Tfu.
— Co, co „och”? — syknęłam, mrużąc oczy. Nie miałam ochoty na jakąś kolejną głupią rozmowę. Wyminęłam psa, wychodząc z Magazynu. Czas przygotować myszkę. 
***
Znalazłam jeden krzak jagód śmierci. Jednak same jagody były dość w słabym stanie i było ich mało. Te, które jeszcze nie spadły na ziemię i nie zostały rozwalone, rosły wysoko, przez co mogłam je zdjąć jedynie za pomocą pyska. Oczywiście — nie byłam tak głupia. Zezłoszczona minęłam krzak i zaczęłam szukać czegoś innego. Każde bicie serca ciągnęło się w nieskończoność i obawiałam się, że wojownik Tenebris właśnie na mnie donosi.
Już się niemal poddałam i stwierdziłam, że Owcze Serce jednak będzie musiała go zabić, co wcale mi się nie spodobało, bo oznaczało, że będę musiała przekonać tę durną suczkę do pomocy. Szczęście się do mnie jednak uśmiechnęło i znalazłam roślinę, która łudząco przypominała kwitnącą pietruszkę. Posiadała mnóstwo białych kwiatków znajdujących się blisko siebie. Wciągnęłam zapach rośliny — z początku nie byłam pewna czy to jest to, czego szukam, jednak po jakimś czasie poznałam tę roślinę. Wydzielał się z niej nieprzyjemny, złowrogi zapach, świadczący o trującej działalności. Nie byłam jedynie pewna, czy będzie wystarczająco zabójcze… Była to cykuta, albo — jak wolicie — szalej. Nie do końca wiedziałam, skąd to wiem, ale możliwe, że kiedyś była jakaś awantura z tą rośliną. Wolałam jednak wierzyć, że to Trzmieli Lot znajdujący się w Infernum, czuwa nade mną. Wiedziałam jednak, że to nie prawda. Zamyślona nastąpiłam łapą na cienką łodyżkę, która zaraz się ułamała. Potoczyłam roślinę do znajdującej się niedaleko świeżej myszy, którą przedtem specjalnie upolowałam. Teraz będzie zabawa. Pomyślałam, uświadamiając sobie, że będę musiała wepchać roślinę do środka myszy za pomocą łap. Będzie ciężko. Cały czas mozolnie wpychałam coraz to nowe kwiaty i liście cykuty. Zastanawiałam się, co zrobię, gdy Pustynny już umrze. Łodyżka kwiatka złamała mi się, na co zgrzytnęłam zdenerwowana zębami. No, właźże do tej myszy. Zaczęłam się denerwować, gdy kwiatki zaczęły się sypać na wszystkie strony, a ja odniosłam wrażenie, że kilka z nich wpadło mi do pyska. Nieźle się zdenerwowałam i byłam bliska porzucenia mojego planu. Owcze Serce, to twoja wina. Powinnaś mi była pomóc, a nie, że się boisz. Głupia cykuta. Głupie Owcze Serce. Warknęłam. W tej chwili wszystkie moje porażki wiązałam z nakrapianą suczką. To jej wina. Zepsuła mi plan ze Skalnym, teraz pewnie razem z samcem z Tenebris na mnie donosi. Zgrzytnęłam zębami, widząc, że z roślinki praktycznie nic nie zostało. Czy Owieczka ma jakąś rodzinę? Och… Chyba już wiem, kto będzie następną ofiarą. Kropelkowa Bryza.
Kropelkowa Bryza zabiła Pustynnego, po czym, chcąc uniknąć kary, popełniła samobójstwo.
Tylko dlaczego miałaby to robić?
A co, ja jestem nią, że znam jej myśli? Nie wiem! Zabiła, bo chciała. Właśnie. 
***
Gdy słońce już zachodziło, weszłam z powrotem do magazynu. Na moim pysku malowała się skwaszona mina, która wyraźnie mówiła, że jestem w nastroju do morderstw. Nie wiedziałam, że z tym całym truciem tyle zejdzie. Żałowałam, że po prostu nie zaciągnęłam Pustynnego i przy okazji Kropelkową Bryzę gdzieś w krzaki, rozwalając im łepetyny. Na szczęście — oprócz okropnego nastroju — czułam się wyśmienicie, co oznaczało, że wpadające kwiaty cykuty do mojego pyska były tylko wyobrażeniem.
— Pustynny Wietrze? — zawołałam wojownika, natychmiast rozpogadzając swe oblicze. — Przepraszam za tamto… Może chciałbyś myszkę? Specjalnie ją upolowałam dla ciebie.
Z nadzieją spoglądnęłam na wojownika, który wlepił wzrok w leżącą przede mną zdobycz. Weź to, weź to, grzecznie proszę. Niemal widziałam wszystkie możliwości, jakie rozważał w tej chwili Pustynny. Ostatecznie jednak — dzięki Gwiezdnym, albo raczej Zgaszonym — wojownik grzecznie podziękował i wziął mysz, nie zauważając w niej dziury, przez którą został wepchnięty szalej.
— Naprawdę Malwowy Ogonie, nie wiem, co bym bez ciebie zrobił. — Uśmiechnął się samiec. — Dziękuję. Jeśli zdecydujemy się z Fenkułową Plamką na szczeniaki, to będziesz wspaniałą babcią.
W osłupieniu patrzyłam, jak Pustynny się oddalał, z trutką w pysku. Co on powiedział?
<Fenkułowa Plamko?>
[1385 słów: Malwowy Ogon otrzymuje 13 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz