Jasne Serce nie miał w zwyczaju wtrącać się w cudze sprawy. Nauczył się tego, żyjąc wśród nieprzyjemnych psów z Tenebrisu. Zdawał sobie doskonale sprawę z tego, że jego rodzimy klan miał zadziwiająco dużo nieprzyjemnych osobników. Taka była ich natura, nic nie dało się z tym zrobić. Dzięki temu nauczył się jednak doskonale, by trzymać język za zębami, a oczy przy ziemi. Wiedział, na co może sobie pozwolić, tak samo wiedział, że nie należało oceniać. W końcu psem, z którym spędza prawdopodobnie najwięcej czasu, po członkach rodziny, był Płomienny Krzew, a on niemal na pewno był kanibalem.
Jego tradycyjny patrol przeszedł trochę dalej, niż powinien. Nie miał tego dnia żadnego towarzysza podróży, więc mógł sobie pozwolić na trochę dalsze wycieczki. Nie oddalał się oczywiście za bardzo od granicy, ale znał je na tyle dobrze, że robienie okrążeń już księżyce temu stało się nudne.
Pozwolił swoim myślom wędrować. To był dobry dzień. Ciepły. Mleczne Oko miała średni humor, ale to lepsze niż zły. Rozmawiał nieco z Mroźną Burzą, a ten wydawał się być zadziwiająco zadowolony. Jego świeża uczennica była gotowa na trening.
Było to dla niego niemal zabawne, jak nad tym pomyślał. Trujący Obłok uczyła jego brata, teraz on uczy jej dziecko. Podobno sama o to poprosiła Białą Gwiazdę, ale coś nie wierzył. Dogadywali się dobrze, ale raczej nie na tyle dobrze. Nie mógł jednak zaprzeczyć, że dzieci wyszły jej naprawdę urocze.
Słodka Łapa była radosna i pełna energii. Nigdy nie narzekała, gdy wyciągał ją na treningi. Czasem zastanawiał się, jak ma za nią nadążyć. Mała sunia nigdy na to nie narzekała. Patrzyła na niego, jakby zawiesił gwiazdy na niebie i musiał przyznać, że było to całkiem przyjemnie. Ta absolutna wiara, którą pokładano akurat w niego. Aż uśmiechał się z dumą.
Tak powinna wyglądać jego relacja z Mlecznym Okiem, gdyby miała porządnych rodziców. W jakiś sposób go to smuciło. To dziecko (już nie dziecko, przypomniał sam sobie) pomogło mu. Dało siłę, gdy brakowało jej na wojnie, bo ktoś musiał się nią zaopiekować. Ciągle pamiętał rozmowę ze Złotym Kwiatem, którą odbył po odejściu jego kuzyna.
— Staniesz się kimś więcej niż tylko mentorem, wiesz o tym, prawda?
Jakby jeszcze musiała pytać. Przecież już wcześniej przejmował obowiązki Porannego Świergotu, pilnując, by dziecko dobrze się odżywiało i opowiadał historie, by lepiej zasnęło. Został ojcem i nawet nie zauważył kiedy.
Teraz, patrząc na Słodką Łapę, nie mógł powstrzymać gorzkich myśli. Chciałby mieć malucha. Swojego, z krwi i kości. Takiego, w którego życiu byłby od początku i którego mógłby nazywać własnym potomkiem. Nigdy do tego nie doszedł z Mlecznym Okiem. Słowo ojciec nie potrafiło przejść jej przez gardło. Trochę go to bolało, ale to był głupi ból, więc nie wspominał o nim. Nie sądził jednak, że się doczeka.
To nie tak, że nie był optymistą, ale nie żył w złudzeniach. Nie przykuł oka żadnej suki, a żadna suka nie przykuła jego. Czasem trzeba było zrozumieć, że nie spełni się swoich marzeń. Zostało mu tylko patrzenie, jak Mleczne Oko zakłada rodzinę, jeśli postanowi to zrobić i mentorowanie kolejnym pokoleniom. Nie miał zamiaru zaprzestać po Słodkiej Łapie, trenowanie dzieciaków dawało mu za dużo radości.
Zapach wyrwał go z rozmyśleń. Zdecydowanie nie Tenebris. Zmrużył oczy i wciągnął głębiej powietrze. Nieznane psy. Dwa.
Zagryzanie, jagody śmierci, same nieprzyjemne rzeczy. Wsłuchał się bardziej w dyskusje samic, ale zaraz zamilkły. Czuły go? Miały szanse, wiatr się zmienił. Uznał, że nie ma co się ukrywać.
Nałożył na pysk fałszywy uśmiech numer pięć i podszedł do nich.
— Chyba się nie znamy — powiedział, mierząc suki wzrokiem. Ah, to była ta, która wrzeszczała na samca z Bezgwiezdnych. Ona raczej nie powinna go pamiętać, nie wychylał się zbytnio z tłumu.
— Kim jesteś? — zapytała. Nie spodobał mu się ten ton, ale ukrył to. Druga z suk wyglądała na zestresowaną, przynajmniej tyle. Jedna niewinna.
— Członkiem Tenebrisu — odpowiedział. — Nie wiem, czy wiecie, ale kręcicie się bardzo blisko naszych granic. Gdybym nie znał się lepiej, powiedziałbym, że chcecie wpaść na spotkanie.
Mierzył samice wzrokiem. Nie obchodziło jej, co planowała tu robić, byle daleko od jego ziem. Dla niego mogły nawet podpalić własne ogony, byle tylko nie wciągały w to wszystko jego klanu.
<Malwowy Ogonie?>
[679 słów: Jasne Serce otrzymuje 6 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz