Dwunogi to były jednak głupie istoty. Nie wszyscy oczywiście. Jasne Serce potrafił docenić inteligencje niektórych z nich. Wiedzieli, że do psa bez obroży lepiej nie podchodzić, a jedzenie trzymać przy sercu, bo może zostać wyrwane z ręki. Większość z nich cechowała się jednak głupotą wywodzącą się z naiwności. Naprawdę sądzili, że psy wokół nich są bezmyślnymi istotami, które dadzą się tak łatwo wyłapać.
Jasny całkiem nieźle znał te rejony. Wiedział, gdzie uliczka kończyła się ścianą, a gdzie można było się spokojnie przecisnąć między sztachetami płotu. Wystarczyło zwodzić ich odpowiednio długo, by następnie umknąć w ostatniej chwili. Priorytetem było odsunięcie ich od Płomiennego i drugiego samca. Jeszcze tylko tego im brakowało, żeby dwunogi zostały zagryzione niedaleko ich terenów. Wtedy na pewno by im nie odpuścili.
Jasny zatrzymał się, by spojrzeć za siebie. Śledzili go? Dobrze. Postarał się wyglądać jak najbardziej przyjaźnie. Język wywalony, ogon machający na obie strony, postawa rozluźniona. Żeby tylko nie spróbowali robić głupich rzeczy i go atakować. Mówili nawet coś do siebie w tym swoim języku. Nie zrozumiał ani słowa. Poczekał tylko, aż będą odpowiednio blisko. Wszyscy w zasięgu jego wzroku, blokujący wyjście z uliczki. Bardzo dobrze.
W końcu jeden z nich zbliżył się już ciut za bardzo. Wtedy ugryzł jego dłoń. Nie na tyle mocno, by połamać kości, chociaż te nie były znowu tak mocne, ale na tyle, by poleciała krew. Dwunóg wyrwał się, zaszokowany obrotem sytuacji na tyle, by zareagować za wolno. Jasny przemknął między jego nogami i wpadł pomiędzy śmietniki. Wiedział, że za nimi jest mała bramka, prowadząca do zamkniętego ogrodu. Wystarczyło mieć odpowiednio dużo siły, by ją pociągnąć i dostać się do środka. Ukrył się w krzakach po drugiej stronie, by wszystko słyszeć. Wiedział, że dwunogom nie zależy na nim tak bardzo, by go ścigać.
Poczekał, aż ich głosy staną się bardziej nerwowe, a następnie zaczną się oddalać. Wtedy policzył do dwudziestu, tak dla bezpieczeństwa i wyszedł na uliczkę. Czy mogli się ukrywać za rogiem? Może. Był uważny, nasłuchując przy każdym swoim kroku. Kiedy wychylił łeb, nikt tam na niego nie czekał. Należało tylko szybko sprawdzić, czy cały plan nie poszedł na marne i czy samce zniknęły z tego miejsca. Gwiezdni najwyraźniej im sprzyjali, bo Jasny czuł tylko powoli zanikający zapach psów z klanu. Uśmiechnął się do samego siebie.
Ten uśmiech zniknął, gdy zorientował się, że dwunogi nie oddalili się daleko. Dyskutowali o czymś ze sobą w alejce, głosy przyciszone, głowy pochylone. Logika mówiła, że powinien jak najszybciej stamtąd uciec. Ustaliliśmy już jednak, że Jasny nie jest zbyt logicznym psem.
Dwunogi poruszali się na pieszo. To zdecydowanie ułatwiło śledzenie ich. Kłócili się o coś, jeden wsiadł do potwora stojącego z boku, ale zostawił resztę za sobą. To jeszcze bardziej ich zdenerwowało. Całe szczęście nie mieli dobrego nosa, bo wiatr mu nie sprzyjał. Trzymał się w bezpiecznej odległości, kryjąc się po kątach i przydrożnych krzakach.
Dwunożni się zatrzymali. Stanęli przy jednym z domów, który nie wyglądał znacznie lepiej od ruin. Brudny, rozpadający się, ale co najważniejsze unosiła się z niego wyraźna woń mięsa. Poczekał, aż wejdą za płot. Nie była to okolica, w którą ktokolwiek się zagłębiał. Trzeba było przejść przez odpowiednio dużo nudnych i nieciekawych uliczek, by tu się znaleźć. Nie sądził, by nawet psom z Tenebrisu nudziło się odpowiednio mocno, by tu się udawać.
Rozejrzał się po okolicy. Nie chciał się tam dostawać, jeśli nie miał pewnej drogi ucieczki. Płot był dobrze zrobiony. Wyraźnie nie chcieli, żeby ktoś przez niego się przedostawał. Brama nie była za to skomplikowana. Potrzebował chwili, żeby go otworzyć, ale dał radę. Podłożył kawałek chodnika pod nią, żeby się nie zamknęła. Jeśli dobrze rozpracował mechanizm, to zatrzasnęłaby się za nim i miałby problem.
Znalazł się na podwórzu. Było w miarę czyste, tylko kilka potworów stało z boku. Zapach mięsa był tu wyraźniejszy. Głosy dwunogów dochodziły zza wielkiej bramy. Nie było szans, by mógł to otworzyć. Spojrzał za siebie, żeby się upewnić, że brama ciągle jest otwarta. Następnie zaczął okrążać budynek. Z boku znajdowały się jakieś stare, zniszczone klatki. Okazały się przydatne, bo dzięki nim mógł dosięgnąć do okienka. Oparł przednie łapy na ścianie, by lepiej widzieć.
— O kurwa.
Psy. W klatkach, zbyt małych, zbyt brudnych, pozamykane jak w schronisku. Wszystkie spore, ale w słabej kondycji. Jak... czy tu był ktoś z Tenebrisu? Chciał zapukać, ale to mogło zwrócić niepotrzebną uwagę dwunogów.
Błagał Gwiezdnych, by przypadkiem nie wypatrzył tu nikogo znajomego.
Desperacko przyglądał się ich pyskom. Dopiero, gdy upewnił się, że nie kojarzy żadnego z nich, ciężar spadł mu z serca.
— Czyli w takim miejscu byłeś, Płomienny — powiedział do samego siebie. Większość klatek była jeszcze pusta. Może jedna trzecia została uzupełniona. Czemu? Nowe miejsce? Dlatego szukali swojego czempiona? Nikt nie mógł mu dać na to odpowiedzi.
Wystarczająco się napatrzył. Zeskoczył na dół i pobiegł do wyjścia. Jakby nigdy go tu nie było.
Czyli Płomienny może jednak nie zabił tych dwunogów. Szkoda dla niego. Kto nie chciałby zemścić się za swoje krzywdy? Może nie było to zbyt honorowe, ale trzeba pozwalać na takie odstępstwa.
O wilku mowa, samiec odnalazł go sam. Jasny był niemal wzruszony tym, że w ogóle go szukał.
— Słuchaj Pyszczku, jest szansa, że znalazłem osoby, które były odpowiedzialne za twoje... nieprzyjemne zdarzenia z przeszłości. — Nie musiał patrzeć za siebie, żeby wiedzieć, że samiec był zainteresowany tematem.
— W jaki sposób? — burknął Płomienny. Jasny ledwo powstrzymał się przed powiedzeniem, że to zdanie zabrzmiało zadziwiająco miło. Nie ma co go dodatkowo denerwować w tym momencie.
— Śledziłem dwunogów, którzy próbowali zabrać Wierzbowego. Mają parę psów w klatkach, ale nie za dużo. Myślę, że mogą na nowo zaczynać interes. Zaprowadzę cię do nich, ale nie dziś. Moje stawy potrzebują odpoczynku. — Odwrócił się i uśmiechnął. Płomienny raczej tego nie docenił. Jasny nie potrafił odczytać jego wyrazu pyska. — A potem możesz robić, co chcesz. Ja pójdę na spacerek i zobaczę, czy wrócisz w jednym kawałku.
<Płomienny Krzew?>
[960 słów: Jasne Serce otrzymuje 9 Punktów Doświadczenia]
[960 słów: Jasne Serce otrzymuje 9 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz