Siedź na tyłku, masz minę, jakbyś chciał zamordować wszystkich wokół, groźna mordka, czy ty sobie nie pozwalasz na za dużo? Prychnąłem cicho i stałem w miejscu tak, jak ten futrzak mówił. Za dużo było tutaj Dwunogów, żeby zaatakować, skończylibyśmy z kulką w brzuchu albo połamanymi kośćmi. Jasny zbliżył się do wrogów, szepnął coś do trzeciego psa, po czym wydał z siebie cichy dźwięk, który zdezorientował wszystkich. Dwunogi byli skupieni na nim tylko i wyłącznie, on chyba nie wie, na co te kreatury stać skoro tak blisko do nich podchodzi. Mimo wszystko odsunęli się od swojej ofiary i poszli prosto za Jasnym, który skierował ich w uliczkę obok. Wierzbowy, tak się chyba nazywał, z podkulonym ogonem i uniesioną łapą podszedł do mnie, skrzywiłem się na widok psa, który kulał i był coraz bliżej. Nie zmieścimy się tutaj, o nie. Przycisnąłem się do ściany, ale co z tego jak obok stały duże kosze i pełno kartonów, zacisnąłem zęby z nerwów. Postaram się go nie ugryźć…
Wierzbowy początkowo się mnie wystraszył, ale po chwili się rozluźnił, odwróciłem wzrok w momencie, gdy przeciskał się między mną a koszami. Poczułem muśnięcie po łapie i od razu zjeżyła mi się sierść na karku, myślałem, że za chwilę wpadnę w furię. Odkąd brałem udział w walkach na ringu, nikt mnie od tamtego momentu nie dotykał, po tym wszystkim nikomu nie pozwalałem na to. Dotyk mnie denerwował, przypominał mi o wszystkim, za wszelką cenę chcę o tym zapomnieć. Zapach obcej sierści, krwi, skóry, śliny… i mordercze spojrzenie. Wielkie cielsko zderza się z twoim i o mało nie lądujesz na plecach.
Spojrzałem na Wierzbowego, słabo szedł, a łapa go pewnie bolała. Uniósł ją ponownie, próbował iść, ale w pewnej chwili się zatrzymał i posłał mi błagalne spojrzenie. Przewróciłem oczami, pośpieszyłbyś się, pomyślałem i chwyciłem go za skórę na karku. No dobra zaniosę go na nasze tereny, a potem sam sobie pójdzie do medyka, znajdzie drogę. Przeszliśmy przez krzaki i skierowałem bliżej naszych okolic, jeszcze kawałek i go odstawię. Po chwili rozpoznałem charakterystyczne drzewo, pod którym czasami sypiam i właśnie pod nim zostawiłem psa. Odwróciłem się, nie patrząc nawet na niego, teraz będę go kojarzył z dotknięciem mnie po łapie…
Wróciłem do miasta, chciałem odszukać Jasnego, gdzie on się podział? Przeszukałem obydwie uliczki, gdzie byłem oraz gdzie on sam poszedł, pusto. Natrafiłem jedynie na rudego kocura grzebiącego w śmieciach. Kłapnąłem pyskiem, a ten w popłochu uciekł za płot. Kontynuowałem szukanie futrzaka, mało mnie interesował jego los, ale jednak coś sprawiało, że chciałem się upewnić o jego stanie. Zniżyłem nos, tutaj byliśmy, a potem poszedł do Dwunogów, następnie w uliczkę obok. Podążyłem tym tropem i nagle mi się urwał. Zniknął?
— Tu jestem Płomienny — odezwał się gdzieś z góry. — Szukałeś mnie? — Pomerdał ogonem
— Powiedzmy.
— Gdzie Wierzbowy? Nie zjadłeś go, co nie? — Przekrzywił głowę.
— Za chwilę ciebie mogę zjeść…
— Uznam to za nie, ale muszę ci o czymś ważnym powiedzieć, spodoba ci się i pewnie zaraz po tym będziesz chciał działać, chodź. — Ruchem głowy wskazał na nasze tereny.
Nastawiłem uszy, czemu to mnie tak zainteresowało?
<Jasne Serce?>
[502 słowa: Płomienny Krzew otrzymuje 5 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz