24 maja 2021

Od Pustynnego Wiatru CD Fenkułowej Plamki

Snop wschodzącego słońca oświetlił mój pysk, brutalnie wybudzając mnie ze snu. Kilkakrotnie mrugnąłem oczami, próbując porządnie się wybudzić. W głowie jednak cały czas rozbrzmiewała mi nocna rozmowa z Fenkułową Plamką.
— To musiał być sen — wyszeptałem. Jakoś trudno było mi uwierzyć, że Fenkuła chciała, bym j a został j e j partnerem. Widziałbym ją bardziej z temperamentnym Orlim Klifem czy toksycznym wręcz Wilczym. Znów zmrużyłem oczy, przewracając się na drugi bok. Przy zmianie pozycji niespodziewanie uderzyłem nosem w obrośnięty futrem psi bok. W nosie aż zakręciło mi się od intensywnego zapachu Fenkułowej.
— Ała — parsknęła z lekkim wyrzutem suczka, odwracając się pyskiem w moją stronę. — Co mnie tak uderzasz, hmm…? — wymruczała, po czym ziewnęła. — Chciałabym jeszcze spać.
— Czy my naprawdę jesteśmy razem? — Nie mogąc się powstrzymać, wyjawiłem moje wątpliwości na głos.
— Taak... — odparła dwukolorowa suczka, wlepiając we mnie bladoniebieskie oczy. — A co?
— Zastanawiałem się tylko, dlaczego chciałaś być ze mną.
— Wiesz, potrzebuję kogoś, kto odwalałby za mnie obowiązki wojownika. — Zaśmiała się swym perlistym śmiechem.
— Tylko po to ci jestem potrzebny? — Zacząłem się zastanawiać, czy ona przypadkiem nie mówi na poważnie. Na wszelki jednak wypadek udałem rozbawienie. Z tymi suczkami to nigdy nic nie wiadomo.
— Och, nie, nie, nie tylko — szybko zapewniła Fenkułowa, robiąc jakąś zaczepną minę. — Wiesz, naprawdę jesteś…f a j n y. Poza tym klan chyba chciał mieć nowe szczeniaki, nie?
Mój mózg pewnie by przetwarzał jej słowa aż do wysokiego słońca, a odzyskałbym zdolność mówienia przez drugie tyle, gdyby nie to, że suczka, śmiejąc się, odpowiedziała sama sobie:
— Ach, te psy, ach te psy! — Pokręciła rozbawiona głową i wyskoczyła z legowiska na świeże powietrze. Chociaż bardziej przypominało to wręcz wytoczenie się z posłania, niż długi, pełen energii sus. Ale niech porusza się jak chce, w końcu jest po prostu leniwa. Po chwili stania jak kołek, wyszedłem za nią.
W magazynie psy zaczynały się już krzątać, przygotowując się do wyruszenia na poranny patrol jak i polowanie. Jak zwykle stałem w rozterkach, próbując podjąć decyzję, do jakiej grupy psów mam dołączyć. Dawno nie byłem na polowaniu, lecz zwierzyny nie brakowało — wczorajsza tura przyniosła bardzo dużo pysznego jedzenia. Nigdy też jakoś specjalnie nie lubiłem zabijania. Patrole były co prawda monotonne, acz potrzebne. Już miałem podejść do Malwowego Ogona prowadzącej patrol, gdy podbiegła do mnie Fenkułowa, liżąc mnie po pysku.
— Słuchaj, a może pójdziemy na polowanie? — zapytała się, patrząc spode łba na swoją matkę. — We dwójkę? — dodała szybko, widząc, jak podchodzę do drugiej grupy. — W mieście całkiem łatwo znaleźć dużo jedzenia. Nie jest to może co prawda dzikie mięso, ale też dobre.
Nie dopytywałem się, dlaczego nie chce wykonywać swych obowiązków w otoczeniu matki — nie było to przecież moją sprawą.
— Byłoby wspaniale. 
***
Znudziło mi się ciągłe narzekanie mojej koleżanki — znaczy się, partnerki, ma się rozumieć — na bolące łapy, bolącą głowę, bolący brzuch i śmierdzące powietrze. Podczas godzinnych przechadzek ta w kółko jęczała i posuwała się w żółwim tempie, a ja co chwila próbowałem nakłonić ją, by potrzymała część jedzenia, które udało mi się zwędzić. Dobrze wiedziałem, że Plamka jest niebywale wytrzymała. Denerwowało mnie jej zachowanie, lecz ona wydawała się tego nie zauważać. Nieustannie wybąkiwała, że bolą ją zęby, boli ją pysk, jest słaba i nie ma siły na taszczenie żarcia. Jakbym ja miał! Pysk już niemal mi pękał od trzymanego w nim jedzenia i niektóre kawałki wypadały mi co krok.
— Jeju, ile jeszcze? Upolowałeś wystarczająco? Super, możemy wracać? — wycedziła suczka, stojąc i obserwując z góry moje nieudolne próby pozbierania zimnych już parówek Dwunożnych, które — po raz setny już chyba — wypadły mi z pyska.
— Pomogłabyś mi? — zapytałem się, uzbrajając się w cierpliwość.
Fenkułowa Plamka coś wymruczała, jednak nie dosłyszałem jej słów, gdyż Drogą Grzmotu zaczął pędzić duży, wielki Potwór, który jęczał i wył głośno, błyskając dwukolorowymi światełkami. Jak mam być szczery, to pierwszy raz widziałem coś takiego, dlatego przerwałem zbieranie parówek i zapatrzyłem się na mknący pojazd.
Gdy Potwór zniknął za zakrętem, wróciłem do mojej zdobyczy, jednak Fenkułowa jak zaczarowana spoglądała za pojazdem.
— Ej, nie korci cię, by sprawdzić, o co chodzi? — Fenkułowa była widocznie zaintrygowana. — Widziałeś, jak to błyskało?! Zostawże te nieszczęsne parówki i rozerwij się raz w życiu! Poczuj przygodę!
Jej śmiech znów brzęczał mi w uszach, lecz ja — w przeciwieństwie do partnerki — w Potworze widziałem zło i kalectwo niż przygodę. No cóż, zobaczymy, co z tego wyjdzie. Gwiezdni, trzymajcie kciuki!
<Fenkułowa Plamko?>
[709 słów: Pustynny Wiatr otrzymuje 7 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz