Gdyby głupota była śniadaniem, to Wojowniczy Mróz codziennie polewałby ją jakimś tanim słodzikiem i popijał sokiem pomarańczowym (no bo kto normalny, do cholery, pije sok pomarańczowy?).
Tego dnia porcja była wielka, on głodny, a droga na szczyt głupoty usłana wnykami.
Przystanął dopiero kiedy zapach Tenebris wymieszał się z Ventusem, ukrywając ogołocone ze żniw pola.
— Biała Gwiazdo, nie musisz się chować — westchnął.
Odpowiedziała mu cisza.
Był impulsywny, cholernie roztargniony, ale był też wojownikiem z nadwrażliwym uchem, którego rozpraszał najdrobniejszy szelest z okolicy kilku metrów. Jakkolwiek głupi by nie był, wiedział też, że Biała Gwiazda nie ufa Bryzowej Gwieździe; albo gorzej, nie ufa jemu.
— Wiem, że nie ufasz Bryzowej Gwieździe, ale możesz zaufać mi, okej? Wiem, co robię.
— Uważaj.
— Co?
— Uważaj!
Ufał Białej Gwieździe. Odwrócił się w jedno uderzenie serca i, zamachnąwszy się łapami, odrzucił od siebie skaczącego wojownika wielkości Podgrzybkowej Sierści, ba, może nawet mniejszego.
— Pieszczoch? — jęknął, robiąc krok w tył, podczas gdy napastnik otrzepywał się ze śniegu.
— Pieszczoszka, jeśli już — mruknął Wietrzny o złotym futrze.
— Ty kretynie — warknęła trzecia z patrolu — wojowniczka, nie pieszczoszka.
— Czemu…
— Bo stałeś na naszych terenach. — Bananowa Skórka ani trochę nie przejmowała się rozmowami za jej plecami i zdekoncentrowanym Wojowniczym Mrozem, patrząc mu w oczy tak, jakby była co najmniej jego wzrostu, albo, o zgrozo, większa. — Już nie stoisz.
Wojowniczy spuścił wzrok na swoje łapy. Od suczki dzieliła go gałązka.
— Poważnie? To jakaś długość króliczego ogona…
— Nie interesuje mnie, co robi tu młodzik Flumine i liderka Tenebris tak długo, jak nie stoicie na naszych terenach — westchnęła.
— ...tylko poprawiałem… — dobiegało zza pleców najniższej Wietrznej.
— Jesteś idiotą! ...skupiasz się na…
Wojowniczy szybko uznał, że szczurosuczka stanowiła największe zagrożenie z całego patrolu.
— Chcielibyśmy pomówić z Bryzową Gwiazdą — odezwała się Biała Gwiazda.
Bananowa Skórka rozejrzała się to po Wojowniczym, to po Białej.
— Ja rozumiem dwie liderki… ale tak w zasadzie, to na Gwiezdnych on ma z nią rozmawiać?
— Ja… yyy… byłem świadkiem, jak jeden z członków Tenebris zaplątał się we wnyki i…
— Gdzie? Musimy mu pomóc! — syknęła Bananowa Skórka.
— Nieaktualne — przerwała im Biała, gromiąc wzrokiem Wojowniczego. — Wojowniczy Mróz i ja chyba znaleźliśmy nowy sposób neutralizowania pułapek na lisy. Chcielibyśmy go przedstawić Bryzowej Gwieździe.
Bananowa Skórka westchnęła, posyłając zmartwione spojrzenie dwóm kłócącym się debilom za nią, po czym odwróciła się i przemaszerowała kilka centymetrów w głąb klanu.
— Niech będzie, jeśli to dla dobra klanu — mruknęła — ale nie spuszczę was z oka nawet na chwilę przy legowisku liderki.
Bananowa Skórka spuściła ich z oczu, bo — jak Wojowniczy Mróz i Biała Gwiazda chwilę później poznali ich imiona — musiała pilnować Jaskółczą Burzę i Brunatny Horyzont, żeby się nie pozabijali.
Dla Wojowniczego był to nawet dobry znak; pierwszy raz to on mógł krzyczeć na Białą Gwiazdę, że pieprznęła głupotą, z której teraz nie będą umieć się wytłumaczyć, no bo przecież, cholera, jak mają neutralizować te wnyki…
— Jeszcze słowo i wylądujesz z łopianem w pysku.
Zatkał się. Nie na długo.
— Czemu traktujesz mnie jak dziecko, Biała Gwiazdo? — jęknął. Niesprawiedliwość przejęła uczucie złości; zawsze myślał, że skoro Flumine traktuje go jak bachora, który nie zasłużył na bycie wojownikiem, to chociaż Biała Gwiazda, jego prawdziwa mentorka będzie w niego wierzyć.
— Bryzowa Gwiazda śmierdzi. — Wojowniczy otworzył pysk z dezorientacją, ale Biała Gwiazda zgromiła go wzrokiem, zanim zdążył cokolwiek powiedzieć. — Nie, nie tak śmierdzi. Śmierdzi, jakby coś ukrywała.
— Ty też nie jesteś ze mną do końca szczera — warknął. — Jesteśmy z różnych klanów, nie pamiętasz, Biała Gwiazdo? Klany powinny dbać tylko o siebie.
Pierwszy raz od dawna jego impulsywne paplanie nabrało emocjonalnej barwy, prawdziwej kwintesencji tego, co leżało mu na sercu. Wyobrażał sobie księżycami, jak przez łzy wygarnia całemu cholernemu Flumine to, że zostawiło go samego po śmierci Odważnego Kła, myślał o pogardzeniu Nakrapianą Gwiazdą w taki sposób, w jaki ona potraktowała jego, ale nigdy w życiu przez łeb nie przemknęło mu, żeby nakrzyczeć na Białą Gwiazdę.
— Co tu się dzieje?
Na rudej kufie Bryzowej Gwiazdy zakwitł równocześnie szeroki uśmiech do Wojowniczego Mrozu i zaciekawione spojrzenie posłane Białej Gwieździe.
— Wojowniczy Mróz wszystko ci opowie — mruknęła liderka Tenebris, oddalając się w stronę granicy.
— Biała Gwiazdo…
Bryzowa Gwiazda zatrzymała go machnięciem łapy.
— Przyszedłeś na trening, prawda, Wojowniczy Mrozie? Biała Gwiazda sobie poradzi.
Uśmiechnął się krucho do Wietrznej. Nie było to w żaden sposób przekonujące, a jego myśli pływały daleko w Tenebris; ale wiedział, że nie przyszedł tu na marne i udowodni Białej Gwieździe, że i Bryzie, i jemu można ufać.
Śnieg topniał pod łapami Wojowniczego Mrozu z każdym kolejnym dniem. Pora nowych liści zajrzała do obozu Flumine i tak jak wiosna jest zazwyczaj zwiastowaniem nowych początków, tak Wojowniczy Mróz nabrał motywacji na to, żeby przybrać na sile.
Z Białą Gwiazdą nie widział się już niemalże księżyc i sam Wojowniczy nie wiedział, co było tego przyczyną. Było mu głupio, że wytknął jej rzeczy, które przecież nie były barierą ku ich relacji. Podczas ostatniego księżyca trenował także ciężko z Bryzową Gwiazdą, co — o, ironio — wywoływało u niego wyrzuty sumienia, przez co znowu było mu głupio przed Białą Gwiazdą.
— Wojowniczy Mrozie, widziałeś gdzieś Nakrapianą Gwiazdę? — Irysowe Serce zajrzała do obozu.
Wojownicy trudzili się zwyczajnymi codziennościami, choć jeszcze chwilę temu wszyscy Wodni biegali w popłochu pomiędzy sobą, w totalnym chaosie próbując pomóc sobie wzajemnie. Brzozowy Kieł został ranny podczas patrolu wzdłuż granicy z Ventus. Dwunożny postrzelił go w łapę, ale pozostali wojownicy doczołgali go aż do legowiska medyka i, choć zarówno Podgrzybkowa Sierść, jak i Rumiankowa Łapa byli obecni, wszyscy chcieli w jakiś sposób im pomóc.
Pokręcił głową w odpowiedzi.
Irysowe Serce westchnęła. Gdyby była człowiekiem, pod oczami prawdopodobnie rozwinęłyby się jej zmarszczki od ciągłego marszczenia czoła i zamartwiania się. Zastępczyni była jedną z niewielu osób w życiu Wojowniczego, które nie wystawiły go po śmierci Odważnego Kła i szczerze pragnął odciążyć ją od problemów, ale był co najwyżej nie do końca lubianym wojownikiem, który nijak nie wspomoże ją po stracie córki czy po postrzeleniu jednego z wojowników.
— Przejdę się — mruknął, otrzepawszy się z niewidzialnego kurzu — i przy okazji jej poszukam.
Nie trzeba mieć więcej niż dwie komórki mózgowe, żeby domyślić się, że Wojowniczy Mróz wybrał drogę do Tenebris.
Zakradł się do obozu jak ninja, w popłochu rozglądając po wszystkich pyskach w poszukiwaniu Białej Gwiazdy, a nuż ktoś go zauważy, zanim go wyciągnie.
— Biała Gwiazda jest tam — odezwał się znajomy głos za jego plecami.
— Ćśś, Jasne Serce! Muszę być in-co-gni-to!
— Ejże, Wojowniczy Mrozie, wypad z obozu, nie będziemy znowu wietrzyć Ruin po twoim smrodzie! — Paru półgłówków zaśmiało się razem z Nocną Furią.
Rutynowe przekrzykiwanie się nad kamuflażem Wojowniczego Mrozu zaalarmowało Białą Gwiazdę, która wyszła ze swojego legowiska. Zaskoczona na widok Wodnego zamrugała oczami, szybko jednak wróciła do swojego chłodnego jak cień pyska.
— Dzień dobry, Wojowniczy Mrozie, co…
— Biała Gwiazdo, słuchaj, jest taka sprawa życia i śmierci, możemy porozmawiać, wiesz, na boku? — Odchrząknął, odpędzając od siebie Jasne Serce.
— Czy ta sprawa dotyczy Bryzowej Gwiazdy?
Nie usłyszał. Albo chociaż udawał, że nie słyszy.
W grobowym milczeniu przeszli na ścieżkę neutralnych terenów, omijając łagodnym krokiem pagórek Szczytu, dopóki Wojowniczy Mróz nie wyprzedził liderki i nie stanął z nią nos w nos.
— Biała Gwiazdo, przepraszam!
Uniosła brew.
— Nie chciałem być… półgłówkiem. Znaczy, wiem, że zawsze jestem półgłówkiem, ale takim większym niż zawsze półgłówkiem, rozumiesz? Byłem niemiły, bo myślałem, że mi nie ufasz, ale zobacz, żyję, Bryzowa Gwiazda nie zrobiła mi krzywdy! Wiem, co robię! Dzięki temu będę mógł być silniejszy, a jeśli będę mógł być silniejszy, będę mógł cię ochronić, a wtedy wiesz co? Nie będę potrzebował cię już jako mentorki. Ale będę potrzebował cię jako swoją rodzinę! I ty mnie też będziesz potrzebować! A rodzina powinna się chronić razem, i… i…
— Cholera jasna.
— Co?
— Cholera. Jasna.
Odwrócił się w kierunku, w którym patrzyła Biała Gwiazda. Zanim zdążył jednak przetrawić jakikolwiek obraz, realia rozmazały mu się, kiedy liderka wepchnęła go w krzaki.
Wychylając się spomiędzy liści, wreszcie zobaczył „cholerę jasną”. Była to Bryzowa Gwiazda i choć początkowo Wojowniczy Mróz myślał, że Biała klęła, bo jej nie lubi, to kiedy jego oddech się uspokoił, dostrzegł drugi punkt, rozmazaną, różnokolorową plamę futra, która brodziła we własnej krwi, próbując się wyszarpać.
— Bryzowa Gwiazda zabiła… lisa?
Biała Gwiazda mu nie odpowiedziała. Wpatrywała się przerażonymi oczami we wnyki, a kiedy Wojowniczy Mróz spojrzał jeszcze raz, dostrzegł szamoczącą się, półżywą Nakrapianą Gwiazdę, nad której karkiem dyszała Bryzowa.
<ty wez jej nie zabijaj bo nie będę miał kogo torturowac>
[1352 słowa: Wojowniczy Mróz otrzymuje 13 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz