Kurwa.
Choć
Biała Gwiazda nie przeklinała jakoś szczególnie często, żadne inne (a
już na pewno cenzuralne) słowo nie oddawało odpowiednio tego, co obecnie
czuła. Była po prostu, najzwyczajniej w świecie wkurwiona, tak, jak nie
była chyba od momentu, w którym Ciemny Kieł wypaplała Lisiemu Wrzaskowi
(wtedy jeszcze Lisiej Łapie) kto był ojcem jego i reszty potomstwa
liderki klanu Ciemnych.
A wszystko to oczywiście za sprawą Wodnych, których miała serdecznie po dziurki w nosie.
Z
całej tej bandy znośni byli jedynie Wojowniczy Mróz, czyli nadpobudliwy
dzieciak, i Irysowe Serce, o której Biała co prawda nie mogła
powiedzieć złego słowa, lecz jednocześnie niekoniecznie dobrze ją znała,
więc i ona może miała jakieś swoje skrywane przed liderką obcego klanu
dziwne wady. W każdym razie, jeśli młodzik, któremu kiedyś musiała
wyciągać łopian z okolic tyłka, należał do najbardziej przyzwoitych
członków tej społeczności, zapewne świadczyło to szalenie źle o
pozostałych jej członkach.
Ba,
cała reszta tej spółki strasznie źle kryła się ze swoim obgadywaniem
jej klanu. Nie raz i nie dwa bezpośrednio do jej własnych uszu docierały
ich szepty (nierzadko o niej samej), a jeszcze częściej stawało się to
tematem rozmów pomiędzy Ciemnymi. To nie tak, że Ciemni nie obgadywali
Wodnych — obgadywali, czasem nie zostawiając na nich ani jednej suchej
nitki, a ona sama również od czasu do czasu wtrącała w te dyskusje swoje
trzy grosze — ale, jak jej się zdawało, robili to z większym rozmysłem,
najpierw rozejrzawszy się, czy w najbliższej okolicy nie znajdował się
jeden z osobników stanowiących temat rozmowy.
Najgorsza
była jednak nie ich głupota, lecz to, co jeszcze, oprócz nich, żyło na
tych terenach czy raczej sam fakt, że oni, niczym stereotypowi Francuzi,
wpieprzali te obrzydliwe kreatury na śniadanie. Biała nie była pewna,
czy nie powinna udać się do medyka (zwłaszcza korzystając z faktu, że
miała teraz do dyspozycji również medyka Wodnych, który może i
przypominał szczura, lecz prawie na pewno był bardziej kompetentny od
Ciemnego Kła i Lisiego Wrzasku) — codzienne wymioty wywołane piknikami tych żabojadów chyba nie wpływały najlepiej na jej zdrowie.
Błagała Gwiezdnych o litość. Nie wiedziała, ile jeszcze mogła tak wytrzymać.
Kurwa. Po prostu kurwa.
Może powinna rzeczywiście pozwolić Płomiennemu Krzewowi ich zjeść?
Gwiezdni
w końcu ją wysłuchali i przegnali Hycla z terytorium jej klanu. Nie
wiedziała, czy to było w ogóle potrzebne, bo sama w pewnym momencie była
gotowa dobrowolnie oddać się w jego ręce (byle jak najdalej od tego
wariatkowa, mogłaby już nawet zostać pieszczochem lub po prostu zimnym
trupem), ale nie zamierzała narzekać. Do jej zdaniem piękniejszych niż
kiedykolwiek wcześniej znajomych okolic wracałaby w podskokach, a
tamtejszą ziemię najchętniej by wycałowała, gdyby nie to, że miała już
wypracowany wizerunek dumnej liderki, którego nie chciała zepsuć.
Szybko
i z niezmierną ulgą wróciła do normalnego funkcjonowania — była na
swoich terenach, miała przy sobie tylko członków swojego klanu (chociaż
niektórzy mogliby się jednak zgubić na terenach Flumine i już tam
zostać), sypiała w swoim legowisku i nie napotykała szczególnie wielu
problemów, do których nie byłaby już przyzwyczajona i którym nie
potrafiłaby zaradzić.
Jak to mówią, wszędzie dobrze (no nie do końca), ale w domu najlepiej.
Gdyby tylko Wojowniczy Mróz przestał wreszcie pakować się w kłopoty, mogłaby może wreszcie odpocząć...
Ta
cała Bryzowa Gwiazda zwiastowała kłopoty, a może i sama kłopotami była.
Gdyby Biała Gwiazda miała taką możliwość, zapewne zrobiłaby jakiś
background check na temat jej osoby, ale wolała nie podchodzić do
Wietrznych z uśmiechem na pysku i słowami w stylu: „Cześć! Czy wasza
liderka ma równo pod sufitem i czysto za uszami?”.
A
szkoda, bo może wtedy dowiedziałaby się, że w rzeczywistości suczka nie
miała ani równo pod sufitem, ani czysto za uszami, a Wojowniczemu
zakazałaby kontaktów z nią, bo, jak się okazywało, najwyraźniej tamta
przyczepiła się jej przybranego syna (samemu Wojowniczemu zapewne nie
należało mówić, że liderka Ciemnych uważała go właśnie na przybranego
syna, bo biedny chyba zapłakałby się na śmierć ze szczęścia czy zrobił
cokolwiek innego, lecz równie głupiego) niczym tamte rzepy całe księżyce
temu.
—
Bryzowa Gwiazda to naprawdę świetna liderka, wiesz? No... To znaczy
oczywiście nie taka świetna jak ty, Biała Gwiazdo, ty jesteś
najświetniejszą liderką w całej historii wszystkich klanów, ale i tak
jest świetna. Powiedziała mi, że jeśli tylko zechcę, mogę odwiedzić ją
na terenach jej klanu, a ona pokaże mi co i jak — paplał Mróz, ilekroć
znalazł się w towarzystwie starszej suczki. Pomijając oczywiste
zirytowanie jego zachwytem nad tą podejrzaną osobą, liderka miała
jedynie nadzieję, że nikomu innemu nie opowiadał o tym tak często i tak
głośno. — Właściwie to pomyślałem sobie, że może ją rzeczywiście
odwiedzę. Bryzowa ostatnio coraz częściej o tym mówi, biedaczka chyba
jest bardzo samotna. Może nawet dzisiaj? Jak już tu jestem, to jestem
przecież w środku drogi, wystarczy przemknąć się przez resztę twoich
terenów et voilà... jestem na miejscu!
— Nie sądzę, żeby... — zaczęła, ale on oczywiście nawet jej nie słuchał.
— Tak, pójdę tam nawet teraz. Do widzenia, Biała Gwiazdo! — oznajmił i tyle go widziała.
A
raczej tyle by go widziała, gdyby nie to, że nie zamierzała mu pozwolić
samotnie wyruszyć na spotkanie z suczką, do której nie miała za grosz
zaufania. Odczekała więc chwilę i ruszyła za nim, mając nadzieję, że po
drodze nie natknie się na żaden patrol obcego klanu. Musiała
przypilnować tego młodzika, nie mogła pozwolić, by cokolwiek mu się
stało.
<Wojowniczy?>
[865 słów]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz