30 kwietnia 2021

Od Białej Gwiazdy CD Wojowniczego Mrozu

Kurwa.
Choć Biała Gwiazda nie przeklinała jakoś szczególnie często, żadne inne (a już na pewno cenzuralne) słowo nie oddawało odpowiednio tego, co obecnie czuła. Była po prostu, najzwyczajniej w świecie wkurwiona, tak, jak nie była chyba od momentu, w którym Ciemny Kieł wypaplała Lisiemu Wrzaskowi (wtedy jeszcze Lisiej Łapie) kto był ojcem jego i reszty potomstwa liderki klanu Ciemnych.
A wszystko to oczywiście za sprawą Wodnych, których miała serdecznie po dziurki w nosie. 
Z całej tej bandy znośni byli jedynie Wojowniczy Mróz, czyli nadpobudliwy dzieciak, i Irysowe Serce, o której Biała co prawda nie mogła powiedzieć złego słowa, lecz jednocześnie niekoniecznie dobrze ją znała, więc i ona może miała jakieś swoje skrywane przed liderką obcego klanu dziwne wady. W każdym razie, jeśli młodzik, któremu kiedyś musiała wyciągać łopian z okolic tyłka, należał do najbardziej przyzwoitych członków tej społeczności, zapewne świadczyło to szalenie źle o pozostałych jej członkach.
Ba, cała reszta tej spółki strasznie źle kryła się ze swoim obgadywaniem jej klanu. Nie raz i nie dwa bezpośrednio do jej własnych uszu docierały ich szepty (nierzadko o niej samej), a jeszcze częściej stawało się to tematem rozmów pomiędzy Ciemnymi. To nie tak, że Ciemni nie obgadywali Wodnych — obgadywali, czasem nie zostawiając na nich ani jednej suchej nitki, a ona sama również od czasu do czasu wtrącała w te dyskusje swoje trzy grosze — ale, jak jej się zdawało, robili to z większym rozmysłem, najpierw rozejrzawszy się, czy w najbliższej okolicy nie znajdował się jeden z osobników stanowiących temat rozmowy.
Najgorsza była jednak nie ich głupota, lecz to, co jeszcze, oprócz nich, żyło na tych terenach czy raczej sam fakt, że oni, niczym stereotypowi Francuzi, wpieprzali te obrzydliwe kreatury na śniadanie. Biała nie była pewna, czy nie powinna udać się do medyka (zwłaszcza korzystając z faktu, że miała teraz do dyspozycji również medyka Wodnych, który może i przypominał szczura, lecz prawie na pewno był bardziej kompetentny od Ciemnego Kła i Lisiego Wrzasku) — codzienne wymioty wywołane piknikami tych żabojadów chyba nie wpływały najlepiej na jej zdrowie.
Błagała Gwiezdnych o litość. Nie wiedziała, ile jeszcze mogła tak wytrzymać.
Kurwa. Po prostu kurwa. 
Może powinna rzeczywiście pozwolić Płomiennemu Krzewowi ich zjeść?

Gwiezdni w końcu ją wysłuchali i przegnali Hycla z terytorium jej klanu. Nie wiedziała, czy to było w ogóle potrzebne, bo sama w pewnym momencie była gotowa dobrowolnie oddać się w jego ręce (byle jak najdalej od tego wariatkowa, mogłaby już nawet zostać pieszczochem lub po prostu zimnym trupem), ale nie zamierzała narzekać. Do jej zdaniem piękniejszych niż kiedykolwiek wcześniej znajomych okolic wracałaby w podskokach, a tamtejszą ziemię najchętniej by wycałowała, gdyby nie to, że miała już wypracowany wizerunek dumnej liderki, którego nie chciała zepsuć.
Szybko i z niezmierną ulgą wróciła do normalnego funkcjonowania — była na swoich terenach, miała przy sobie tylko członków swojego klanu (chociaż niektórzy mogliby się jednak zgubić na terenach Flumine i już tam zostać), sypiała w swoim legowisku i nie napotykała szczególnie wielu problemów, do których nie byłaby już przyzwyczajona i którym nie potrafiłaby zaradzić. 
Jak to mówią, wszędzie dobrze (no nie do końca), ale w domu najlepiej.
Gdyby tylko Wojowniczy Mróz przestał wreszcie pakować się w kłopoty, mogłaby może wreszcie odpocząć...
 
Ta cała Bryzowa Gwiazda zwiastowała kłopoty, a może i sama kłopotami była. Gdyby Biała Gwiazda miała taką możliwość, zapewne zrobiłaby jakiś background check na temat jej osoby, ale wolała nie podchodzić do Wietrznych z uśmiechem na pysku i słowami w stylu: „Cześć! Czy wasza liderka ma równo pod sufitem i czysto za uszami?”. 
A szkoda, bo może wtedy dowiedziałaby się, że w rzeczywistości suczka nie miała ani równo pod sufitem, ani czysto za uszami, a Wojowniczemu zakazałaby kontaktów z nią, bo, jak się okazywało, najwyraźniej tamta przyczepiła się jej przybranego syna (samemu Wojowniczemu zapewne nie należało mówić, że liderka Ciemnych uważała go właśnie na przybranego syna, bo biedny chyba zapłakałby się na śmierć ze szczęścia czy zrobił cokolwiek innego, lecz równie głupiego) niczym tamte rzepy całe księżyce temu.
— Bryzowa Gwiazda to naprawdę świetna liderka, wiesz? No... To znaczy oczywiście nie taka świetna jak ty, Biała Gwiazdo, ty jesteś najświetniejszą liderką w całej historii wszystkich klanów, ale i tak jest świetna. Powiedziała mi, że jeśli tylko zechcę, mogę odwiedzić ją na terenach jej klanu, a ona pokaże mi co i jak — paplał Mróz, ilekroć znalazł się w towarzystwie starszej suczki. Pomijając oczywiste zirytowanie jego zachwytem nad tą podejrzaną osobą, liderka miała jedynie nadzieję, że nikomu innemu nie opowiadał o tym tak często i tak głośno. — Właściwie to pomyślałem sobie, że może ją rzeczywiście odwiedzę. Bryzowa ostatnio coraz częściej o tym mówi, biedaczka chyba jest bardzo samotna. Może nawet dzisiaj? Jak już tu jestem, to jestem przecież w środku drogi, wystarczy przemknąć się przez resztę twoich terenów et voilà... jestem na miejscu!
— Nie sądzę, żeby... — zaczęła, ale on oczywiście nawet jej nie słuchał.
— Tak, pójdę tam nawet teraz. Do widzenia, Biała Gwiazdo! — oznajmił i tyle go widziała.
A raczej tyle by go widziała, gdyby nie to, że nie zamierzała mu pozwolić samotnie wyruszyć na spotkanie z suczką, do której nie miała za grosz zaufania. Odczekała więc chwilę i ruszyła za nim, mając nadzieję, że po drodze nie natknie się na żaden patrol obcego klanu. Musiała przypilnować tego młodzika, nie mogła pozwolić, by cokolwiek mu się stało.
<Wojowniczy?>
[865 słów] 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz