— Tak jest, daj czadu, Biała Gwiazdo! Pokaż jej! — wykrzyczał entuzjastycznie Wojowniczy Mróz. — Zaraz, co?
— Ten przygłu- znaczy, ten młodzieniec tutaj, miał rację — westchnęła wspomniana nieznajoma, otulając pysk Wojowniczego swoim ogonem, jakby chciała elegancko, acz niezbyt subtelnie przekazać mu, żeby się zamknął. — Po co te nerwy? Przyszłam tutaj w pokojowych zamiarach, porozmawiać jak liderka z liderką, bez żadnych gapiów — tok zwieńczony syknięciem zakończyła posłaniem wojownikowi Flumine surowego spojrzenia.
— Liderka z… Och. — Biała Gwiazda wlepiła w nią oczy.
— Och? — powtórzył Wojowniczy.
— Złota Gwiazda nie żyje. Dopiero wróciłam z Płycizny. Gwiezdni zaakceptowali moje stanowisko i mój wybór zastępcy, Berberysowe Wzgórze. — Wojowniczy Mróz nie miał pojęcia, o kim mowa, ale był przekonany, że Berberysowe Wzgórze chociaż raz udziabał go w tyłek, kiedy próbował przegonić intruza ze swojego terytorium. — Możemy pogadać na osobności? Myślę, że przyda ci się moja pomoc.
Sposób, w jaki Bryzowa Gwiazda nacechowała swoje słowa, wywołały gęsią skórkę u Wojowniczego. Nie, żeby się bał — do nowej liderki czuł jedynie podziw, jak zresztą do każdego na tym stanowisku — ale duma, jaka od niej biła, jeżyła mu sierść na karku. Ciekawość związana z nową przywódczynią Ventusu mieszała się razem z chęcią odgryzienia jej futra za samą sugestię, że Biała Gwiazda może sobie nie radzić bez pomocy innego klanu.
— CHWILECZKĘ! — jęknął, stając z Bryzową Gwiazdą pysk w pysk. — Tak się składa, że ja też chcę zostać liderem. Trochę mi do tego brakuje, wiesz. Trochę bardzo. I oczywiście nie chcę, żeby Nakrapiana Gwiazda albo Irysowe Serce umarły, nie, nie! Ale rozumiesz, memento mori, parostatkiem w ostatni rejs, życie się kiedyś kończy, więc muszę się uczyć, kiedy tylko mam okazję! A TAKA WSPANIAŁA LIDERKA JAK TY…
Biała Gwiazda wzruszyła ramionami.
Ego Bryzowej Gwiazdy wzruszyło ramionami.
Bryzowa Gwiazda wzruszyła ramionami, po czym spojrzała na drugą liderkę, jakby Wojowniczy Mróz nigdy nie istniał.
— Nasz patrol doniósł o obecności Hycla na waszych terenach. — Sierść Białej Gwiazdy zjeżyła się. — Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że każdy patrol w ostatnim czasie o tym donosi. Nie zniknęło wam paru wojowników w ostatnim czasie?
— Gwiezdni jaśniejący, co jeśli porwą moją mentork- znaczy, co jeśli porwą ciebie, Biała Gwiazdo?! — zawtórował Mróz, nagle przypominając o swojej obecności. — Co jeśli zaginie jedno z twoich dzieci?! Jestem- eee, znaczy, będę liderem! Muszę rozwiązywać sprawy jak lider! Muszę zaprowadzić was do Nakrapianej Gwiazdy, dopóki niebezpieczeństwo nie minie! Słyszałaś kiedyś, żeby były trzy klany? Trzy pory roku? Nie?! NO WŁAŚNIE!
Biała mamrotała coś pod nosem o Lisim Wrzasku i o tym, że w sumie to załatwiłoby jej problem, wspomniała też coś o Ciemnym Kle, ale zanim Wojowniczy Mróz otrzymał od niej odpowiedź, Bryzowa Gwiazda posłała mu zaciekawione spojrzenie, uśmiechając się ukradkiem.
— Będzie z ciebie niezły lider, co?
— Tak jest, madam! — skromnie przytaknął.
— Odwiedź mnie czasem — westchnęła. — Dobrze byłoby mieć przyszłego lidera za sojusznika.
— Czy to nie nielegalne, madam? No wiesz… wchodzenie na tereny innych klanów. — Odchrząknęła tak głośno, że nawet Biała Gwiazda uniosła głowę. — Och, no tak.
— Muszę to przemyśleć — bąknęła Biała Gwiazda, zawracając w kierunku obozu. — Bryzowa Gwiazdo, jeśli zaraz nie znikniesz z terytorium Tenebris, poszczuję cię Płomiennym Krzewem. Wojowniczy Mrozie, ciebie też.
Do Wojowniczego Mroza można przypiąć odznakę dzielnego debila, może nawet kilka takich oznak, ale kto, do chuja, przypiął ją Białej Gwieździe?
— Taaak się cieszę, Biała Gwiazdo! — westchnął. Liderka nastąpiła mu na ogon, żeby choć na sekundę powstrzymać energiczne merdanie, kiedy obok rozbitego tymczasowo obozu klanu Tenebris przeszli członkowie Flumine. — Jesteśmy teraz prawie jak rodzina!
— Wojowniczy Mrozie, dogadujesz się już ze swoją nową liderką? — Brzozowy Kieł wystawił mu język.
— T-to nie tak!
Jasne Serce przycupnął pomiędzy wojownikiem Flumine a swoją przywódczynią, jakby próbując osłonić jej zanurzony z zażenowaniem w jesiennych liściach pysk przed atakiem przyszywanego uczniaka.
— Nie przejmuj się nimi, kochaniutki — mruknął, poklepując przyjaźnie młodszego po głowie. — Kodeks wojownika nie zakazuje przyjaźni pomiędzy klanami. Najważniejsze, żeby zawsze bronić swojego klanu, nawet jeśli będziesz musiał bronić go przed Białą Gwiazdą.
— Bi-białą Gwiazdą? — powtórzył, niezręcznym śmiechem ukrywając zająknięcie.
Był głupi. Może i należał do tych osób, które bez czytania instrukcji obsługi próbowałyby włączyć odkurzacz młotkiem, ale bliskość była jedną z dwóch najważniejszych wartości w jego życiu i, nawet gdyby miało to zaważyć na tej drugiej, to jest: zostaniu liderem, nie odpuściłby czyjegoś życia na rzecz kompletnie niezgodnych z jego moralnością zasad.
Był przecież dobrym wojownikiem, prawda? Byłby jeszcze lepszym liderem. Nikt nie powinien podawać wątpliwości jego lojalności dla klanu, a jednak nagle poczuł się zupełnie obco, jak wtedy, kiedy opuścił go Odważny Kieł. Patrząc na członków Tenebris — Białą Gwiazdę, która nigdy mu nie odmówiła, Jasne Serce, który mimo niespełna dwudziestu księżyców różnicy zachowywał się jak dziadzio, nawet Ciemny Kieł, która okazała mu dobroć przez tak prostą czynność, jak pomoc w zbieraniu ziół. Dopadła go nagła ślepota: dlaczego wcześniej nie doszedł do tego, że gdyby nie Biała Gwiazda i reszta Tenebris, we Flumine nadal czułby się tak osamotniony, jak po śmierci Odważnego Kła? Stali się jego nową rodziną, a jednak zasady wpajane od szczeniaka piekły głębiny jego duszy.
Otrzepał się, posyłając Jasnemu Sercu niemrawy uśmiech.
— Dziękuję, Jasne Serce! Już będę wiedział, co robić! — Chuja wiedział.
Skończył, przepychając się pomiędzy dwoma klanami. Nie miał gwiezdnego pojęcia, jakim cudem Nakrapiana Gwiazda i Biała Gwiazda dogadały się w kwestii sojuszu, bo teraz wolały posyłać sobie wzajemnie piorunujące spojrzenia z bezpiecznej odległości, co jakiś czas przekrzykując się w rozkazie: „Wojowniczy Mrozie, chodź tu na chwilę!”. Członkowie obu klanów jedynie napędzali się wzajemnym gniewem liderek, a Nakrapiana Gwiazda uroczyście obwieściła, że jeszcze jeden raz, kiedy Krwawy Zew rzuci się na jakiegokolwiek wojownika Flumine, wypieprzy ich wszystkich na pożarcie Hyclom. „Spróbuj”, otrzymywała odpowiedź. Tylko Irysowe Serce była w stanie udobruchać obie przywódczynie na sześć minut maks.
— Burza — wysapał Brzozowy Kieł, przemoczony wracając z wieczornego, ostatniego już patrolu. — Może pozbędziemy się Tenebris szybciej, niż przy pomocy Hycla.
Muszelkowy Nos zdzieliła go po uszach.
— Powinniśmy im pomóc. To nie ich wina, że stracili dom.
— Pomóc? W czym? Nie ułaskawimy Gwiezdnych, żeby przepędzili burzę — prychnął Burzowe Gardło, zgarniając do siebie Tulipanową Łapę, której długa sierść przypominała teraz mopa.
— Na jedną noc przygarniemy ich pod swój dach do obozu? — zasugerowała Słoneczko, spotykając się jedynie z głośnymi syknięciami dezaprobaty.
— Zwariowałaś? Ta banda emo szczurów wykorzysta każdą chwilę, żeby przepędzić nas z terenów! Nie mają nic do stracenia, jeśli Hycel zajął ich obóz, to teraz oni zajmą nasz! — Brzozowy Kieł fuknął, podjudzany przez równie zirytowanego syna.
— Właśnie! Widzieliście kły Płomiennego Krzewu?! — dodał Płonąca Łapa.
— Pokażę im miejsce, gdzie mogą się schronić przed deszczem i piorunami — wymruczał na wpół do siebie, na wpół do reszty klanu Wojowniczy Mróz, nie oglądając się za siebie, szturmując drzwi obozu.
— Nie są mysimi móżdżkami — zaprotestowała Irysowe Serce. — Znajdą sobie miejsce. To niebezpieczne wychodzić z obozu podczas burzy.
— Nie znają naszych terenów tak dobrze, jak my!
— Niech poznają je lepiej — wysyczał Burzowe Gardło. — Niech poznają każdą najlepszą kryjówkę, żeby wiedzieli, od której strony zacząć nas atakować.
Kodeks moralny Wojowniczego Mroza miał swoje zasady, wśród których jedną z nich było: „Nie denerwować Burzowego Gardła”. Szacunek do starszych pozwolił mu tylko na zirytowane kłapnięcie szczękami, zanim nie wyszedł z obozu, mokrymi łapami uderzając w gwieździste kałuże.
Nie czuł takiej złości, odkąd Nakrapiana Gwiazda nie przestała go doceniać jako swojego ucznia. Gniew wezbrał w nim jak wtedy, kiedy umarł Odważny Kieł, a Flumine zostawiło go niemalże samego. Dlaczego każdy klan to banda narcystycznych egocentryków, którzy myślą tylko o sobie? Złość smagała go niczym ulewa, a wraz z nią pytanie bez odpowiedzi: dlaczego klany stawiają siebie ponad czyjeś życie, nawet jeśli chodzi o głupią burzę?
<poszczuj go płomiennym krzewem>
[1230 słów: Wojowniczy Mróz otrzymuje 12 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz