27 maja 2021

Od Wojowniczego Mrozu CD Białej Gwiazdy i Jasnego Serca

 TW: Wymioty (drugi fragment, trzy pierwsze zdania trzeciego)
Lekcja do zapamiętania: jeśli kiedykolwiek trafisz pod opiekę medyka z Tenebris, potraktuje cię najbardziej śmierdzącymi ziołami (poważnie, Wojowniczy Mróz mógł przysiąc, że te w składziku Podgrzybkowej Sierści były perfumami przy tym… czymś) i w gratisie spróbuje cię otruć.
Gdyby miał ułożyć hierarchicznie psy w Tenebris, których się bał, od najbardziej do tych najmniej, w tej bezpiecznej, niegroźnej strefie pozostałyby maksymalnie dwie osoby: Biała Gwiazda i Jasne Serce.
Czające się na jego życie pazury Płomiennego Krzewu, które dziwnym przypadkiem pokrywała cienka warstwa krwi? Ee tam. Krwawy Zew, który przypatrywał mu się z odległości bez choćby mrugnięcia, chichocząc, jakby dostał czkawki? Kogo on obchodzi? Skalny Potok, który bez kontekstu warknął na jednego z uczniaków, bo, ot co, tamten krzywo się na niego spojrzał? Wojowniczy Mróz nie był już uczniem, nie mógł się przecież bać starych, zgryźliwych staruszków, którzy wyglądali, jakby wymordowali pół Quintusa zszywaczem.
W całej tej zgrai byli też medycy i, cholera jasna, naprawdę powątpiewał, że tutejsi medycy zajmują się leczeniem. Lisi Wrzask wyglądał, jakby głosował na Donalda Trumpa, mamrocząc coś pod nosem o tym, że nie ma nic za darmo, cholernej liderce, przeklętych jagodach cisu, dziwnych zbiegach okoliczności i ogółem Wojowniczy Mróz czuł się, jakby już poważnie się zadłużył, mimo że klany w założeniu nie miały kapitalistycznej gospodarki.
Ciemny Kieł nie głosowałaby na Donalda Trumpa. Byłaby tą słodką babcią, którą spotykasz na rynku. Taką, która z uśmiechem kupuje bułki i opowiada o swoich wnusiach, mówiąc, jaki to świat jest piękny. I, cholera, taką, która potem zdzieli cię po łbie torebką za to, że masz tęczową przypinkę na plecaku, a niedługo potem okazuje się, że mniej lub bardziej sekretnie głosuje na PiS.
— Cholerna Biała Gwiazda. — Lisi Wrzask klepnął Wojowniczego Mroza w kark tak mocno, żeby ten się pochylił, że Wodny niemal poczuł, jak wszystkie kręgi przestawiają mu się miejscami. — Czy ja jej wyglądam, jak, kurwa, Caritas?
Medyk wcierał uspokajająco zimną maść w skórę pacjenta.
— Obrzydliwe — mamrotał — obrzydliwe, obrzydliwe, obrzydliwe. Muszę powiedzieć Ciemnemu Kłowi, żebyśmy wprowadzili zakaz wstępu psów z pchłami.
— Trochę w prawo — zaśmiał się sucho Wojowniczy — tam nie ma maści.
W odpowiedzi Lisi Wrzask zdzielił go łapą w łeb.
Do końca dnia Wojowniczy Mróz udawał, że śpi tylko po to, żeby nie patrzeć w oczy któremukolwiek z medyków; a i tak ledwie powstrzymywał się od pojedynczych syknięć, kiedy Lisi Wrzask niby „przypadkiem” deptał jego ogon, nagle stojący mu na drodze.
W zasadzie pobyt u medyka był całkiem przyjemny. Okej, być może i wolał umiejętności Podgrzybkowej Sierści i Rumiankowej Łapy razem wziętych, ale w Tenebris poczuł się ważny. Nawet jeśli Lisi Wrzask na niego warczał i prawdopodobnie połowa wojowników Ciemnych myślała, jak to będzie go zabić, to nadal były chociaż dwie osoby, które się nim absolutnie szczerze przejmowały. Udając, że śpi, słyszał przychodzących na zmianę Białą Gwiazdę i Jasne Serce, którzy pytali (z irytacją w głosie, jak zauważył Wojowniczy, choć biorąc pod uwagę ton głosu odpowiadających na pytania medyków, to wiedział, że irytacja nie dotyczyła jego) o poprawiający się stan zdrowia młodziaka.
Miał rodzinę. We Flumine jedyną osobą odwiedzającą go byli medycy, okazjonalnie Irysowe Serce. Wojowniczy Mróz od dawna wierzył, że tam, gdzie jest jego rodzina, tam i jego dom, ale dopiero w Tenebris zdawał sobie sprawę z wagi swoich słów.
 
Nad ranem obudziło go pacnięcie łapy przez Ciemnego Kła.
— Suń się — westchnęła. — Mamy nowego pacjenta.
Wojowniczy otworzył jedno oko, żeby ujrzeć rudą mordkę niewielkiej uczennicy. Nerwowo przestępowała z łapy na łapę, co jakiś czas wzdrygając się pod wpływem bólu, a gdyby przez grubą warstwę futra byłoby cokolwiek widać, wojownik był pewien, że właśnie zzieleniała.
— Nie mogę — jęknął teatralnie. — Chyba mi się pogorszyło.
Ciemny Kieł rzuciła mu podejrzliwe spojrzenie, obmacując kontrolnie jedną z jego łap.
— Gwiezdni! Widzę Gwiezdnych! O, jak boli!
— To twoja jedyna łapa, która nie była zraniona.
— Och.
— Przesuniesz się, czy mam powiedzieć Białej Gwieździe, że jesteś tu na wakacjach?
Rzucił jej spojrzenie ze skruchą i wydeptał legowisko z mchu dla nowej pacjentki. Sikorkowa Łapa nawet nie zdążyła do niego dotrzeć; zamiast tego zatoczyła się, wywróciła białka oczu do góry nogami i wyrzuciła zawartość żołądka u stóp Wojowniczego Mrozu.
Skoro Ciemny Kieł już mówiła o tych wakacjach, to Wojowniczy jednak wolałby być na Hawajach.
— Zatrucie — skwitowała medyczka. — Lisi Wrzasku, potrzebuję paru liści trybuli!
 
Z legowiska medyków wyszedł dopiero wieczorem.
Sikorkowa Łapa zasnęła, cały dzień męczona bólem brzucha i wymiotami. Lisi Wrzask narzekał na sprzątanie, a Ciemny Kieł gadała sama do siebie, pół dnia nie robiąc właściwie nic poza wylegiwaniem się w słońcu. Letnia bryza omiotła futro Wojowniczego Mrozu, na co on przystanął pod wiatr, strzygąc łagodnie uszami i, jak zdał sobie sprawę, od dawna nie czuł się tak szczęśliwy, nawet jeśli w głowie dzwoniły mu wyzwiska medyków, a smród zawartości żołądka Sikorkowej Łapy nadal krążył mu po nozdrzach.
— Nie możemy przechowywać go tutaj długo — usłyszał głos Nocnej Furii.
Czarny ogon Ciemnego wojownika zamiatał podłogę podczas wieczornej straży. Ten letni wieczór jeszcze bardziej sprawiał, że Wojowniczy czuł się jak w domu — otaczał go spokój, przerywany jedynie łagodnymi, cichymi głosami Nocnej Furii i Białej Gwiazdy.
— Z całym szacunkiem, Nocna Furio — westchnęła liderka — ale Flumine zapewniło nam schronienie podczas niedawnego ataku. Może zostać tu tak długo, jak potrzebuje.
— Nie podważam twojej decyzji, Biała Gwiazdo — parsknął — ale czy nie jest to nieco, no, subiektywna opinia, biorąc pod uwagę twoją relację z tym dzieciakiem?
Liderka parsknęła śmiechem, szczerym i promiennym, który pozostawiał jej wojownika z wielką niewiadomą w odpowiedzi, ale Wojowniczy Mróz doskonale wiedział, o co jej chodzi.
Uśmiechał się sam do siebie, kiedy usłyszał ciche stąpania pazurów o marmurową posadzkę. Pysk Białej Gwiazdy wyjrzał zza murów ruin, kiedy napotkała wzrok z Wodnym.
— Tu jesteś.
Przysiadła obok niego. Świerszcze grały pomiędzy kłosami trawy, uniemożliwiając Wojowniczemu skupienie się, ale z tyłu głowy myśli dochodziły zawsze do tego samego, więc tylko westchnął cicho, kładąc głowę na łapach.
— Coś się stało? — zapytała. Miała głos zimny i spokojny jak zawsze, ale on znał ją na tyle, że wiedział, że się martwi.
— Nie — wymruczał. — Nie. Jeszcze nie. Ale chyba może się stać.
Poczuł na sobie jej spojrzenie, ale go nie odwzajemnił, podobnie jak Biała Gwiazda tego nie skomentowała, cierpliwie spodziewając się, że sam zacznie mówić.
Westchnął.
— Boję się — szepnął. — Nie wiem, czy mogę już wrócić do Flumine i nazwać ich swoją rodziną. Ja… nie urodziłem się tam, wiesz, prawda? Przyjęli mnie, jakby nigdy nic, ale tak naprawdę… nigdy nie byłem Wodnym. Byłem po prostu włóczęgą, któremu przypięto łatkę wojownika, i to jeszcze na siłę, bo mój trening się przedłużał i byłem zbędnym ciężarem dla liderki. — Przełknął ślinę. Miarowy oddech Białej Gwiazdy go uspokajał; wiedział już, co czują szczeniaki, które na oczy mogą widzieć jedynie swoją matkę. Tym właśnie dla niego była Biała i nie wahał się ani przez moment, żeby powiedzieć jej, o czym myśli. — Jesteś moją rodziną, Biała Gwiazdo. I ty, i Jasne Serce… nawet Ciemny Kieł traktowała mnie mniej obco, niż własny klan. Nie jestem pewien, czy chcę, żeby Flumine dłużej było moją rodziną.
Podniósł głowę, kiedy zawisł nad nim przyjazny pysk Jasnego Serca, który dołączył do ich dwójki.
— No dobrze, kochaniutki — zaczął — dla ciebie zawsze znajdzie się tutaj gdzieś miejsce.
<Jasne Serce?>
[1164 słowa: Wojowniczy Mróz otrzymuje 11 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz