— Co cię tu …?
— Bolesny, strasznie cię przepraszam! — Cytrynowy wpadł na mnie i zaczął szlochać.
— To jest obóz Industrii! Obawiam się o twój los, w wypadku… — zacząłem, jednak nowoprzybyły niegrzecznie wpadł mi w słowo.
— Wytarzałem się w łajnie, które znalazłem idąc tu, och, nikt mnie nie wyczuje! Posłuchaj… — ledwo zrozumiałem, co powiedział, gdyż strasznie płakał. Krztusił się przez swoje własne łzy i kaszlał okropnie.
— Mówże, co cię trapi, bo zaraz się z tej słonej wody udusisz — oznajmiłem, z niepokojem spoglądając na szlochającego przyjaciela.
Miałem wielką nadzieję, że będziemy mogli spocząć spokojnie. Była to jednak chłonna wiara, po lada chwila jakikolwiek członek mojego klanu może ujrzeć Cytrynowego. Szkoda takiego ładnego dnia, na takie nieprzyjemne wydarzenia. Było doprawdy pięknie. W kałuży odbijało się czerwone, choć lekko zniekształcone słońce, a okoliczne drzewa sprawiały wrażenie, jakby przeglądały się w tafli wód, nachylając nad nią pyski. A może chciały się napić? Miło będzie, jeżeli się spytam.
— Przepraszam, chcecie się napić? — Odwróciłem się w stronę drzew, czując na sobie wzrok znieruchomiałego Cytrynowego. Na powrót spojrzałem na niego, wymownie zerkając na rośliny. „Porozmawiamy innym razem” — przekazałem im w myślach, nie wiedząc, że kolejny raz może nie nadejść.
— Ja… — zaczął, wdychając i wydychając ciepłe, niemal duszne powietrze. — Pokłóciłem się z Konwalią, a potem… potem stwierdziłem, że cię znajdę, i… i…
Znowu zaczął łkać i pojękiwać, dlatego usiadłem wygodnie. Może na pierwszy rzut oka oba te zdarzenia nie mają większej wagi i powiązania, dlatego jaki jest wniosek, z tego, że kiedy płakał, to ja usiadłem? Już tłumaczę: … Och, chyba Cytrynowy ma coś do powiedzenia. Skupmy się na nim.
— Nie było cię na torach, to przyszedłem do waszego obozu … znaczy!... — powoli uspokajał się, a ja oddychałem spokojnie. Jeżeli twój oddech będzie umiarkowany, to podobno pomaga osobom wokół ciebie zachować spokój. Tak przynajmniej powiedziała mi Stopowa, kiedy prosiłem ją o porady, co robić, jeżeli Liść oszaleje. Cóż, naprawdę często wylewał swoje żale razem z łzami. Tak często, że zacząłem się martwić o jego zdrowie psychiczne… Ee… Nie powtarzajcie mu tego.
—… Wyczułem twój trop. — Oczy mu się zaświeciły, kiedy wspomniał o mnie. — Za nim podążyłem, i…
— Muszę ci przerwać — oznajmiłem. — Bo powiedziałeś „podążyłem”. Toż to okazja do świętowania! Moja mowa wzbogaciła twoją, i…
W tym momencie Cytrynowy dotknął mnie nosem, i zaraz przestraszył się sam siebie. Zaczął krzyczeć „przepraszam, niechcący!” i cofnął się gwałtownie. Bliski byłem spanikowania, ale postanowiłem nie poddawać się zaskoczeniu — chociaż jeden z nas musi pozostać przy zdrowych zmysłach.
— To... dobrze, że oboje doskonale rozumiemy, co nas łączy — oznajmiłem z kluchą w gardle, a Cytrynowy znowu się rozpłakał. — Nie płacz, jeżeli nic się nie stało… Nie starczy ci łez na ważniejsze okazje…
Powtórzyłem jego ruch, na co on znieruchomiał. Zaraz wybuchnął płaczem.
— Znowu wylewasz łzy? Śmiem mieć nadzieję, że to ze szczę…
Przewracając mnie w euforii, uniemożliwił mi dokończenie. Właśnie w tej chwili zyskałem partnera.
***
— Żegnaj! — krzyczę do Cytrynowego, stojąc na granicy naszych klanów. — Następnym razem lepiej nie przychodź do obozu, bo wątpię, aby znów uszło ci to na sucho.
Mój partner życzy mi miłego dnia i odchodzi, szalenie merdając ogonem. Patrzę, jak znika za horyzontem i uśmiecham się. Właśnie odprowadziłem Cytrynowego Liścia do oznaczeń Tenebris, a teraz wracam w drogę powrotną.
Idę, stąpam lekko po ściółce. Chce mi się śmiać i rzucić w wir euforii, ale wtem wyczuwam obcy zapach. „Chyba mój węch popełnił niewybaczalną omyłkę? Dwunożni?” — myślę.
Idę, nie widząc żadnych przeciwwskazań. Zapach stworzeń również nie dobiega mi do nosa. Utwierdzam się w przekonaniu, że był to nieśmieszny żart, jaki sprawił mi mój zmysł. Zadowolony stąpam trzy razy szybciej, niż normalnie, co zapewne nie wygląda zbyt naturalnie. Jednak takie jest, jak najbardziej! Po prostu nie mogę się doczekać, aż powiem Stopowej, że mam partnera.
Idę, zaczynam odczuwać niepokój. Wiem doskonale, żeby nie ignorować przeczuć, jednak to wydaje się takie dziwne… Zaczynam się gubić w swoich odczuciach. Zatrzymuję się i oglądam za siebie.
Dopiero teraz do nosa dobiega mnie wyraźna woń dwunożnych.
— Hycle! Pomocy! — krzyczę. — Cytrynowy Liściu!
Nikt mnie nie słyszę. Złapali mnie. Próbuję się wyrywać, ale to na nic. Gryzę. Po raz kolejny i ostatni, powietrze rozdziera mój wrzask.
„Cytrynowy Liściu! Pomóż mi, nie dam rady!”
Bolesna Łapa umiera. Koniec wątku Bolesnej Łapy, Cytrynowego Liścia i Konwaliowej Łapy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz