28 czerwca 2021

Od Dreszczki do Omszonej Łapy

Jeszcze raz ktoś mnie nazwie księżniczką, to przysięgam, że powyrywam zęby i połamię nogi.
Znaczy, ta, będę się złościć. Jak mama przykazała mówić. A jeżeli ten wojownik nie przestanie się na mnie patrzeć, to zawołam przywódcę. Ewidentnie chce mnie zamordować, wyczytuję to w jego oczach. Ma morderczy wyraz i uśmiecha się do tej suni, jakby już myślał o krwi. No albo o romansowaniu z nią. W sumie to on się patrzy na nią, a nie na mnie. Nieważne!
Zauważyłam ucznia idącego w moją stronę. Zmrużyłam oczy. Mchowa Łapa? Omszona, znaczy się. Miałam na myśli: kogo to obchodzi. Przecież nikogo nie obchodzi, że on do mnie idzie (oprócz mnie, bo rzecz jasna obchodzi mnie, że chce mnie zakopać żywcem) dlatego nie będę o nim mówiła, nie? Proste.
Mimo że nie obchodził mnie, to wyszłam mu na powitanie z legowiska. Nie ukrywam, że chciało mi się jeść, ale zdecydowałam, że przetrwam trochę. Fenkułowa grzecznie poczeka, aż jej córusia wróci. A może nawet uda mi się ominąć kolejny korowód zwiedzających? Szczerze powiedziawszy, n i e przepadam, jak ktoś traktuje mnie jak atrakcję, którą można wymiziać, przytulić i piszczeć nad nią. Nikt mnie w tej oborze nie traktuje na poważnie.
— Cześć — oznajmił Omszony, a ja go dopiero teraz zauważyłam. Wspominałam, że wcześniej…? Nieważne, chyba mi się wtedy przewidziało. Dobra, zostawmy ten temat! — Potrzebuję kogoś, kto…
— Nie podchodź bliżej. — Zmrużyłam oczy, próbując nie zwymiotować ze strachu. Stał tak blisko mnie, że mógłby mnie zabić jednym gryźnięciem. Przerażające! Dobra, muszę wziąć się w garść. Wyprostowałam się oraz zanim zdążył odpowiedzieć, kontynuowałam. — Tego nie było. Przedstawmy się sobie od nowa.
Uczeń prychnął jakby zażenowany moim zachowaniem. CZY ON MNIE NIE TRAKTUJE NA POWAŻNIE? ROZEDRĘ MU SKÓRĘ! NIECH TYLKO POCZEKA!
— Drżąca Łapa — powiedziałam, patrząc się spod przymrużonych oczu. Ledwo panowałam nad tonem głosu. — Teraz ty.
— Dreszczka chyba. — Lekko poirytowany przewrócił oczami. — Jesteś jeszcze kurduplem, serio, nie widziałem jeszcze a ż t a k małego szczenięcia.
— Twierdzisz, że jestem księżniczką? — zawarczałam, gdyż się przesłyszałam. Zdarza się każdemu, przecież często słuch płata nam figle.
— Tego nie powiedziałem — zdziwiony się uśmiechnął, jakby mówiąc „co ten szczeniak ma z uszami”. Nie wyglądał inteligentnie, rzecz jasna, w przeciwieństwie do mnie. Wytknę mu to kiedyś, chwycę się tego, jak tonący pies patyka! Wracając do poprzedniego zdania: życzę mu, aby utonął. Znieważył mnie i odcisnęło to bolesne piętno na mym honorze. I komuż to ja się teraz ukażę? Wstydź, wstydźże się psino.
Ee… wróćmy do Omszonego, ok?
Ów pies, o którym mowa, zamierzał wysłowić się nareszcie. Drżałam z niecierpliwości, co mu na duszy siedzi. Byłam jednak gotowa do ucieczki, gdyby zrobił jakiś gwałtowny ruch. Zawsze jestem gotowa! Nie wiadomo, gdzie czai się nieprzyjaciel. Ten pies chyba jednak jest przyjacielem.
— Uspokój się, coś ci się pomyliło — wzdychnął, jakbym była źródłem jego wszystkich problemów. — Potrzebuję kogoś, kto będzie towarzyszem moich przygód. Rozumiesz, ktoś musi targać zwierzynę.
Nie ufałam mu. Wyglądał na zbira. Jednakże, że jestem psem interesu, próbowałam wyciągnąć z niego więcej.
— Co z tego będę miała? — Tajemniczo spojrzałam na niego (przynajmniej taką mam nadzieję. Zależy mi, by być tajemnicza). Oczywiście będę kapitanem statku, a on się nie umie poprawnie odesłać. Ja się usłyszałam, a on się przejęzyczył.
— Ano — zająknął się, ale zaraz gorąco domówił. — Sławę! Wszyscy będą cię znać i będziesz podziwiana! Może nawet wybiorą cię na przywódcę klanu…
Jeżeli byłam statkiem, to właśnie wdarli się na mój pokład piraci. Odkrył on moje czułe miejsce, i dobrze wycelował w nie z armaty. Na samą myśl o szacunku i podziwie innych oczy mi się rozszerzyły, i czułam, jakby niebo się rozstąpiło. Szeregi Gwiezdnych śpiewały pieśń o przygodach Wspaniałej, Wielkiej, Niesamowitej, Dzielnej, Odważnej, Cudownie Śpiewającej i Miłej Drżącej Świetlanej Gwiazdy, i jej towarzysza, Omszonego Gówna.
Jest to dobre porównanie mojego prestiżu i prestiżu tego czegoś. Jasne jest więc, że będę jego zwierzchniczką. Jasne jak słońce! I on będzie się mnie słuchał, a podziwiał (i zakocha i się we mnie) na zabój. Może nawet mianuje go moim sprzątaczem, jak wyratuje mnie tonącą z morza. Jak romantycznie! Zmieniam zdanie, będzie moim partnerem.
Zmierzyłam go wzrokiem.
Cóż, do psów najwybitniejszej urody to nie należał. Założyłabym, gdybym nie znała drugiego członu jego imienia, że to szkodnik idący do starszyzny. Jest posiwiały taki. Starszyzny — straszyzny. Nie uważacie, że straszyzna jest straszna? Że też na to nie wpadłam! To spisek na skalę klanową! Chcą mnie wybić wszyscy jej…
— Halo? Tu ziemia? — Zdziwionym wzrokiem wodził po mnie mój sprzątacz. Partner mam na myśli. Chyba powinnam się o to jego dopytać, ale potem będzie na to pora. Kim my właściwie dla siebie jesteśmy?
— Muszę się zastanowić. — Na pysku wymalował mi się wyraz zadumy. — Rozumiesz, nie wiem, czy przystoi mi się z tobą włóczyć po świecie.
Miałam na myśli, że muszę się o to matki spytać. Chociaż w sumie, dlaczego miałabym to robić? Czy ona kiedyś była mi na coś potrzebna? To bezużyteczny śmieć, którego poo — winna… Lepiej tak: to ciężar dla mych barków, a zamierzam sobie ulżyć.
— Co powinnaś sobie ulżyć? — Znowu gapił się na mnie jak na głupią. Niech to! Gadam swoje myśli na głos. Przynajmniej o tym partnerze nie usłyszał, bo by jeszcze stwierdził, że chce się z nim wiązać.
— Nic, nieważne — szybko dodałam. — Chyba ci się coś pomyliło.
Widziałam, że oburzył się, na to skopiowanie jego słów, które uprzednio skierował do mnie. Ale mi to zwisa.
— Nawet jeżelibym się zgodziła — dopowiedziałam, z zamyśleniem na niego spoglądając: — to najpierw chciałabym odwiedzić Coleum.
Prychnął, rozbawiony. „Jeżeli zależy ci na czasie, to możesz popełnić samobójstwo” — powiedział.
— Nie bądź głupkiem. Przecież psy nie unoszą się na chmurach, musi być jakaś materialna granica — starałam się nie przyjąć miny naburmuszonego szczeniaka, któremu ktoś zabrał zabawkę. — Jakiś koniec świata, czy coś…
Otworzył szerzej oczy. „A może jednak unoszą się na chmurach?” — oznajmił, po czym zaczął się śmiać. Jak on śmie mnie lekceważyć, już drugi raz?! 
<Omszona Łapo?>
[955 słów: Dreszczka otrzymuje 9 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz