Dzień, w którym mentorem Omszonej Łapy został Sowi Pazur, był najgorszym dniem w jego życiu. Nic tego nie przebije. Gwiezdni mogliby okazać się kłamstwem, ziemia mogłaby się rozstąpić, a on sam zostać Zgaszonym, a to, co się właśnie stało i tak byłoby gorsze.
A przynajmniej Mech tak sądził.
Gdyby tylko mógł, już dawno stałby przy legowisku swojej matki z rozmazanym eyelinerem i krzywo pomalowanymi pazurami, zarzucając grzywką na bok. W tle można byłoby usłyszeć hit, jakim jest „I Hate My Mom”, zagłuszający połowę tego, co się dzieje wokoło. Wściekły, burczałby coś pod nosem, pytając Rzepakową, jak mogła wybrać kogoś z takim wielkim kijem w dupie i brakiem poczucia humoru, jakim jest Sowi Pazur. Krzyczałby i przeklinał, wyrzucając z siebie wszystkie swoje negatywne emocje, a miał ich pełno. Zrozumiałby gdyby dostał go Ciepły, ci dwaj pasowali do siebie jak dwie krople wody. Tak samo irytujący, ciągle podążający za zasadami. Ale on?! Mech?! Co jego szalona matka chciała w ten sposób niby osiągnąć? Czyżby próbowała wpakować swojego jedynego w swoim rodzaju, niepowtarzalnego syna, w ramy normalności? Czy jej kompletnie już odbiło? Nie zdziwiłby się gdyby tak było. Po śmierci Żabki była jeszcze dziwniejsza niż wcześniej, leżąc ciągle w swoim legowisku, majacząc coś pod nosem.
Nie miał jednak możliwości zrobić żadnej z tych rzeczy, bo pieprzeni Ciepła Łapa i Sowi Pazur, urwaliby mu chyba łeb, skrzecząc, jak to ich matka potrzebuje odpoczynku. Nie dopuszczali go nawet do niej bez nadzoru, bo chyba dobrze wiedzieli, jak skończy się to spotkanie. I bardzo dobrze! Niech wiedzą, z jakiej ilości złości jest zbudowane to ciało! Mógłbym wam pokazać jednego z tych tylko czasem śmiesznych memów na temat chihuahua, które mówią o tym, z ilu procent czego te są zbudowane i idealnie by to opisało stan, w jakim aktualnie jest Mech. Jego życie się staczało, a on razem z nim. Nie ważne, z jakiej perspektywy się na to spojrzy.
Dopełnieniem tej ogromnej żałości i cierpienia, jaką Mech aktualnie przeżywał, była poranna pobudka przez nikogo innego jak jego cudownego, wspaniałego i ukochanego mentora. Słońce dopiero zaczęło migać za horyzontem, a ten szturchał nim na prawo i lewo, wyrywając go z objęć snu, który na pewno był lepszy niż cokolwiek, co właśnie się działo. Omszona Łapa tylko zamruczał coś w dezaprobacie, próbując znowu zapaść w sen. Ostatniej nocy wrócił dość późno, idąc na przechadzkę po tej słabej komedii, jaką było mianowanie jego i Ciepłej Łapy. Musiał odpocząć od patrzenia na ich głupie pyski, bo chyba coś by im zrobił, a to nie skończyłoby się dobrze. Sowiemu jednak się to nie spodobało.
— Wstawaj, nie mam na ciebie całego dnia — warknął, łapiąc swojego nowo upieczonego ucznia za kark. Podniósł go i posadził, widząc w końcu oznaki życia u młodszego psa większe niż markotanie. — Skończyły się dla ciebie dni twojej miłej i dobrej zabawy, włóczenia się Gwiezdni wiedzą gdzie. Od dzisiaj, codziennie o tej porze, masz ze mną trening, jasne? Jeśli usłyszę jakiekolwiek protesty, będziesz ćwiczył od rana do wieczora przez następny księżyc.
Mech tylko patrzył się na niego przez chwilę tępo, nie rozumiejąc kompletnie, co ten do niego mówi. Równie dobrze mógłby zmienić kompletnie swoje podejście do młodszego, a ten i tak miałby to gdzieś. Mimo bycia tak radykalnie obudzonym wciąż ledwo kontaktował ze światem dookoła niego, a na pewno nie z Sowim Pazurem. W tym momencie był dla niego jeszcze mniej ważny niż w innych momentach jego życia. Zadziwiające szczerze.
— Mówię do ciebie! — Walnął głośno łapą o ziemię, na co szczeniak mimowolnie podskoczył.
— Czy ty się dobrze czujesz?! — parsknął Omszona Łapa. — Widzisz w ogóle, która jest godzina?
— Wystarczająca byś w końcu wstał — wtrącił się jego brat, który sam się już dawno przygotowywał na nowy dzień.
Och jego brat. No tak. Jego wspaniały kurwa brat, musiał się wtrącić i gęgać mu nad głową. Zwykle, nie obchodziłoby go aż tak bardzo, ale w tym momencie miał już wystarczająco dość. Ten poranek był porażką. Nie dość, że został obudzony tak rano, to został obudzony przez Sowiego Pazura, dodatkowo Ciepła Łapa musiał wsadzić swoje 3 grosze w tę wybuchową mieszankę. Dla Mcha to było wystarczająco by go zadziałać. Zawarczał głośno i wyskoczył do przodu, kłapiąc zębami na niego. Jego młodszy brat jednak odskoczył w porę, unikając kłów Omszonej Łapy.
— Nikt cię nie pytał o zdanie! Zamkniesz się w końcu?! — Pokazał mu zęby, warcząc gardłowo.
Nim jednak zdążył to wszystko rozkręcić, bawiąc się, poczuł uścisk zębów na swoim ogonie i ciągnięcie w tył. Dlaczego ciągle ktoś go ciągnie za ten ogon, powinien go sobie odciąć czy co? Zaczynało to być naprawdę denerwujące, gdy on po prostu chciał rozwiązać ten problem po swojemu. Oczywiście, że był to Sowi, któremu najwyraźniej nie podobał się przebieg zdarzeń. A podobno był z niego taki świetny wojownik. Puścił go i przytrzasnął od razu znowu ogon Mcha swoją łapą, patrząc uczniowi w oczy. Jego wzrok był zimny i spokojny, mimo to od starszego psa czuć było wściekłość, jaką czuł przez tę sytuację.
— Omszona Łapo, kurwa mać, uspokój się! To pierwszy dzień twojego treningu. Zachowujesz się jak rozwydrzony szczeniak, a nie ktoś, kto chce zostać szanowanym wojownikiem. — Wziął głęboki wdech, próbując się choć trochę opanować. — Jesteś nie do zniesienia.
— Ty też — odpowiedział krótko, uśmiechając się pod nosem.
<Sowi Pazurze?>
[855 słów: Omszona Łapa otrzymuje 8 Punktów Doświadczenia i 2 Punkty Treningu]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz